Выбрать главу

Wyniki tych badań były zaskakujące. Rzekomy statek okazał się jednorodną bryłą… lodu. I to lodu powstałego z ciężkiej wody. Lustrzana warstwa powierzchniowa zabezpieczała najwidoczniej bryłę przed roztopieniem w promieniach gwiazd Tolimana. Żadnych urządzeń technicznych nie było ani wewnątrz, ani też na zewnątrz kuli.

Jakiemu celowi służyła ta kula, nie potrafiliśmy dociec. Jaro wyraził przypuszczenie, że jest to magazyn ciężkiej wody służącej do zaopatrywania statków kosmicznych lub orbitalnych central energetycznych. Ast i Szu sądzili, że może to być po prostu zagubiony zbiornik paliwa większego statku kosmicznego. Pozostawało faktem, że w naszym posiadaniu znalazło się co najmniej dziewięć tysięcy ton ciężkiej wody, świetnie nadającej się do wykorzystania w silnikach jako masa odrzutowa.

Nie wszyscy u nas przypisywali ową zdobycz splotowi przypadków.

— Mnie wydaje się — mówiła Zoe — że czas już zrewidować poglądy na wszystko, co się z nami dzieje. Zbyt dużo zjawisk przypisujemy przypadkowi, nie biorąc pod uwagę,że im jest ich więcej, tym mniejsze mamy do tego prawo. Zgoda, że katastrofa RER była przypadkowa. Ale przecież później wiele faktów wskazywało, że działają tu świadomie jakieś siły zewnętrzne. Pojawienie się pola hamującego czy przyśpieszającego ruch kosmolotu mogło być przypadkiem? Nie mogło. Wartość, jaką osiągnęło to przyśpieszenie, również chyba trudno uznać za przypadkową. Można co prawda przyjąć za przypadek fakt, że wartość ta odpowiadała granicy wytrzymałości organizmu ludzkiego, ale czy można uważać za przypadek to, że prędkość nasza spadła do zera właśnie tu, między Tolimanem B a Tolimanem A? Nie można!

— Czyżbyś przypuszczała, że celowo zatrzymano kosmolot właśnie w pobliżu kuli z ciężką wodą? — rzekł Dean, marszcząc brwi.

— Oczywiście. A raczej zorganizowano wszystko tak, abyśmy mogli dowolnie wybrać kierunek lotu. Po prostu — stwierdzono, że nie mamy masy odrzutowej i…

— Nie tak znów „po prostu” — przerwała Ast. — Skąd mogli wiedzieć, jakiego rodzaju masa odrzutowa nadaje się do naszych silników?

— Stanowczo twierdzę, że nie doceniamy możliwości gospodarzy Układu Tolimana.

— A ty przeceniasz! — odpaliła Ast.

— Jeśli potrafili stwierdzić, na jakiej fali pracuje w danej chwili nasza telewizyjna aparatura odbiorcza oraz określić wszystkie zasady, na których oparliśmy przekazywanie obrazów… — dorzucił Dean.

W tej chwili zresztą zagadnienie, skąd wzięła się ciężka woda, nie było sprawą najistotniejszą. Najważniejsze, że ogromny jej zapas czynił nas panami swej woli.

Uwaga nasza skoncentrowała się więc na Błyskającej. Ku niej to właśnie skierowaliśmy kosmolot po zaopatrzeniu go w masę odrzutową.

Teraz od dwóch dni krążymy wokół Błyskającej i przez grube warstwy chmur usiłujemy zebrać jak najwięcej danych o tym, co znajdziemy na jej powierzchni. Błysków już od dwóch dni nie dostrzegamy. Zanikły, gdy weszliśmy na tor wiodący do tej planety. Mimo skrupulatnych poszukiwań różnymi metodami nie udało się nam dotąd odnaleźć żadnego satelity Błyskającej. Czyżby stacjonarny pierścień orbitalny emiterów był tylko tworem naszej wyobraźni? A może, podobnie jak z kulą ciekłego wodoru, działają tu jakieś urządzenia maskujące?

Jeśli chodzi o cel tych emisji promieniowania, to trzeba unikać wyciągania zbyt pochopnych wniosków. Przypuszczenie, że jest to sygnalizacja zmierzająca do zwrócenia naszej uwagi na Błyskającą, ma coraz mniej cech prawdopodobieństwa. Czyż gospodarze Układu Tolimana sięgaliby do tak prymitywnych metod, gdyby chcieli się z nami porozumieć?

Powłoka chmur otaczająca Błyskającą jest stosunkowo gruba i — jak wykazały obliczenia i bezpośrednie badania za pomocą łazika — mgła sięga do samej powierzchni planety.

Błyskająca ma masę ponad dwa razy większą niż Ziemia, co przy promieniu siedem tysięcy sześćset pięćdziesiąt kilometrów sprawia, że każdy kilogram masy waży na powierzchni tej planety 1,4 kilograma. A więc zaprawa w postaci wzmożonego przyśpieszenia przez niemal całą drogę z Układu Proximy do Układu Tolimana przyda się nam znakomicie.

Rzeźba powierzchni planety jest mało urozmaicona. Gór skalistych o poszarpanych erozją zboczach nigdzie tu nie dostrzegliśmy, mimo szczegółowych zdjęć radarowych i podczerwonych. Nie brak za to niewielkich wzniesień, wzgórz i rozległych dolin. Otwartych zbiorników wodnych spotykamy tu niewiele. Największy nie dorównuje powierzchnią północnej części ziemskiego Atlantyku. Gdzieniegdzie wznoszą się utwory przypominające góry pierścieniowe lub wielkie kratery meteorytowe — są to jednak twory chyba sztuczne. Nawet przy niedużym powiększeniu można zauważyć na powierzchni wyraźne ślady planowej zabudowy większych terenów. Są to prawdopodobnie miasta i zespoły budowli przemysłowych. Te urbanistyczne kompleksy skupiają się często wokół owych sztucznych gór pierścieniowych.

Niestety, gospodarzy planety nie udało nam się dostrzec, a wysłanie łazika do owych budowli nie byłoby celowe. Mieszkańcy ich mogliby to uznać za jakiś wrogi akt, za przygotowanie do ataku czy coś w tym rodzaju. Musimy działać z wielką ostrożnością, gdyż istoty zamieszkujące Błyskającą mają z pewnością wiele powodów do nieufności.

Stosując duże powiększenia, obserwujemy dość często ruchy niewielkich tworów — są to prawdopodobnie jakieś pojazdy komunikacyjne. Poruszają się zarówno po powierzchni planety (zaobserwowaliśmy coś w rodzaju dróg), jak i w powietrzu, przy czym niektóre z nich mimo dużej gęstości atmosfery rozwijają znaczną prędkość.

Dziś śledziłam przez cztery i pół godziny ruch takiego szybkiego pojazdu, zdobywając jeszcze jeden dowód, iż jest to środek komunikacji. Pojazd ów wyruszył z jednego „miasta” i wylądował w innym.

I oto wyłonił się dylemat. Istnieją niezbite dowody, że Błyskająca jest siedliskiem wysokiej cywilizacji, a jednocześnie wyniki badań atmosfery tej planety zdają się wykluczać możliwość istnienia tam życia, przynajmniej według naszych pojęć, to jest życia opartego na białku węglowym. Gospodarzami Błyskającej nie mogą być więc Urpianie, lecz jakieś inne, nie znane nam istoty.

Co się jednak stało z Urpianami? Może wybici zostali przez tubylców, gdy piętnaście wieków temu przybyli do Układu Tolimana? Może wywędrowali gdzieś dalej? Może zresztą osiedlili się na Juvencie, gdzie jest pod dostatkiem wolnego tlenu?

Nawet w najniższych warstwach atmosfery Błyskającej wolnego tlenu nie znaleźliśmy. Okazało się, że wyniki pierwszych badań, jeszcze z księżyca Urpy, były poprawne.

Atmosfera Błyskającej składa się z fosgenu (ok. 20 %), tlenku węgla (12 %) i pary wodnej. Jest więc wybitnie toksyczna. Przecież fosgen to niebezpieczny gaz duszący, stosowany podczas pierwszej wielkiej wojny dwudziestego wieku. Zawartość 0,15 % tlenku węgla (czadu) w powietrzu jest już niebezpieczna dla życia, a 1 % powoduje w krótkim czasie śmierć. Obecność fosgenu wskazuje, że atmosfera Błyskającej zawierała kiedyś duże ilości chloru, który połączył się z tlenkiem węgla, tworząc właśnie fosgen. Skąd wzięły się tak wielkie ilości chloru w atmosferze Błyskającej — nie wiadomo.

Syntezie fosgenu sprzyja ponadto światło słoneczne. Czyżby w okresie przebiegania tej reakcji powłoka chmur nie była tak gruba i promienie Tolimana B mogły przenikać przez nią swobodnie?

W atmosferze Błyskającej spotykamy również dwutlenek węgla i pewne nieznaczne ilości azotu oraz gazów szlachetnych, przede wszystkim helu.

Nieduża odległość od Tolimana B sprawia, że panuje tu średnia temperatura osiemdziesiąt sześć stopni Celsjusza. Tak więc jest zupełnie wykluczone, abyśmy mogli po wylądowaniu poruszać się po powierzchni planety nie tylko bez masek tlenowych, ale również bez skafandrów zaopatrzonych w aparaturę chłodzącą. Zresztą i ciśnienie jest tu niezbyt przyjemne, bo na poziomie największych zbiorników wodnych wynosi ponad jedenaście atmosfer.