Wzdłuż północnego wybrzeża Francji, tam, gdzie Edward Wyznawca spędził swoje najmłodsze lata, rozciągały się posiadłości księcia Normandii, jednego z najmożniejszych wasalów króla Francji. I on, i jego lud, jeden z najbarwniejszych i najciekawszych w dziejach Europy, stanowią dla większości z nas przedmiot mętnych i niedorzecznych sporów, które dla nich samych byłyby zupełnie niezrozumiałe. Najgorszy zaś jest głupawy pomysł robienia z arystokracji angielskiej — w okresie jej wielkości w ostatnich trzystu latach — Normanów. Tennyson oświadczył pewnej lady nazwiskiem Vere de Verte4, że wiara prostaczków cenniejsza jest od krwi normańskiej. Jednak badacz historii, który jest w stanie uwierzyć, iż lady Clara miała w żyłach krew Normanów, musiałby sam mieć dużą dawkę wiary prostaczków. Jeśli idzie o ścisłość, twierdzenie to kłóci się z faktyczną rolą arystokracji w dziejach Anglii, jak to zobaczymy, gdy dojdziemy do omawiania politycznego planu Normanów. Za sprawą modnego widzimisię historycy nie zwracają uwagi na to, co było cechą Normanów najlepszą, tak samo jak i my stwierdziliśmy, że nie ma tego, co można by nazwać najlepszą cechą Saksonów. Nie wiadomo, czy mamy Normanom dziękować bardziej za ich pojawienie się, czy za ich zniknięcie. Niewielu filantropów wycofało się tak szybko w cień. Normański łowca przygód okrywa się chwałą nie lada, gdyż całym sercem rzuca się w niepewną sytuację, zawierza nie tylko swym towarzyszom broni, ale i poddanym, a nawet swym wrogom. Jest lojalny w stosunku do królestwa, którego jeszcze nie stworzył. W ten sposób Normandczyk Bruce stanie się Szkotem, a potomek normandzkiego rodu Strongbow — Irlandczykiem. Ludzi kalibru mniejszego od Normanów trudno by sobie wyobrazić w charakterze warstwy rządzącej aż po nasze czasy. Ta „zagraniczna”, awanturnicza lojalność Normanów, która pojawia się również w dziejach innych narodów — najsilniej chyba występuje w tych dziejach, które mamy śledzić na tym miejscu. Książę Normandii staje się istotnie rzeczywistym królem Anglii: jego powołanie się na Edwarda Wyznawcę, jego wybór przez Radę, nawet jego symboliczna garść ziemi z Sussex, nie były tylko czczymi formalnościami. Jesteśmy znacznie bliżsi prawdy zwąc pierwszym z Anglików Wilhelma, niż nazywając Harolda, poległego pod Hastings, ostatnim z nich — choć oba te twierdzenia nie są ścisłe.
Mglista dyskusja na temat mało znanych ras, które mieszały się rzekomo ze sobą w tej mało znanej epoce nie zostawiając nam dowodów historycznych, zbyt wiele buduje na fakcie, że w normandzkie brzegi Francji, podobnie jak we wschodnie brzegi Anglii, głęboko przeniknęły normańskie najazdy z dziewiątego wieku i że jakoby książęcy dom normandzki oraz nieznane nam bliżej inne rody wywodziły się ze Skandynawii. Niewątpliwą zdolność do przewodzenia innym oraz twórczość ustawodawczą Normanów, bez względu na to, kim oni byli, można z pewną słusznością tłumaczyć zastrzykiem świeżej krwi. Skoro jednak teoretycy rasowi posuwają się w swych rozważaniach aż do porównywania ras między sobą, to należy stwierdzić, iż zagadnienie to da się rozwiązać jedynie na podstawie badań tych dwu rasowych typów oddzielnie. Otóż okazało się, że więcej zdolności cywilizacyjnych wykazali Francuzi, niemający domieszki krwi skandynawskiej, niż Skandynawowie bez domieszki krwi francuskiej. Tyleż samo podbojów (a więcej jeszcze rządów) mają na swym rachunku Krzyżowcy, którzy nie byli nigdy Wikingami, co Wikingowie, którzy nie byli nigdy Krzyżowcami. W rzeczywistości nie ma najmniejszej potrzeby na taką krew psującą analizę. Na prawdziwą wartość skandynawskiego wkładu zarówno do francuskiej, jak i angielskiej kultury narodowej możemy się ochoczo zgodzić, pod war unkiem jednak, iż będziemy doskonale rozumieć fundamentalny fakt historyczny, że skandynaws kość księstwa normandzkiego była mniej więcej taka sama, jak skandynawskość miasta Norwich. Takie rozumowanie mieści w sobie jednak inne niebezpieczeństwo, może mianowicie spowodować przesadną ocenę osobistego wkładu Normanów. Choć mieli oni duże zdolności władcze, w dziejach figurują jednak jako słudzy szerszych spraw. Wylądowanie Lanfranca5 było datą ważniejszą może niż lądowanie Wilhelma. A Lanfranc był przecież Włochem — podobnie jak Juliusz Cezar. Normanowie nie są w dziejach zwykłym murem, brutalną granicą dokoła jakiegoś tam państwa. Normanowie są bramą. Przypominają jedną z tych bram, jakie pozostawili po sobie nietknięte — o okrągłym łuku, surowym rysunku i grubych kolumnach. Przez tę bramę weszła cywilizacja. Wilhelm z Falaise nosi w dziejach tytuł znacznie wyższy niż książę Normandii czy król Anglii. Był on tym, czym był Juliusz Cezar, i tym, czym był św. Augustyn: ambasadorem Europy w Brytanii.
Wilhelm twierdził, że Edward Wyznawca — co w sposób naturalny wynikało z jego normańskiego wychowania — obiecał władcy Normandii koronę angielską. Czy Edward uczynił to, czy nie — nie dowiemy się zapewne nigdy. Samo w sobie nie jest to zresztą ani niemożliwe, ani nawet nieprawdopodobne. Kto chciałby potępić taką obietnicę jako antypatriotyczną — o ile jej w ogóle udzielono — doszukiwałby się obowiązków, które sprecyzowano dopiero znacznie później, w zamieszaniu pierwszych czasów feudalnych. Z równym powodzeniem moglibyśmy potępić starożytnych Brytów za to, że nie śpiewali „Rule Britannia”. Wilhelm poparł swoje roszczenia oświadczeniem, że Harold, głowa saskiej szlachty i najprawdopodobniejszy pretendent do tronu, korzystając z gościny księcia Wilhelma po rozbic iu statku na wybrzeżu Normandii, zaprzysiągł na święte relikwie nie sprzeciwiać się roszczeniom Wilhelma. Jeśli idzie o ten epizod, musimy przyznać, iż nic o nim nie wiemy. Musielibyśmy nie rozumieć jednak zupełnie ducha czasów, gdybyśmy twierdzili, iż nic on nas nie obchodzi. Element świętokradztwa, zawarty w rzekomym złamaniu przysięgi przez Harolda, skłonił zapewne papieża do poświęcenia sztandaru dla armii Wilhelma; nie wpłynęło to jednak na papieża silniej, niż musiało wpłynąć na lud, i to tyleż samo na lud Harolda, co na lud Wilhelma. Lud Harolda przeczył zapewne temu faktowi, to zaś przeczenie było pewnie powodem znamiennego nacisku, z jakim gobelin z Bayeux podkreśla, że rzeczywiście zaszła zdrada. W tym miejscu warto zanotować fakt, który daje sporo do myślenia. Duża część tego słynnego gobelinu nie zajmuje się zupełnie głośnymi zdarzeniami dziejowymi. Zatrzymuje się tylko nieco na śmierci Edwarda, obrazuje trudności Wilhelma przy ścinaniu lasów dla budowy okrętów, jego kłopoty przy przeprawie przez kanał, a następnie w Hastings przy natarciu na górę, przy czym oddaje pełną sprawiedliwość straceńczemu oporowi armii Harolda. Tego, co z punktu widzenia historii zasługuje na miano zdobycia, Wilhelm dokonał w rzeczywistości dopiero po wylądowaniu i pobiciu Harolda na wybrzeżu Sussexu. Dopiero w czasie tych późniejszych operacji wojennych widzimy zastosowanie nowych, naukowych metod militarnej sztuki kontynentu. Zamiast pójść prosto na Londyn, Wilhelm ominął go, przekroczył Tamizę pod Wallingford, odciął miasto od reszty kraju i zmusił je do poddania się. Następnie dał się wybrać na króla z całym ceremoniałem stosowanym w czasach pokojowych, po czym, po krótkim pobycie w Normandii, prowadził wojnę dalej, chcąc poddać swej władzy całą Anglię. Maszerując przez śniegi, spustoszył północne hrabstwa, zajął Chester i raczej stworzył nowe królestwo, niż zdobył stare. Tymi czynami położył podwaliny pod historyczną Anglię. Obrazy utkane na cześć jego dynastii milczą jednak o tych sprawach. Gobelin z Bayeux kończy swą opowieść przed podbojem normańskim, opowiada natomiast bardzo szczegółowo o pewnej mało ważnej wyprawie do Bretanii, jedynie po to, by móc ukazać Harolda i Wilhelma jako towarzyszy broni, szczególnie zaś po to, by móc odmalować sam akt, kiedy Wilhelm wręcza oręż HaroIdowi. Jeśli idzie o związek nowych narodzin tej epoki z dawną symboliką oręża — szczegół ów posiada o wiele większe znaczenie, niż dzisiejszy czytelnik mógłby sobie wyobrażać. Jak już wspomniałem, książę Wilhelm był wasalem króla Francji — to zaś zdanie, wielokrotnie używane i nadużywane, stanowi klucz do zrozumienia świeckiej strony tych czasów. Bogiem a prawdą Wilhelm był wasalem mocno buntowniczym — i ta sama żyłka buntownicza odezwała się również w jego rodzinie: synowie jego, Rufus i Henryk I, narobili mu sporo kłopotów, mając wewnątrzpolityczne ambicje, sprzeczne z ambicjami ojca. Popełnilibyśmy jednak błąd pozwalając takim kłótniom, o charakterze czysto osobistym, przesłonić nam istnienie w tym kraju pewnego systemu. System ten istniał jeszcze przed podbojem, który go tylko uporządkował i utrwalił. Mówimy tu o systemie, który nazywamy feudalizmem.
5
Arcybiskup Canterbury, uczony i mąż stanu, urodzony we Włoszech w pierwszych latach XI wieku (przyp. tłum.).