Выбрать главу

zakłopotanie w oczach żandarmów. Ona się za chwilę pojawi, zapyta, co się dzieje, a on weźmie ją w ramiona i będzie całował, puści w niepamięć jej zdradę i wszystkie grzechy. Będą patrzeć na oddalające się radiowozy, a potem otworzą butelkę. Następnie ona poprosi go o przebaczenie – w końcu chodziło o jej syna – i będą się kochać.

Ale nie, będzie musiał ją poinformować, że Hugo zostaje w więzieniu.

Z własnej winy. Wiedział, że to rozdzieli ich już na zawsze, że po czymś takim nie da się już zawrócić. Poczuł, jak rozpacz przygniata mu ramiona.

Ale przynajmniej będzie żywa. Żywa… Ruszył w dół po przemoczonym trawniku, buty zapadały mu się w gąbczastym podłożu, ulewny deszcz spływał po twarzy i bębnił w głowę. Dołączył do żandarmów ubranych w nieprzemakalne skafandry, którzy przeszukiwali krzaki. Odwrócił się: blask kogutów po drugiej stronie domu odbijał się od brzuchatych chmur, wydobywając z cienia czarną sylwetkę domu o oświetlonych oknach. Ale między plamami światła na trawie panowała ciemność. Obszedł kilka czarnych kęp drzew miotanych porywami wiatru. Słyszał teraz fale liżące porośnięty krzakami brzeg i deszcz smagający taflę jeziora.

– Nie ma jej tu – odezwał się jeden z żandarmów.

– Jest pan pewien?

– Wszystko przetrząsnęliśmy.

Wskazał na dolną część ogrodu na skraju lasu, tam, gdzie odkrył

wycięte w pniu litery. Mimo że teraz wiedział już, że nie były one dziełem Hirtmanna.

– Zobaczcie tam. Jest tam źródełko i powalone drzewo. Przeszukajcie cały sektor.

Wrócił do środka. Gdzie ona się podziała? Zabrał ją ze sobą? Na tę myśl żołądek podjechał mu do gardła.

– Martin… – zaczęła Ziegler.

– Kiedy przyjechaliście, wszystko było tak jak teraz? – zwrócił się do Béckera.

– Tak. Okna i drzwi pootwierane. Zapalone światła. A… I grała muzyka.

– Muzyka?

Servaz znieruchomiał. Bécker nacisnął na przycisk wieży i rozległy się pierwsze dźwięki. Na cały regulator. Mahler. Dom wypełniła muzyka instrumentów dętych i skrzypiec, która huknęła w pokojach za sprawą systemu głośników, podkreślana wysokimi dźwiękami trójkątów i niższym głosem wiolonczeli. Cała orkiestra zmierzała ku ostatecznej katastrofie.

Servazowi zaparło dech w piersiach. Rozpoznał utwór: Finał VI Symfonii, muzyka klęski. Jego klęski. Kawałek, który sam Adorno ochrzcił

powiedzeniem: „Wszystko złe, co się źle kończy”.

Zsunął się po ścianie i usiadł na podłodze. Jego ciałem wstrząsały dreszcze. Obecni w pokoju żandarmi patrzyli na niego, nic nie rozumiejąc.

Przecież ten glina niejedno już widział. Wyłączyli muzykę. Wtedy usłyszeli jego szloch. Byli zażenowani, tak jakby policjant nie miał prawa płakać, przynajmniej w towarzystwie kolegów po fachu, a już na pewno nie podczas pełnienia obowiązków służbowych. Chwilę później usłyszeli wybuch śmiechu. Wtedy pomyśleli, że zwariował. Nie pierwszy raz. Nie są robotami. Muszą brać na siebie całe gówno tego świata. Są żyjącymi kloakami, które zbierają gówno i wywożą je jak najdalej od reszty społeczeństwa. Ale tak naprawdę nigdy dość daleko. Gówno zawsze w końcu wraca,

A potem uświadomili sobie, że Servaz trzyma w ręku kawałek papieru. Spojrzeli po sobie. Płonęli z chęci, by podejść bliżej i przeczytać, ale nie mieli odwagi. Na kartce było napisane: Martin, ona zdradziła twoje zaufanie i twoją miłość. Zasłużyła na karę.

EPILOG

LATO 2010. HISZPANIA

Było gorąco. Wolno schodził brukowanymi uliczkami, nad którymi górowały ukwiecone balkony i latarnie, w stronę plaża Mayor, mijając dziesiątki szczęśliwych ludzi. Panowała ciepła hiszpańska noc. To dziwne, pomyślał, jak zwykły mecz piłki nożnej może uszczęśliwić na kilka godzin miliony ludzi.

Ulice pachniały mydłem, wodą toaletową, oparami piwa, wina i mocniejszych alkoholi, papierosami, petardami puszczanymi przez dzieci i ciepłem zmagazynowanym w ciągu dnia przez mury. Idąc chwiejnym krokiem wśród tłumu, który tańczył, śpiewał i wykrzykiwał mu swoją radość prosto w twarz, słyszał histeryczne relacje komentatorów hiszpańskiej telewizji, spadające z balkonów nad jego głową, podkreślane tumultem hiszpańskich miast opanowanych euforią.

Plaża Mayor z czterech stron otaczały arkady; fasady domów ozdobione były osiemnastowiecznymi freskami. Swoimi żywymi kolorami tak bardzo przypominał włoskie piazza, że wielu producentów makaronu używało jego zdjęć jako tła dla swoich reklam. Na tę myśl uśmiechnął się upiornym uśmiechem, który prawdopodobnie wynikał również z faktu, iż od piątej po południu był pijany, a tymczasem było już po północy. Na placu było jednak dużo ludzi, w tym spora liczba dzieci. Opadł na jedyne wolne krzesło.

– Piłeś – powiedział Pedro, odstawiając swoje piwo i patrząc na niego dużymi, wyłupiastymi, wesołymi, niebieskimi oczami.

– Mhm. Co dla ciebie?

Pedro wskazał na pusty kufel, w którym zostały już tylko smugi piany,

– To samo.

Zobaczył, że jego przyjaciel szykuje się, by rozmawiać z nim o reprezentacji Francji. Lubił drażnić Servaza w ten sposób.

– I co, wywalili trenera? – zapytał Pedro.

– Jeszcze nie — odpowiedział policjant.

– A ten zawodnik, który go wyzwał i ci, co strajkowali w czasie treningu, będą ukarani?

Jego nowy przyjaciel kręcił głową z niedowierzaniem graniczącym z podziwem wobec niezmiernej głupoty, jaką wykazała się reprezentacja sąsiedniego kraju. Servaz uśmiechnął się niemal ekstatycznie: istnieje tylko jeden taki kraj, którego zarabiający miliardy zawodnicy potrafią zastrajkować podczas mistrzostw świata: to jego kraj. Wstał i lekko się zataczając, wszedł do dużego baru, by zamówić una caña i carajillo de coñac. Oparty o ladę obserwował, jak barman rytualnymi gestami wsypuje cukier puder do maleńkiej szklanki, dodaje dwa ziarenka kawy, okrawek cytryny, miarkę brandy i całą tę zawartość doprowadza prawie do wrzenia pod spieniaczem ekspresu, po czym zapala ją za pomocą zapalniczki i na górę wlewa czarną kawę. Servaz podziwiał ten rytuał i marszczył oczy z absolutnie poważną miną, która zdradzała rozmiar jego upojenia.

Kiedy wyszedł na zewnątrz, niosąc na małym talerzyku gorącą szklankę napoju, Pedro wciąż był na miejscu, po raz dziesiąty głośno komentując mecz z sąsiadami. Servaz podszedł do swojego krzesła i chciał

na nim usiąść, ale nie trafił. Gorąca kawa z brandy wylała mu się na koszulę i leżąc na ziemi, wybuchnął śmiechem, nie zważając na spojrzenia gości siedzących przy sąsiednich stolikach.

– Wystarczy – powiedział Pedro. – Pora wracać. Podniósł policjanta, chwyciwszy go pod pachy, i pociągnął w stronę pobliskich uliczek. Był od niego niższy, ale silniejszy. Servaz opierał się o jego ramię. Podniósł głowę ku rozgwieżdżonemu niebu ponad dachami, ku nocy, która była jak wiersz Garcii Lorki. Złożył wniosek o cały urlop, wszystkie dni do wykorzystania i wszystkie zaległe i nikt w całej policji kryminalnej się nie czepiał – zważywszy na to, co się wydarzyło. Niedługo przedtem Sarah Lillenfeld i Virginie Croze zostały oskarżone i osadzone w areszcie, a pozostałych członków Kręgu zatrzymano. Śledztwo było w toku, ale już bez jego udziału. Servaz spakował bagaż i pojechał zobaczyć się z Ziegler, która została zawieszona na dziesięć dni za napad i znowu miała stanąć przed komisją śledczą żandarmerii. Zastanawiał się, jak ją ukarzą tym razem. Wiedział, że Irène jest o krok od złożenia rezygnacji i ta perspektywa go zasmucała. Wyjaśniła mu też, że włamała się do systemu informatycznego więzienia, w którym siedzi Lisa Ferney, i że wiąże z Lisa pewną nadzieję: miała dziwne przekonanie, że ona i Szwajcar pewnego dnia nawiążą kontakt. Potem Servaz udał się w dalszą drogę i znalazł