Выбрать главу

— Nie wiem, czy zrozumiesz, bo i ja nie bardzo to pojmuję. W kosmosie zdarzają się bardzo niezwykłe formy życia. Dziwaczne, niecodzienne… Dlatego wszystko, co stamtąd trafia na Ziemię, jest poddawane bardzo surowej kontroli. Zwłaszcza organizmy żywe. Nie zawsze żywe jest niebezpieczne, częściej zupełnie nieszkodliwe. Ale pewnego razu nawet dokładna kontrola nie wykryła pleśni. Dawno, kiedy jeszcze ciebie nie było, zaczęły się dziać straszne rzeczy. Z wielkim trudem poradziliśmy sobie. Mam nadzieję, że tym razem…

— Nie chciałem straszyć.

— Wiem, wiem. Wszystko się pewnie wkrótce wyjaśni i z pewnością okaże się, że to pomyłka. Ale jest już Bork… Proszę wejść!

Bork energicznie uścisnął wyciągniętą ku niemu rękę, kiwnął głową Wilkowi i bez zbędnych słów odkorkowal probówkę. Miał wygląd człowieka, który postanowił niczemu się nie dziwić.

— Co powiesz, Wilku? — głos Selli załamał się.

— To pachnie żywym.

— Co? Przecież mówiłeś…

— Wtedy był piasek. Teraz nie.

Bork zachmurzył się. Długo i uważnie patrzył na Wilka, jakby chciał przyłapać go na kłamstwie. Potem bez słowa wziął kartkę czystego papieru, odsypał nieco piasku i wydobył mikroanalizator. Pojawił się ledwie widoczny obłoczek. Spojrzawszy na skalę aparatu obrócił ja ku Selli.

— Widzi pani te liczby?

— Nic mi one nie mówią.

— Te liczby odzwierciedlają skład chemiczny i budowę próbki. Jedno i drugie świadczy o tym, że to jest minerał.

— Ale Wilk…

— Proszę pani. Jest pani zoopsychologiem i doskonale wie, że nie istnieją izolowane gatunki organizmów żywych. A planeta, skąd te ziarenka pochodzą, jest martwa niczym sopel lodu.

— W soplach też bywają wysoko zorganizowane organizmy żywe.

— Racja. Ale gdyby pani widziała tę planetę… O ile dobrze zrozumiałem, dla Wilka żywe różni się od martwego odmiennym tempem zmiany zapachów. Tak?

— Tak.

— Po drodze wszystko przemyślałem. Ten minerał różni się od ziemskiego także i tym, że szybciej zmienia częstotliwości zapachowe. To wszystko. Jest pani rozczarowana?

Sella zaczerwieniła się.

— Niepotrzebnie. Wręcz przeciwnie: powinna być pani dumna — powiedział Bork, jakby tłumacząc się. — Minerał wiozłem Orcewowi na uniwersytet. Ale nawet Orcew nie od razu wykryłby tę jego właściwość. Panią coś jeszcze niepokoi?

— Drobiazg — powiedziała Sella z krzywym uśmiechem. — Najpierw dla Wilka cały piasek był martwy…

— Rozumiem, rozumiem. Na zapach, według naszego kudłatego analityka, wpływa zmiana pogody, a teraz zbliża się burza, prawda?

— Pan zawsze taki logiczny?

— Niestety, obawiam się, że to nieuleczalne.

— Dlaczego „niestety”? Wilku, przeprośmy za kłopot…

— I zapomnijmy o tym epizodzie. A jeśli powiem, że cieszę się, iż dzięki temu poznałem panią?…

— A piasek rzeczywiście piękny — Sella pochyliła się nad stołem, jakby nie słyszała słów Borka. — Jaka gra świateł… co za blask!

— W ciemności kamień umiera. Drzewo nie, zwierzę tym bardziej, a kamień tak. Pod tym względem nasze poglądy są chyba zbieżne z wyobrażeniami naszych czworonożnych mądrali. Ciekawe, co Wilk teraz o mnie myśli?

— Nie radzę go pytać.

— Czemu?

— Większość ludzi jest do tej pory przekonana, że zwierzęta patrzą na nas jak na swego rodzaju bóstwa. Zapewniam pana, iż zwierzę nie traktuje nas w ten sposób.

— Nie należę do tego rodzaju ludzi.

— A pańska duma nie ucierpi, jeżeli Wilk wystawi panu niezbyt pochlebną charakterystykę? — spytała nie odrywając wzroku od migocących ziarenek.

— Zasłużyłem na nią?

— Mam nadzieję, że nie. Zresztą niech pan zapyta Wilka.

— Pewnie, że zapytam — powiedział zdecydowanie Bork i obrócił się ku Wilkowi. Nie zdążył.

— Proszę spojrzeć! — krzyknęła Sella. Słowa zabrzmiały jak dźwięk odłamków rozbitej porcelany. Bork błyskawicznie znalazł się przy stole, by sprawdzić, co wskazywał drżący palec Selli.

— Wydało się pani…

— One się ruszają — potwierdził nagle Wilk. Ludzie w popłochu odskoczyli od stołu i wpatrywali się w niego z odległości.

— Piasek już dawno się rusza.

Na sekundę wszyscy zamarli. Ruch kilku ziarenek, które oddzieliły się od masy pozostałych, był teraz widoczny nawet dla ludzi.

— One się dzielą — powiedziała Sella zduszonym szeptem. — Tu! I tu…

— Spokojnie…

Szybkim i precyzyjnym ruchem Bork zsypał piasek do probówki. Źródło złowieszczego zapachu znikło w kieszeni i Sella uspokoiła się, jakby ze stołu zabrano jadowitą żmiję.

— W porządku — powiedział Bork lekko zdyszanym głosem. — W porządku — powtórzył, jakby starając się przekonać siebie i innych. — Możliwe, że nie ma w tym żadnego niebezpieczeństwa. Nic się zresztą nie stało. Są zamknięte.

— Nie wszystkie! — wykrzyknęła Sella.

— Racja…

— To jedyne ziarnko piasku…

— Drobiazg, znajdziemy.

— Wiatr je zdmuchnął — powiedział Wilk.

— Tak… — Ręka Borka wolno sięgnęła do inforu.

— To nie ma sensu! — zatrzymała go Sella. — Łatwiej znaleźć ziarnko… To jest, chciałam powiedzieć… nie wiem co, niż…

— Wiem, ale nie ma innego wyjścia.

— Jest, Wilku!

— Słucham.

— Wilczku, kochany, potrafisz wyczuć to ziarenko? Powiedz, że możesz!

— Proszę posłuchać, Sello!..

— Jeśli ktokolwiek może to ziarnko odnaleźć, to tylko Wilk.

— Tak — powiedział Wilk. — Znajdę, jeżeli ono jest tu.

— A jednak… — Bork się wahał.

— Niech pan jedzie do laboratorium.

— Pani jest naprawdę przekonana…

— Znam Wilka.

— Wobec tego ja z nim pójdę! Mam wytrzymalsze nogi.

— Ale pan nie zrozumie Wilka tak jak ja. Niech pan jedzie!

— Dobrze, jedno nie wyklucza drugiego. W ostateczności można miasto objąć kwarantanną. Niech pani nie traci ze mną kontaktu!

Na górnym tarasie budynku królował wiatr. Jego zimne masy nadlatywały gwałtownymi porywami świszcząc i pogwizdując w barierach. Sellę przeniknął dreszcz.

Nozdrza Wilka chciwie wciągały powietrze. Wiatr przynosił mu nowe zapachy, a on je odczytywał niczym kartki szybko przeglądanej książki. Tło stanowił aromat łąk i zagajników. Wśród zapachów miejskich najostrzej wydzielał się mdlący opar smarów, kwaśne wonie metalu i suche, z posmakiem szkła, emanacje polimerów. Wiatr niósł tysiące odcieni aromatów, a nos Wilka łowił je i segregował; wiatr pomagał i jednocześnie przeszkadzał. Pomagał, bo rozdmuchiwał płomień najróżnorodniejszych woni i niósł je na dziesiątki kilometrów; przeszkadzał, gdyż tworzył zawichrzenia, rwał cieniutkie niteczki słabych prądów. Na szczęście zmienił kierunek i czasami ucichał, tak że Wilk mógł obwąchać całe miasto, jakby unosząc się nad nim. Sella stała obok napięta jak struna.

Naturalnie wiedziała, że Bork podejmie wszystkie możliwe środki. Sprowadzi i wypuści na ślad psy tropiące. Niezwłocznie laboranci wyskalują na nowy zapach i uruchomią wszystkie analizatory. Ale wiedziała także, iż żaden aparat nie dorówna w czułości nozdrzom Wilka, a żaden pies nie pójdzie śladem tak, jak to robi Wilk. Wilk, który rozumie, choć może inaczej niż ludzie, cel poszukiwań. Poza tym obecnie decydowały o wszystkim godziny, a może nawet minuty.

Łowiąc podejrzane strugi zapachów. Wilk coraz to podrywał się do biegu. Wydawało się, że bawi się z niewidocznymi w ciemności motylami. Czasami jednak na dłuższą chwilę nieruchomiał.