Выбрать главу

mnie powstrzymać od opowiedzenia wszystkiego Claire. Powiedziałem mu, żeby się bujał, a on wrócił do pubu. Ukradł te nagrania tylko po to, żebyście przez niego nie dotarli do Kręgu i dlatego, że to wzmacniało hipotezę, że jest jakiś inny sprawca. Kiedy do niego zadzwoniłem, powiedział mi, że tamtego wieczoru o mało nie skoczył razem z panem z dachu, że powstrzymał się w ostatniej chwili.

Przez sekundę lub dwie Servaz czuł, że zalewa go fala przejmującego zimna.

– A niedopałki w lesie koło domu Claire? – wycedził. – Przecież przed śmiercią powiedział mi, że znajdziemy na nich jego DNA.

– Nie podobał mu się mój związek z Claire. Nie znosił jej . A może był

zazdrosny, nie wiem. Ale z tego, co wiem, kilka razy szpiegował nas, siedząc w lesie i paląc jednego papierosa za drugim. Taki też był David…

– Kto? – naciskał Servaz, choć coraz bardziej obawiał się usłyszeć odpowiedź. – Kto przyszedł zrobić porządek?! Kto włożył płytę do tej pieprzonej wieży?

W jego kieszeni znowu rozległ się podwójny sygnał. Policjant wyjął

telefon. Dwie nowe wiadomości. O tej porze? Co mogło być aż tak pilnego?

Otworzył skrzynkę odbiorczą. Nie miał tego numeru na liście kontaktów.

Otworzył pierwszego esemesa. I znowu w jego żyłach nastąpił wyrzut adrenaliny, strachu i słabości.

– Margot! – krzyknął na cały głos, zrywając się z krzesła. Wiadomość była podpisana:

JH

Trzy słowa:

Pilnuj swojej ukochanej

Gorączkowo odszukał numer Samiry, wcisnął klawisz połączenia.

– Szefie? – odezwała się młoda kobieta, zaskoczona.

– Idź do Margot! Biegiem! Ale już! – zawołał do słuchawki.

– Szefie, co się dzieje?

– Nie zadawaj pytań! Rób, co ci mówię!

Usłyszał, jak biegnie po trawie, potem po żwirze. Z bijącym sercem słuchał, jak kobieta pędem pokonuje schody na piętro mieszkalne, puka do drzwi, woła: „Tu Samira!”. Usłyszał otwieranie drzwi i znajomy, zaspany głos, który podziałał na niego jak balsam na oparzenie. A potem zdyszaną Samirę w słuchawce:

– Wszystko z nią w porządku, szefie. Spała.

Odetchnął głęboko. Spojrzał na pozostałych, którzy patrzyli na niego szeroko otwartymi oczami.

– Proszę, wyświadcz mi przysługę. Śpij u niej dziś w nocy, zajmij drugie łóżko. Później ci wszystko wyjaśnię. Zrozumiałaś?

– Tak jest – powiedziała Samira. – Mam spać w jej pokoju.

– Zamknij drzwi na klucz.

Zatrzasnął klapkę telefonu. Z uczuciem zakłopotania i ulgi. Znowu spojrzał na esemesa.

– Co się dzieje? – zapytała Ziegler, która również wstała. Servaz pokazał jej wiadomość.

– O cholera — podsumowała.

– Co? – zaniepokoił się Servaz. – Co jest?

– Zamierza się dobrać do skóry Marianne.

– Dlaczego mówicie o mojej matce? – rzucił Hugo z drugiej strony stołu.

Spojrzeli na niego.

– To ona włączyła tę płytę, prawda? – powiedział Servaz bezbarwnym głosem.

– Kurwa, powiedzcie mi, co się dzieje!

Servaz pokazał mu wyświetlacz telefonu. Zobaczył, jak chłopak robi się blady. W jego oczach wyczytał wstręt, niezrozumienie i absolutne przerażenie.

– Kurwa, tym razem to naprawdę on! – zawołał syn Marianne. – Ukarze ją za to, że się pod niego podszyła! Tak, to ona włączyła płytę, zanim do pana zadzwoniła! Tak, wezwałem ją na pomoc tamtego wieczoru!

Sprzedałem jej tę samą bajkę co panu, powiedziałem, że jest za późno, że ktoś mnie widział przez okno z naprzeciwka. Zrozumiała, że za chwilę zjawią się żandarmi. Wtedy wpadła na ten pomysł… Przypomniała sobie o pana śledztwie, o wszystkich tych artykułach, które czytała wtedy w gazetach: Hirtmann, Instytut i wasze wspólne zamiłowanie do Mahlera… Przyjechała jak najszybciej, wsunęła tę płytę do odtwarzacza i zaraz odjechała. Płakała. Powiedziała mi też przez telefon, żebym spróbował wyczyścić pocztę elektroniczną Claire. Nie rozumiałem, czemu to miało służyć, byłem za bardzo otumaniony, ale zrobiłem to i wytarłem klawiaturę. Gdyby żandarmi ją tam zastali, po prostu powiedziałaby prawdę: że wezwałem ją na pomoc. Na szczęście trochę im zeszło, zanim przyjechali. Nie mogli wiedzieć, że znajdą trupa. I pewnie wszyscy oglądali mecz. To nas uratowało. Pojawili się, jak tylko odjechała. Pomyślała, że jeśli to panu powierzą śledztwo i jeśli znajdzie pan tę płytę, to może będzie szansa, że pan nabierze wątpliwości co do mojej winy. Szansa na uratowanie syna… A potem wysłała panu tego e-maila z kawiarenki internetowej.

Wydarzenia minionego tygodnia, wszystko, przez co przeszedł Servaz, teraz wypływało na powierzchnię. Kierownik kawiarenki powiedział im, że była tam kobieta. Hugo i Margot kolegowali się ze sobą. Chłopak musiał

powiedzieć matce, jaka jest ulubiona muzyka jego córki. I kto, jeśli nie Marianne, zdołał wziąć jego telefon i wprowadzić tam fałszywy kontakt, kiedy on spał? Kto tak pieczołowicie unikał trafienia go ze strzelby? Kto po cichu, w nocy, wyrył na pniu litery? Przypomniał sobie, co powiedział

Vincentowi na parkingu: „Płyta Mahlera była w odtwarzaczu, jeszcze zanim powierzono nam śledztwo”. I nie bez powodu…

– Na co pan czeka?! – ryknął syn Marianne, odpychając krzesło, które głośno upadło na podłogę. – Nie rozumie pan? To on wysłał panu tę wiadomość! Nie widzi pan, co się dzieje? On ją zabije!

Trzaskanie piorunów, światła, koguty, błyskawice. Deszcz spływający po przednich szybach, trzeszczenie krótkofalówek, syreny, prędkość, wstęga szosy zmienionej w potok; rozciągająca się nad wszystkim noc. Plątanina odgłosów w głowie, strach, przyćmiona świadomość. I przerażająca pewność, że będzie za późno. Przejazd przez zamglone Marsac. Jezioro.

Ziegler, Espérandieu i on w samochodzie jadącym najpierw wschodnim brzegiem, potem północnym. Vincent za kierownicą. Wozy żandarmerii już były na miejscu. Sześć. Tłoczyły się w otwartej na oścież bramie. Kiedy jechali żwirową alejką, Servazowi zrobiło się niedobrze. W całym domu – na parterze i na piętrze – było jasno. Blask padający z okien oświetlał

park. Wszędzie kręcili się żandarmi… Servaz wezwał ich z więzienia przed niespełna godziną. Wyskoczył z samochodu, ruszył do wejścia i pędem wbiegł po schodach. Drzwi domu także były otwarte na oścież.

– Marianne! – zawołał. Rzucił się ku pustym pokojom.

Znalazł kapitana Béckera, który powitał go poprzednio w domu Claire. Żandarm odbywał naradę z innymi funkcjonariuszami, których Servaz nie znał.

– I co?

– Nigdzie jej nie ma – odparł Bécker.

Servaz metodycznie przeszukał wszystkie pomieszczenia na parterze.

Nie miał złudzeń, żandarmi zrobili to już wcześniej. Wrócił do holu.

– Jest tam kto? – zawołał w stronę klatki schodowej.

– Nikogo…

Pokonał przeszkodę w postaci tańczących na wietrze zasłon i wyszedł

na taras, na wprost jeziora smaganego deszczem.

Gdzie ona się podziała? Zawołał ją. Jeszcze raz. I jeszcze. Widział