Выбрать главу

Słuchając tego wszystkiego mister Scott pomyślał sobie, że nie zdziwiłoby go, gdyby Leverett założył pewnego 4pia sektę czcicieli elektryczności. Wyobraził sobie taras wypełniony wiernymi: i Krisznę Leveretta, czy może raczej Jego Elektryczność Leveretta, nauczającego ze swego bujanego fotela i tłumaczącego słowa pomrukujących drutów. „Lepiej nie mówić tego głośno — pomyślał mister Scott — w południowej Kalifornii takie rzeczy mogą się zdarzyć naprawdę”.

Mister Scott czuł się zupełnie uspokojony, kiedy wracał z Domu na Wzgórzu. Dziwak sprawiał wrażenie całkowicie nieszkodliwego… Na wszelki wypadek lepiej jednak zakazać Bobby’emu dalszych wizyt u niego.

Zakaz ten oczywiście nie dotyczył samego mister Scotta. W czasie kilku następnych miesięcy zaglądanie do Domu na Wzgórzu na porcję „elektrycznej mądrości” stało się jego zwyczajem. Zaczai nawet odczuwać potrzebę tych uspokajających i zabawnie fantastycznych chwil wytchnienia po całodziennej gonitwie. Jedynym zajęciem mister Leveretta było wysiadywanie w bujanym fotelu na tarasie, mimo to wyglądał na człowieka szczęśliwego i pogodnego.

Od czasu do czasu mister Scott zauważał zabawne uboczne efekty dziwactwa starego Leveretta. Na przykład, chociaż czasami spóźniał się z płaceniem rachunków za gaz i wodę, to zawsze bardzo punktualnie płacił za telefon i elektryczność.

Wkrótce też gazety doniosły o krótkotrwałych wprawdzie, lecz poważnych w skutkach przerwach w dostawie prądu w Chicago i San Francisco. Uśmiechając się na myśl o zabawnym zbiegu okoliczności mister Scott postanowił dodać przepowiadanie przyszłości do specjalności wymyślonego przez siebie kultu elektryczności. „Czy chcesz poznać swoją przyszłość zapisaną w drutach?” — w każdym razie byłoby to coś bardziej nowoczesnego niż kryształowe kule.

Raz tylko powróciło na chwilę niedobre przeczucie, którego doznał w czasie pierwszego spotkania z Leverettem, Było to wówczas, gdy ten roześmiał się i powiedział:

— Czy pamięta pan, co mówiłem o zarzuceniu miedzianego drutu na przewody wysokiego napięcia! Wymyśliłem prostszy sposób. Wystarczy skierować na nie mocny strumień wody z węża, dotykając metalowego zakończenia. Najlepiej byłoby oczywiście użyć ciepłej i słonej wody.

Słuchając tego mister Scott z zadowoleniem pomyślał o tym, że zabronił Bobby’emu tu zaglądać.

Przeważnie jednak mister Leyerett był pogodny i optymistyczny.

Zmiana nastroju przyszła naglę, chociaż później mister Scott uświadomił sobie, że pierwszym zwiastunem tej zmiany było rzucone niby mimochodem zdanie:

— Wie pan, dowiedziałem się, że amerykańska elektryczność dociera do wszystkich zakątków świata, podróżując w bateriach i kondensatorach, przedostając się do sieci elektrycznej w Europie i Azji. Część jej przedostaje się nawet do Związku Radzieckiego. Pewnie chce mieć oko na komunistów i wysyła tam swoich zwiadowców.

Podczas następnej wizyty mister Scott zauważył zasadniczą zmianę nastroju. Mister Leyerett porzucił swój bujany fotel i nerwowo przechadzał się po tarasie, z dala od słupa, zerkając od czasu do czasu niespokojnie na ciemne, pomrukujące druty.

— Dobrze, że pana widzę, mister Scott. Jestem naprawdę wstrząśnięty. Myślę, że muszę komuś o tym powiedzieć, tak, żeby można zawiadomić FBI, jeśli coś mi się stanie. Chociaż, prawdę mówiąc, nie wiem, co FBI może tu pomóc.

Dzisiaj dowiedziałem się, że elektryczność ma swój rząd światowy — ona sama użyła tego wyrażenia — i że w naszych liniach płynie rosyjska energia, tak samo jak nasza w Rosji, przenosząc się z kraju do kraju bez cienia wstydu. Nic jej nie obchodzi Rosja ani Ameryka, ona troszczy się tylko o siebie. Myślałem, że padnę trupem, kiedy się o tym dowiedziałem. Co więcej, elektryczność postanowiła nie dopuścić do żadnej poważniejszej wojny, choćby to była nie wiem jak słuszna wojna w obronie Ameryki. Ona ma nas po prostu gdzieś, chodzi jej tylko o to, żeby uchronić swoje linie i elektrownie. W razie próby naciśnięcia guzika rozpoczynającego wojnę atomową — tutaj czy w Rosji — elektryczność zabije każdego, kto to spróbuje uczynić.

Wdałem się w dyskusję z elektrycznością, powiedziałem, że zawsze uważałem ją za prawdziwie amerykańską, przypomniałem jej Franklina i Edisona — rozkazałem jej, żeby się zmieniła i zachowywała przyzwoicie, ale ona tylko się śmiała.

A potem zaczęła mi grozić! Powiedziała mi, że jeśli spróbuje jej przeszkadzać i zdradzę jej plany, to zwoła swoich dzikich braci z gór, że z ich pomocą wytropi mnie i zabije! Niech mi pan powie, co mam teraz robić? Mieszkam tutaj przecież sam na sam z elektrycznością!

Mister Scott miał poważne trudności z uspokojeniem Leyeretta. W końcu musiał obiecać, że przyjdzie następnego dnia rano — przysięgając sobie w duchu, że nieprędko zajrzy tu ponownie.

Kiedy w czasie tej rozmowy trzaski linii wysokiego napięcia nasiliły się do głośnego pomruku, mister Leyerett odwrócił głowę i powiedział szorstko: „Słyszę, słyszę!”

Tej nocy Los Angeles nawiedziła rzadka w tych okolicach burza, której towarzyszyła wichura i ulewa. Palmy, pinie i eukaliptusy powyrywało z korzeniami, ogrody na zboczach wzgórz zostały rozmyte i zniszczone.

Pioruny biły tak potężnie, że kilku mieszkańców miasta, nie przyzwyczajonych do takich wybryków przyrody, dzwoniło w popłochu do władz pytając, czy rozpoczął się atak atomowy.

Zdarzyło się również kilka dziwnych wypadków. Na miejsce jednego z nich mister Scott został wezwany wczesnym rankiem przez policję jako jedyny człowiek znający zmarłego.

W nocy, podczas największego nasilenia burzy, wśród huku piorunów i oślepiającego światła błyskawic mister Scott przypomniał sobie słowa Leyeretta o groźbach elektryczności, o jej dzikich braciach z gór. Teraz jednak, w świetle dnia, postanowił nie mówić o tym policji i w ogóle nie wspominać nic o manii Leyeretta — mogło to tylko niepotrzebnie skomplikować sprawy, i — co tu dużo mówić — spotęgować uczucie strachu czające się na dnie jego serca.

Mister Scott ujrzał miejsce wypadku w stanie nienaruszonym. Ciało leżało tam, gdzie je zastała policja, tylko oczywiście nie było prądu w grubym drucie, owiniętym jak bicz wokół chudych nóg Leyeretta.

Policja przy pomocy ekspertów zrekonstruowała wypadek w następujący sposób: w czasie największego nasilenia burzy jeden z przewodów linii wysokiego napięcia zerwał się w odległości trzydziestu metrów od domu i jeden jego koniec wpadł przez otwarte okno sypialni, owijając się wokół nóg mister Leyeretta, który w tym czasie nie znajdował się w łóżku. Śmierć nastąpiła momentalnie.

Była to jednak interpretacja nieco naciągana, nie wyjaśniająca pewnych dodatkowych podejrzanych szczegółów wypadku. Na przykład tego, że zerwany przewód nie tylko wpadł przez okno do sypialni, lecz potem przedostał się z sypialni do hollu, gdzie dopiero dopadł swojej ofiary. Jak również tego, że czarny sznur telefonu owinięty był dwukrotnie wokół prawej ręki starego człowieka, jakby chciał uniemożliwić mu ucieczkę.

Przełożył Lech Jęczmyk

Arkady i Borys Strugaccy

Stan alarmowy

— To niemożliwe — głośno i z przekonaniem powiedział Wiktor Borysowicz.