— Co się stało, na Boga?… — zacząłem.
Spojrzała na mnie bez wyrazu.
— Weszli do mojego pokoju. Mężczyzna i dziewczyna. Nie chcieli wyjść. Śmiali się ze mnie. A potem zaczęli się tak zachowywać, jakby mnie tam wcale nie było. No i… a zresztą, po prostu nie mogłam tam wysiedzieć, Jerry.
Wyglądała bardzo nieszczęśliwie, a po chwili wybuchnęła płaczem.
Od tego momentu wydarzenia zaczęły się piętrzyć. Następnego ranka doszło do nieuniknionego acz jednostronnego starcia na High Street. Panna Dotherby, należąca do jednej z najbardziej szanowanych rodzin Westwich, wzburzona była do głębi swoich długoletnich zasad widokiem dwu chryzantemowych dziewczyn, które chichocząc stały na rogu Northgate. Kiedy udało jej się odwrócić od nich oczy i odzyskać oddech, zrozumiała, gdzie leży jej powinność. Ujęła parasolkę tak, jakby to był miecz jej dziadka i natarła. Przeleciała gładko przez dziewczyny zadając razy na lewo i na prawo, a kiedy się obróciła, zobaczyła, że się z niej śmieją. Jeszcze raz na nie natarła, ale śmiały się dalej. Kiedy już zaczęła bredzić, ktoś zawołał pogotowie, które ją zabrało.
Pod koniec dnia miasto pełne było matek, pomstujących na obrazę moralności publicznej, i oczarowanych turystkami mężczyzn, a burmistrz i policja zasypani byli żądaniami, aby natychmiast ktoś z tym coś zrobił.
Najwięcej kłopotów było w rejonie, który Jimmy kiedyś zaznaczył na mapie. Gdzie indziej też mocna było spotkać turystów, ale w tym rejonie spotykało się ich całe tłumy mężczyzn w kolorowych koszulach, dziewczyny o zadziwiających fryzurach i jeszcze bardziej zadziwiających haftach na tunikach. Wszyscy ani ramię przy ramieniu wychodzili ze ścian i włóczyli się obojętnie między samochodami i ludźmi.
Czasem gdzieś przystawali pokazując sobie nawzajem różne rzeczy lub wybuchając salwami śmiechu, szczególnie kiedy ludzie z ich powodu wpadali w gniew. Do tych, którzy już wyprowadzeni byli z równowagi, stroili miny, aż ich doprowadzali do sinej wściekłości. Tym lepszą mieli wtedy zabawę. Szli sobie spokojnie, gdzie im się żywnie podobało, przez sklepy, banki, biura, domy nie przejmując się zupełnie rozwścieczonymi lokatorami. Zaczęto wystawiać tablice: NIE WCHODZIĆ, ale to ich też bardzo bawiło.
Przede wszystkim nie można się było od nich uchronić w dzielnicach centralnych, aczkolwiek okazało się, że działają na niezupełnie tych samych co my poziomach. W niektórych miejscach szli po ziemi czy po podłodze, a w jeszcze innych sprawiali wrażenie, że przedzierają się przez jakąś zwartą masę.
Bardzo szybko stwierdzano, że nie mogą nas słyszeć podobnie jak my ich, tak że nie było najmniejszego sensu wołać do nich czy grozić im, a jedynym efektem wystawiania tablic było wzbudzenie u nich jeszcze większego zaciekawienia.
W tej sytuacji już po trzech dniach panował ogólny chaos. W najbardziej nawiedzanych okolicach nie było już nawet co marzyć o zaciszu domowym. W najbardziej intymnych chwilach wkraczali turyści chichocząc lub śmiejąc się rubasznie. Dobrze przynajmniej się stało, że policja ogłosiła, iż nie grozi żadne niebezpieczeństwo. Goście bowiem nie byli w stanie zrobić nic złego mieszkańcom, tak że można ich po prostu ignorować. Bywają miejsca i okoliczności, gdzie ignorowanie chichoczących band młokosów i dziewcząt wymaga więcej hartu i wytrzymałości niż stać na to przeciętnego człowieka. Nawet tak spokojnego jak ja. A tymczasem w różnych ligach kobiet oraz komitetach nadzorczych aż wrzało.
Wieści o tym rozchodziły się szybko i w niczym nie polepszały sytuacji.
Wartkim strumieniem napływali zbieracze wiadomości wszelkiego autoramentu. Wypełnili okolicę po brzegi. Po ulicach wężowymi splotami wiły się kable od kamer filmowych, telewizyjnych i mikrofonów, a fotoreporterzy dokonywali swoich życiowych ujęć. Wszyscy oni żywi i namacalni stwarzali co najmniej równie wielki kłopot co turyści.
Ale jeszcze nie osiągnęliśmy szczytu. Jimmy i ja byliśmy przypadkiem obecni przy inauguracji następnego etapu. Szliśmy akurat na obsad w maksymalnym stopniu ignorując gości i zgodnie z instrukcją przechodząc przez nich. Jimmy był przybity. Musiał sobie dać spokój z wszelkimi teoriami, ponieważ utonął w faktach. Znajdowaliśmy się właśnie w pobliżu kawiarni, kiedy spostrzegliśmy zamieszanie w głębi High Street, a widząc, że się ta cała zawierucha ku nam zbliża, czekaliśmy. Pojawiło się t o po chwili spośród gęstwiny zastopowanych samochodów i zbliżało ku nam z szybkością sześciu do siedmiu mil na godzinę. Była to w zasadzie platforma, podobna do tej, jaką ja i Sally widzieliśmy na skrzyżowaniu w zeszłą sobotę, ale tym razem był to model „de luxe”.
Boki pojazdu lśniły świeżymi farbami: żółtą, czerwoną i niebieską, a fotele umocowane były w rzędach po cztery. Większość pasażerów stanowili młodzi ludzie, ale tu i ówdzie można było zauważyć panie i panów w średnim wieku, odzianych w spokojniejszą wersję tej samej mody. Za pierwszą platformą sunęło z pół tuzina dalszych. W miarę jak nas mijały, odczytywaliśmy na bokach i z tyłu platform napisy:
BIURO TURYSTYCZNE PAWLEYA — WYCIECZKI W PRZESZŁOŚĆ — NAJWIĘKSZY WYNALAZEK ŚWIATA HISTORIA BEZ ŁEZ — ZA 1 FUNT
PRZYJRZYJ SIĘ, JAK ŻYŁA TWOJA PRAPRABABCIA OSOBLIWY STARY EXPRESS DWUDZIESTOWIECZNY OGLĄDAJ ŻYWĄ HISTORIĘ — NIEZWYKŁE STROJE, STARE ZWYCZAJE, KSZTAŁCĄCE! POZNAJ PRYMITYWNE OBYCZAJE I WARUNKI ŻYCIA
ZWIEDZAJ ROMANTYCZNY WIEK DWUDZIESTY BEZPIECZEŃSTWO GWARANTOWANE
POZNAJ SWOJA HISTORIĘ — NA NAUKĘ NIGDY NIE ZA PÓŹNO — WYCIECZKA 1 FUNT
WIELKA PREMIA PIENIĘŻNA ZA IDENTYFIKACJĘ WŁASNEGO PRAPRADZIADKA LUB PRAPRABABKI
Większość ludzi na pojazdach obracała głowy to w tę, to w tamtą stronę ze zdumieniem przerywanym spazmami chichotu. Kilku młodych ludzi machało do nas rękami i mówiło bezgłośne dowcipy, które wywoływały u ich towarzyszy huragany bezgłośnego śmiechu. Inni, wygodnie rozparci, wpijali zęby w wielkie, żółte owoce i żuli. Od czasu do czasu oglądali się na boki, ale więcej uwagi poświęcali damom, których kibicie obejmowali.
Z tyłu następnego pojazdu przeczytaliśmy:
CZY TWOJA PRAPRAPRABABKA BYŁA RZECZYWISCIE TAKA FAJNA, ZA JAKĄ SIĘ PODAWAŁA?
ZOBACZ RZECZY, O KTÓRYCH HISTORIA TWOJEJ RODZINY MILCZY
a na ostatnim:
PRZYJRZYJ SIĘ SŁAWNYM, ZANIM STALI SIĘ OSTROŻNI — DOBRY CYNK DA CI SZANSĘ NA WIELKIĄ WYGRANĄ
Gdy procesja się oddaliła, staliśmy wszyscy patrząc na siebie w otępieniu. Prawdopodobnie pokaz był pewnego rodzaju premierą, ponieważ później można było w mieście spotkać platformę z napisem:
HISTORIA JEST KULTURĄ! ZA 1 FUNT ROZSZERZYSZ DZIŚ SWOJE HORYZONTY UMYSŁOWE!!
lub:
POZNAJ ODPOWIEDZI NA TEMAT SWOICH PRZODKÓW!
ale nigdy już nie słyszałem o nowej, regularnej procesji.
W biurze rady miejskiej wydzierano sobie resztki włosów z głowy, wydając na lewo i na prawo serie rozporządzeń na temat tego, czego turystom nie wolno robić — co dawało im nowe powody do śmiechu — a sprawa mimo wszystko wyglądała coraz gorzej.
Piesi „turyści” zwykli podchodzić blisko i patrzeć ludziom w twarze porównując je z jakimiś fotografiami w książkach lub czasopismach, które mieli przy sobie, po czym odchodzili rozczarowani daną osobą i podchodzili do innej. Doszedłem do wniosku, że za rozpoznanie mojej osoby nie przysługiwała żadna nagroda.
Ale cóż, życie musiało się toczyć dalej. Nie było możliwości poradzić sobie z tym wszystkim, trzeba się było z tym pogodzić. Sporo rodzin wyprowadziło się z miasta w poszukiwaniu zacisza i po to, aby uchronić córki od wpływów nowej mody i tak dalej, ale większość z nas musiała zostać jak długo się dało. Prawie każdy z obywateli miasta był w tych dniach albo oszołomiony, albo ponury — z wyjątkiem oczywiście „turystów”.