Выбрать главу

Wróciła Jenica – w białej męskiej koszuli zapiętej tylko na jeden guzik. Usiadła obok mnie, odkręciła ośmiokątną butelkę i zanurzyła w niej pędzelek.

– Powiedz mi imię i nazwisko kogoś, kto nie żyje.

– Byle kogo?

– Wszystko jedno, byle już nie żył.

– Śpiewająca Skała? – Uznałem, że w obecnej sytuacji mojemu duchowemu przewodnikowi należy się honorowe miejsce.

Piękną kursywą Jenica napisała w poprzek mojej klatki piersiowej: Śpiewająca Skała.

– David Erskine – powiedziałem, kiedy skończyła. – To mój ojciec. George Erskine, mój dziadek. Jimmy Bonasinga, kolega ze szkoły.

Jenica w milczeniu pokrywała moje ciało imionami i nazwiskami. Byłem zdumiony, kiedy uświadomiłem sobie, ilu znanych mi ludzi już nie żyje. Zajęło nam to niemal trzy godziny, a kiedy Jenica skończyła, miałem na sobie ponad sto nazwisk. Na lewym ramieniu miałem Adelaidę Bright, niech Bóg ma ją w swojej opiece, która nauczyła mnie czytać z kart tarota i fusów herbacianych, a także odczytywać przyszłość z ludzkiej twarzy. Wzdłuż prawego przedramienia miałem nazwisko mojego nauczyciela zajęć technicznych, Kennetha Bukaskiego, który pokazał mi, że robienie półek, które się trzymają, to coś więcej niż sprawa wiary. Na prawym udzie miałem Sandrę Lowenstein, bladą i afektowaną dziewczynę, która pisała dla mnie bełkotliwe wiersze o dymie i kwiatach i zmarła z powodu przedawkowania jakiegoś świństwa w Baltimore.

Nie widziałem nazwisk na plecach, ale wspomnienia o tych ludziach były mi tak samo drogie. Jedynym nazwiskiem na moim penisie była Jane Forward, moja pierwsza miłość. Była zachwycająca – nawet z aparatem na zębach. Zielone oczy, drugie blond włosy, jakieś pięć centymetrów wyższa ode mnie. Wszyscy byli przekonani, że zostanie sławną aktorką, ale wyszła za mąż za analityka giełdowego i przeprowadziła się do Darien w stanie Connecticut, gdzie utopiła się w basenie.

W końcu Jenica odłożyła pędzelek i zakręciła buteleczkę. Zdjęła koszulę i położyła się obok mnie.

– Wiesz, czym teraz jesteś? Księgą umarłych.

– Mam tylko nadzieję, że to wszystko zadziała. Czubkiem palca pomacała ostatnie nazwisko, jakie zapisała – Johna Franziniego.

– Wydaję mi się, że John Franzini jest już suchy. Możemy zacząć rytuał.

Wzięła ceramiczną miseczkę, którą przyniosła razem z atramentem – była w niej melasa, wymieszana z suszonym tymiankiem. Zapaliła cienką świeczkę i skierowała jej płomień na środek miseczki. Po chwili melasa i zioła zaczęły bulgotać i zapaliły się. Zapach palących się ziół przywoływał jakieś wspomnienie, ale nie potrafiłem określić, z czym mi się kojarzy. Musiało to być coś, co wydarzyło się bardzo dawno temu i bardzo daleko stąd.

Jenica otworzyła książkę z opisem rytuału i położyła ją na poduszce. Pochyliła się nade mną, muskając prawym sutkiem mój prawy sutek. Była tak blisko mnie, że nie widziałem jej ostro.

– Samodivo, przyjmij nazwisko tego mężczyzny do spisu zmarłych! Zapisz je w krainie cienia i namaluj jego podobiznę na obliczu Księżyca.

Powiedziała to trzy razy, tak jak nakazywała instrukcja. Kiedy zaczynała recytować ten tekst po raz trzeci, ujęła prawą dłonią mojego kutasa i zaczęła go masować. Muszę przyznać, że nie było to całkiem nieprzyjemne. Kiedy powiedziała: „zgodnie z twoją zachętą”, nazwisko Jane Forward wydłużyło się przynajmniej dwukrotnie.

Potem usiadła mi na brzuchu. Spróbowałem złapać jej pierś, ale odepchnęła moją rękę. Ponieważ to ona przeprowadzała ów przedziwny rytuał, postanowiłem leżeć i wykonywać jej polecenia. W końcu nie robiliśmy tego dla przyjemności.

Sięgnęła między moje nogi i wprowadziła w siebie mojego penisa, po czym pochyliła się i pocałowała mnie w usta. Jej wargi były mokre, ciepłe i śliskie i taka sama była w środku. Nie potrafiłem powstrzymać się od wydania z siebie jęku.

Jenica ujeżdżała mnie w milczeniu. Za każdym razem, kiedy unosiła biodra, prawie z niej wypadałem, ale jakoś udawało jej się wyczuć ten moment i mój kutas z powrotem zagłębiał się w nią aż po nasadę. Słychać było tylko skrzypienie łóżka i dyszenie Jenicy. Jej pot skapywał na moje usta i miałem wrażenie, że pływam w oceanie.

Kiedy poczułem, że za chwilę będę szczytował, nie mogłem się powstrzymać od złapania Jenicy za pośladki i wbicia jej palców głęboko w ciało. Zaczęła głośno wołać: „Samodiva! Samodiva! Samodiva!”. Dym płonącej melasy robił się coraz bardziej gryzący, czułem w nosie i ustach tylko ten zapach i miałem wrażenie, że cienie na suficie tańczą w rytm naszego pieprzenia się niczym oszalałe gobliny z transylwańskich lasów.

Jenica zaczęła orgiastycznie pojękiwać. Nigdy przedtem nie spotkałem kobiety, która by tak się zachowywała. Jej jęki brzmiały jak cicha, wibrująca elegia. „Ochchchrrr… ooochchch… dragostea… chchchooochch…”. Było to niezwykle erotyczne i głębokie, jakby cała się przede mną otworzyła, pokazała mi wszystko, co w niej tkwiło – zarówno kulturę swojego narodu, jak i swoje prywatne fantazje, wszystko, co ją stworzyło.

Wygięła plecy do tyłu, aż dotknęła potylicą pośladków, i znalazłem się w niej głębiej, niż wydawało się to możliwe. Zapomniałem, że jest w połowie strigoica i może się wyginać jak człowiek guma. Poczułem, że dochodzę. Jęknąłem: „Jenico…” i wytrysnąłem – raz, drugi i trzeci.

Leżeliśmy potem spoceni w milczeniu. Cienie na suficie przestały tańczyć, jakby transylwańskie gobliny odpoczywały – a może po prostu wypaliły się świece. Zegar w salonie zawarczał i wybił czwartą, a w szparach między zasłonami ukazały się paski jaśniejącego nieba.

Jenica uniosła głowę i popatrzyła na mnie.

– Musimy zrobić jeszcze coś…

– Naprawdę? Jeżeli nie masz nic przeciwko temu, żeby to powtórzyć, to ja też nie.

Włożyła sobie rękę między uda, po czym przystawiła mi dłoń do ust.

– O co chodzi?

– Spróbuj. To sok strigoica.

Polizałem opuszki jej palców.

– I co teraz? Czy to oznacza, że jestem zakażony?

– Teraz śpij. Potem przyniosę ci herbaty albo wina, co zechcesz.

– Chyba nie uda mi się zasnąć.

– Więc zamknij oczy i przynajmniej odpocznij. Wstała z łóżka i włożyła koszulę. Doskonale wiedziałem, że nie uda mi się zasnąć, nie po takim seksie. W dodatku wkrótce mieliśmy ruszyć w pogoń za Misquamacusem. Zamknąłem jednak oczy i spróbowałem się odprężyć.

Jenica krzątała się w kuchni. Nuciła coś, co brzmiało jak piosenka miłosna, ale równie dobrze mogło być rumuńskim odpowiednikiem You’ re So Vain *.

22

Grupa krwi

Nagle poczułem na brzuchu coś zimnego i mokrego. Otworzyłem oczy. Jenica płatkiem kosmetycznym zmywała napisy z mojego ciała.

– Dobrze spałeś? – zapytała.

– Daj mi szansę, leżą przecież dopiero od kilku minut.

– Spałeś dziewięć godzin. Jest prawie dziesięć po pierwszej w południe.

Usiadłem.

– Co? Żartujesz sobie!

Zegarek wskazywał jednak trzynastą dziewięć, a przez trójkątną szparę między zasłonami widziałem, że świeci słońce. Jenica przebrała się w koszulę w biało-czarną kratę i obcisłe levisy, zaczesała włosy do tyłu i związała je czarną chustką.

– Dlaczego nie obudziłaś mnie wcześniej? Jeżeli mamy ścigać Misquamacusa, potrzebujemy światła dziennego!

вернуться

* Jesteś taki próżny, przebój Carly Simon