Выбрать главу

– Poszedłem tam, żeby ją uprzedzić, że jest w niebezpieczeństwie.

Wciągnąłem w toalecie w pubie, za dużo wypiłem… Był czerwiec.

Wiedziałem, że inni niedługo przejdą do działania. I że tym razem to jej kolej. Rozmawialiśmy o tym. – Znowu zrobił ręką gest, który odziedziczył

po matce. – Wiedziałem, że tamtej nocy, sześć lat temu, stchórzyła. Że zostawiła nas na pastwę losu, mnie i resztę. Że nie zrobiła nic, żeby nas ratować. Ale wiedziałem też, że od tamtego czasu ma wyrzuty sumienia.

Powiedziała mi. Myślała o tym przez cały czas, dosłownie miała obsesję.

Dlatego, że tak źle postąpiła. „Bałam się, spanikowałam tamtej nocy.

Stchórzyłam. Powinieneś mnie nienawidzić, pogardzać mną, Hugo”. Ciągle mi to powtarzała. Albo: „Przestań mnie kochać, nie zasługuję na to, nie zasługuję na tę miłość, nie jestem dobrym człowiekiem”. Łzy płynęły jej po policzkach, widziałem rozpacz w jej oczach, trzęsła się przytulona do mnie, kiedy to mówiła. A potem, w innych momentach, była najweselszą, najzabawniejszą, najbardziej zaskakującą i najwspanialszą osobą, jaką kiedykolwiek spotkałem. Potrafiła sprawić, że każda chwila była cudowna.

Kochałem ją, rozumiecie? – Przerwał, po czym dalej mówił już innym głosem, jakby był dwoma aktorami odgrywającymi jedną rolę. – Tamtego wieczoru, kiedy wychodziłem z pubu, byłem nawalony i naćpany.

Poszedłem do niej, kiedy wszyscy oglądali mecz. Opowiedziałem jej o istnieniu Kręgu. Na początku nie mogła w to uwierzyć, myślała, że bredzę, że jestem pijany, co zresztą było prawdą, a potem, kiedy w szczegółach opowiedziałem jej o śmierci kierowcy, nagle zrozumiała, że mówię prawdę.

Servaz widział blask na dnie oczu Hugona. Jak rozgarnięty żar, który tli się pod popiołem, jak ogień od dawna czający się w trawach stepu.

– I wtedy zobaczyłem, jak się zmienia. Jakby na jej miejscu znalazł

się ktoś inny. To już nie była ta Claire, którą znałem. Ta, która zachęcała mnie do pisania i przysięgała mi, że nigdy nie spotkała ucznia z takim talentem. Ta, która wysyłała mi dwadzieścia esemesów dziennie, żeby mi powiedzieć, że mnie kocha i że nic nas nigdy nie rozdzieli, że zestarzejemy się tak samo zakochani w sobie jak pierwszego dnia. Ta, która, kiedy się kochaliśmy, potrafiła leżeć bez ruchu, całkowicie się powierzać, oddawać, a innym razem lubiła przejmować inicjatywę. Która cytowała pisarzy i poetów piszących o miłości i improwizowała melodię na gitarze, kiedy o nas opowiadała. Ta, która potrafiła znaleźć nazwę dla każdej części mojego ciała, jakby studiowała mapę jakiegoś kraju, ta, która nie bała się mówić „kocham cię” ciągle i ciągle, sto razy dziennie. Nagle ta Claire przestała istnieć. Ona… odeszła… A ta, która ją zastąpiła, patrzyła na mnie, jakbym był potworem, wrogiem. Bała się mnie. – Słowa Hugona fruwały w świetle jarzeniówek. Każde z nich odbijało się echem w ciężkim sercu Servaza. – Ale kretyn ze mnie! Na pewno bym tak nie postąpił, gdybym był mniej naćpany. Chciała wezwać policję. Robiłem wszystko, żeby ją od tego odwieść, nie mogłem się pogodzić z myślą, że moi „bracia i siostry” pójdą do więzienia. – Servaz przypomniał sobie słowa, które wypowiedział David w samochodzie, i poczuł ból wsączający mu się między żebra. – Że mieliby zapłacić drugi raz, choć tyle już wycierpieli. Nie wiedziałem, co wymyślić. Powiedziałem jej, że przekonam ich, żeby przestali, że to już koniec, że nie będzie więcej ofiar, ale że ona nie ma prawa robić im tego po tym, co już zrobiła. Nie chciała o niczym słyszeć, zachowywała się jak wariatka, była głucha na wszystkie moje argumenty.

Krzyczeliśmy, błagałem ją. A potem wszystko wywaliła: powiedziała, że i tak mnie już nie kocha, że z nami koniec, że kocha innego. Że niedługo miała mi o tym powiedzieć. Opowiedziała mi o tym facecie, pośle.

Powiedziała mi, że jest zakochana na zabój, że to mężczyzna jej życia i że jest tego pewna. Krew mnie zalała, wkurzyłem się: To ja chciałem ją ochronić, a ona myślała tylko o tym, żeby nas wsadzić do więzienia i pozbyć się mnie! Nie mogłem jej na to pozwolić. Oni są moją rodziną…

Byłem wściekły, pijany ze złości. Pomyślałem: Co to za kobieta, która potrafi przysięgać mężczyźnie na wszystko, co dla niej najdroższe, że będzie go kochać do końca życia, a na drugi dzień mówi mu, że kocha innego? Co to za kobieta, która potrafi bawić się innymi w taki sposób?

I zaraz sobie odpowiedziałem: Ta sama, która przez własne tchórzostwo zostawia dzieci na pewną śmierć. Była piękna, młoda, beztroska i myślała tylko o sobie. Tylko ona się liczyła, nagle to zrozumiałem. Wszystkie te wyrzuty sumienia, które ją dręczyły, całe to poczucie winy, to było tylko gadanie. Tak jak jej miłość. Kłamstwo… Wymyślała sobie historyjki i okłamywała samą siebie tak samo jak innych. Tamtego wieczoru zrozumiałem, że Claire Diemar to jeden wielki egoizm i gra pozorów. Że zawsze będzie trucizną dla wszystkich, których spotka na swojej drodze.

Nie miała prawa… Nie mogłem jej na to pozwolić…

– I wtedy ją uderzyłeś – odezwał się Servaz. – Znalazłeś sznur i związałeś ją, a potem włożyłeś do wanny. I odkręciłeś kurek…

– Chciałem, żeby przed śmiercią zrozumiała, co tamte dzieci przez nią wycierpiały. Żeby choć raz w życiu zdała sobie sprawę ze zła, jakie popełniła.

Gdzieś w budynku rozległ się dźwięk przypominający wybuch śmiechu. Wściekły i bezsilny. Po nim zduszony szloch. A potem zapadła cisza. Ale cisza w więzieniu nigdy nie trwa długo.

– I zrozumiała, o tak – powiedział Servaz. – Następnie wrzuciłeś do basenu lalki i usiadłeś na brzegu. Dlaczego te lalki? Bo symbolizują twoich utopionych kolegów, którzy wypłynęli na powierzchnię?

– Zawsze, kiedy do niej przychodziłem i widziałem tę kolekcję lalek…

Trzęsło mnie na ich widok.

– A potem?

Hugo podniósł głowę i spojrzał na nich.

– Co: potem?

– Byłeś w szoku, sparaliżowany tym, co zrobiłeś, ciągle pod wpływem alkoholu i narkotyków. Kto przyszedł tego wieczoru, żeby wyczyścić pocztę elektroniczną Claire i zabrać jej telefon, tak żeby wyglądało na to, że komu innemu zależało na zatarciu śladów, i włączyć muzykę Mahlera? Kto przyszedł?

– David.

Servaz tak mocno uderzył pięścią w blat, że wszyscy podskoczyli.

Wstał i przechylił się przez stół.

– Kłamiesz! David dopiero co popełnił samobójstwo, żeby ratować ciebie, swojego brata, swojego najlepszego przyjaciela, a ty jeszcze kalasz jego pamięć? David tamtego wieczoru wyszedł z pubu po tobie, był na nagraniu z kamer banku, po drugiej stronie placu. Nawet się na mnie rzucił, żeby ukraść to nagranie. Ale to nie on włączył płytę. Kiedy mu o tym wspomniałem tuż przed jego śmiercią, spojrzał na mnie i jestem pewny, że nie wiedział, o czym mówię.

Hugo milczał. Wyglądał na wstrząśniętego.

– Dobra – odezwał się wreszcie martwym głosem, w którym słychać było jednocześnie miłość, nienawiść, litość i niechęć do samego siebie. – David rzeczywiście wyszedł tamtego wieczoru z pubu, żeby mnie zatrzymać, przemówić mi do rozsądku. Wiedział, co chcę zrobić. Chciał