Выбрать главу

Zukatan ciągle jeszcze klęczał przed łożem królewskim.

– Wstań i idź – rozkazał król – jesteś wolny do jutra, do wieczora.

Łucznik podniósł się z klęczek, z trudem stanął na zdrętwiałych nogach i nisko się kłaniając, tyłem wycofał się z sali.

– Niech nikt za nim nie idzie i niech nikt go nie śledzi – powtórzył monarcha – nie wolno mu tylko pozwolić na opuszczenie miasta.

– Nie wyjdzie – powiedział dowódca Gwardii Królewskiej – silne straże czuwają przy każdej z bram. Mysz nie wyśliźnie się z Babilonu, a cóż dopiero ten człowiek!

– A jednak szkoda mi go – zadumał się władca Persów – cóż to za łucznik! Z takiej odległości trafić w cel nie większy od złotego darejka… Wspaniały strzał. Do tej pory nadziwić się nie mogę, jak on trafił…

Wśród biesiadników zaraz znaleźli się tacy, którzy głośno zaczęli wychwalać biegłość młodego łucznika. Król znowu łyknął dobry haust znakomitego greckiego wina, doprawionego żywicą z pinii, i ze śmiechem dorzucił:

– Nawet nie wyobrażacie sobie, drodzy przyjaciele, jaki jestem wdzięczny temu łucznikowi. Wyświadczył on i mnie, i wam ogromną przysługę!

Zebrani milczeli skonfundowani. Zupełnie nie wiedzieli, co wielki król miał na myśli, a woleli głośno nie zgadywać. Kserkses był bardzo ich niewiedzą rozbawiony.

– No cóż, dostojni, nie domyślacie się? Zastanówcie się trochę.

Goście królewscy nadal milczeli, zdziwieni.

– Gdyby nie ten wspaniały łucznik, musielibyśmy aż do naszej śmierci oglądać beznosego i bezuszatego Zopyrosa albo jego potworną maskę. A jedna celna strzała od razu rozwiązała. sprawę – tu Kserkses wybuchnął głośnym śmiechem.

Zaśmiewali się też dworacy i wojskowi. Wielki król był dzisiaj naprawdę w znakomitym humorze. Uczta trwała długo i była bardzo wesoła. Nikt już nie wspomniał o Zopyrosie, którego. odwaga i poświęcenie otworzyły im wszystkie bramy Babilonu, pozwoliły ucztować w tym pałacu, a wielu z nich – dzięki zdobytym łupom i łasce królewskiej – uczyniły bogaczami.

Nikt też nie przejmował się dalszym losem Zukatana. Wielki król okazał mu przecież swą łaskę i darował dzień życia. Jutro straże perskie ujmą królobójcę, nigdzie się nie ukryje. Żaden Babilończyk w obawie o własne życie nie udzieli mu schronienia. A znajdą się i tacy, co za garść złota sami go Persom przyprowadzą.

Pod koniec uczty wielki król znowu wezwał pisarzy i podyktował im rozkaz: świątynia Esagila i Etemenanki, legendarna Wieża Babel, mają być zniszczone. Przystąpi się także do burzenia murów miejskich, aby Babilon nie mógł więcej podnieść ręki przeciwko swojemu władcy. Posąg Marduka należy spalić, aby żaden samozwaniec nie mógł już nigdy „ująć dłoni” boga i ogłosić się królem Babilonu.

Na rozkaz króla nazajutrz zgoniono tysiące ludzi do burzenia świątyni i zrównania z ziemią potężnych fortyfikacji, które praktycznie czyniły Babilon niezwyciężonym” a które nigdy nie uratowały miasta przed najeźdźcą.

Golmar znaczy Kwiat Granatu

Na progu sali tronowej Zukatan znowu złożył niski ukłon wielkiemu królowi. Nie wiedział, czy ma się cieszyć. Zyskał wprawdzie jeden dzień życia i wolności, ale co dalej? Przecież nigdzie z tego miasta nie ucieknie. Jutro siepacze Kserksesa znowu go złapią. Nikt mu nie udzieli pomocy, nikt w obawie przed królewskim gniewem nie poda mu kubka wody ani kawałka jęczmiennego placka…

Chłopiec dobrze wiedział, jak prawo perskie karze królobójców: ucina im się nos i uszy, wyrywa język, wypala oczy rozżarzonym żelazem. Następnie obcina się toporem ręce i nogi, zaś resztę ciała obdziera się ze skóry. Czyż nie lepiej od razu wrócić do baszty, która przez pięć dni użyczała mu schronienia, i z jej wysokości rzucić się w przepaść? Oszczędzi sobie w ten sposób złudnych nadziei i nieuniknionych potwornych cierpień.

Przed wejściem do pałacu stali na warcie „nieśmiertelni”. Ale w przedsionku oświetlonym kilkoma lampkami z sezamowym olejem panował półmrok. Nagle od jednej z kolumn oderwała się kobieca postać w długim ciemnym płaszczu. Podbiegła do chłopca i pochwyciła go za rękę.

– Zukatan! – zawołała radośnie. Twarz miała zasłoniętą kapturem, spod którego widać było tylko czubek nosa i oczy, ale Zukatan od razu poznał ten głos.

– Golmar!

– Chodź! – dziewczyną pociągnęła go w stronę małych drzwi prowadzących do dalszych pomieszczeń pałacowych. Szybko przebiegli przez sale, w których nie było nawet straży. Wreszcie znaleźli się w małym, oświetlonym pokoju.

– Zukatan! – dziewczyna rzuciła mu się na szyję.

– Golmar! Jakaś ty piękna – szepnął z zachwytem Zukatan. Przez te lata rozłąki dziewczynka rzeczywiście wyrosła na śliczną, dorosłą pannę.

– Co tu robisz? – uszczęśliwiony niespodziewanym spotkaniem Zukatan zapomniał o własnym tragicznym położeniu.

– Jestem od kilku lat jedną ze służebnic królowej… Widziałam, jak zabiłeś Zopyrosa i jak cię pojmali. Teraz także słyszałam wszystko, bo ukryłam się w przyległej sali… Czekałam na ciebie. Ałe nie mamy czasu do stracenia. Bierz ten worek – to mówiąc Golmar wskazała chłopcu duży i dość ciężki pakunek.

– Co tu jest?

– Żywność, trochę odzieży i srebra. Chodź prędzej – dziewczyna znowu chwyciła Zukatana za rękę i powiodła przez prawdziwy labirynt pałacowych sal, korytarzy i przejść. Bez wahania wybierała drogę w ciemności. W tym gmachu spędziła całe prawie dzieciństwo, znała tu każdy kąt, każdy zakamarek. Zukatan również bywał częstym gościem w Pałacu Głównym, ale nie znał go tak dokładnie. Orientował się jedynie, że idą w kierunku wiszących ogrodów Semiramidy.

Po kilku zakrętach stanęli przed małymi drzwiczkami. Golmar ostrożnie je uchyliła i powiedziała szeptem:

– Teraz musimy uważać i kryć się za drzewami, bo na murach są straże.

Przez chwilę obserwowała mury i widząc, że wartownik właśnie się odwrócił,- szybko przebiegła odkrytą przestrzeń i przystanęła za dużymi gęstymi krzakami. Zukatan pobiegł za nią.

– Musimy – wyjaśniła Golmar – przedostać się na najwyższy taras.

– Dlaczego?

Nie odpowiedziała. Znowu pociągnęła go do następnej gęstwiny, gdzie znaleźli chwilowe schronienie. Tak przebiegając od drzewa do drzewa, i kryjąc się pod murem, przebyli kilka tarasów i wreszcie stanęli na najwyższym, gdzie rosły palmy i egzotyczne krzewy, które potrzebowały najwięcej słońca.

– Teraz czeka nas najtrudniejsze zadanie – szeptała dziewczyna. – Musimy dotrzeć do urządzania dostarczającego ogrodom wodę. To ten budynek stojący tuż przy samym murze.

Na murze widać było, niestety, spacerujących tam i z powrotem wartowników, wydających co pewien czas okrzyki:

– Uszanujcie sen królewski! Uszanujcie sen królewski! – W ten sposób zapobiegano, aby któryś ze strażników nie usnął. Musiał bowiem odpowiedzieć na okrzyk swojego towarzysza z prawej albo z lewej strony.

Posuwając się bardzo powoli, młodzi znaleźli się o jakieś cztery gar od celu. Dalej cała przestrzeń, aż do niewielkiego drewnianego zabudowania, była całkowicie odkryta. O przebyciu jej biegiem nie było mowy, bo uciekinierów na pewno zauważyłby któryś z gęsto na murach rozstawionych żołnierzy. Na szczęście noc była ciemna.

– Trzeba pełznąć – szepnęła Golmar i bezszelestnie się poruszając, posuwała się w stronę upragnionego celu. Co jakiś czas zastygała w bezruchu i bacznie obserwowała, co dzieje się na murze. Na szczęście strażnicy niczego nie podejrzewali i niczego nie zauważyli. A jednak przebycie tego krótkiego odcinka drogi zajęło młodym ponad pól godziny.