Выбрать главу

— Pytałeś mnie kiedyś, Laut, czy nie stosujemy waszego sposobu, tego z odsyłaniem pacjentów w przyszłość. Nie powiedziałem ci wtedy wszystkiego do końca, ale teraz, kiedy przychodzisz do mnie tak załamany i nieszczęśliwy, obowiązkiem moim jest uczynić dla ciebie to, co może uczynić nasza cywilizacja dla swego zbłąkanego prapraprzodka.

Powiedziałem, że nie ma wśród nas ludzi nieszczęśliwych. Nie znaczy to, że wszyscy rodzą się szczęśliwcami, dopasowanymi idealnie do naszej rzeczywistości. Nieszczęście, frustracja — to najcięższa choroba, nękająca ludzkość w każdym okresie jej rozwoju. My w naszych czasach wynaleźliśmy na to sposób. A właściwie to wy ten sposób wynaleźliście, a my zastosowaliśmy go, jedynie w nieco zmodyfikowanej technicznie formie, do naszych problemów… Uogólniliśmy waszą metodę i teraz odsyłamy w przyszłość nie tylko ludzi chorych fizycznie. Jeśli ktoś ma problemy natury osobistej, których nie może rozwiązać dziś, zamrażamy go, aby doczekał czasów, gdy jego problem stanie się rozwiązalny. Nasze hasło brzmi: „Jeśli jesteś nieszczęśliwy — nie przeszkadzaj innym w ich zadowoleniu. Zaczekaj na swoje szczęście!”

Jak zauważyłeś, jest nas teraz na Ziemi znacznie więcej niż w waszych czasach. A mimo to radzimy sobie jakoś. Nie ma w wśród nas niezadowolonych z życia. Jeśli masz problem naukowy nierozwiązalny dziś — przeskocz jedno stulecie. Jeśli marzeniem twoim jest podróż do odległej galaktyki — zaczekaj tysiąc lat. Jeśli znudził cię dzień dzisiejszy — zaczekaj.

Następne wieki będą o wiele ciekawsze…

— Czy to ma być sposób na moje problemy? — Laut uśmiechnął się smętnie. — Przecież ja właśnie zbyt daleko odbiegłem od mojego czasu, od mojej rzeczywistości, podróż więc w dalszą jeszcze przyszłość…

— Paradoks jest tylko pozorny, Laut. Posłuchaj mnie uważnie. Pomyśl, co jest przyczyną twojego nieszczęścia?

— Powiedziałem: to, że tu jestem! Że nie mogę być z powrotem tam, w moim czasie…

— O, właśnie! A gdybym ci zaproponował przeniesienie w tamten twój czas?

— Czy to możliwe? — Laut patrzył w oczy Ovry’ego z obudzoną na nowo nadzieją. — Czy możliwe, abym taki, jaki jestem, zdrowy i młody, znalazł się z powrotem… tam?

— W tej chwili jeszcze nie, ale wiadomo już, że teoretyczna możliwość takiej transmisji istnieje. Jeśli zatem zaczekasz…

— Jak długo?

— Przecież to nieważne! Tysiąc czy sto tysięcy lat — jaka różnica, jeśli będziesz oczekiwał w stanie zamrożenia. Po czasie dostatecznie długim nauka znajdzie sposób, by przenieść cię w twój wiek, w to miejsce czasoprzestrzeni, z którego rozpocząłeś swoją wędrówkę w przyszłość. Jeśli się na to zdecydujesz — ułatwię ci to. W myśl naszego hasła: „U nas nikt nie może być długo nieszczęśliwy”. Jesteśmy cywilizacją ludzi szczęśliwych!

— Mógłbyś mnie ponownie zamrozić?

— No, może nie dosłownie „zamrozić”. Mamy znacznie lepsze metody. Mniej kłopotliwe, a dające ten sam wynik. Obudzą cię automaty, gdy nadejdzie właściwy czas, a potem prześlą w odpowiedni wiek. Popatrz, trzeba tylko wypełnić tę ankietę i nakleić na twój pojemnik. „Imię, nazwisko, numer ewidencyjny, kiedy reaktywować…” — tu wpiszesz: „Gdy będzie możliwe odesłanie w wiek dwudziesty”. Dalej: „Inne dyspozycje” tu wpisz: „Transmitować natychmiast” i podaj współrzędne punktu, w którym chcesz się znaleźć. Pojemnik z etykietką odstawimy do przetrwalni, a o resztę zatroszczą się automaty.

— Automaty? Czy można na nich polegać? Czy są wystarczająco niezawodne? — zaniepokoił się Laut.

— Już dziś są prawie zupełnie doskonałe. A trzeba pamiętać, że te, które będą cię obsługiwały, zostaną zbudowane dopiero w przyszłości, a więc będą znacznie doskonalsze nawet od współczesnych.

— Więc nie ma jeszcze automatów zdolnych do automatycznej witalizacji człowieka?

— Nie ma. Ale udowodniono, że skonstruowane zostaną na pewno wcześniej, niż rozwiąże się problem transmisji w przeszłość, możesz zatem spokojnie poddać się zabiegowi. Czy decydujesz się?

— Nie mam właściwie wyboru… Czy jestem pierwszym, który pragnie stąd zbiec w wiek dwudziesty?

— O, chyba nie, chyba nie… — Ovry z trudem ukrył wyraz rozbawienia na twarzy. — Wypełnij etykietkę i chodź…

Ovry nacisnął przełącznik. Z wnętrza maszyny wypadła niewielka szkatułka z półprzezroczystego tworzywa. Ovry starannie nakleił na niej etykietkę i wrzucił kostkę do otworu podajnika, skąd wessana strumieniem powietrza powędrowała w czeluść przetrwalni.

Laut czuł, że znowu istnieje. Widział i słyszał — ale był tylko wzrokiem i słuchem, niczym więcej. W polu widzenia przesuwały się kable, uchwyty manipulatorów, czujniki i elektrody.

Dobiegły go szmery rozmów, ale nie widział przy sobie nikogo.

— Widzisz, oni są wszyscy tu. Co do jednego, żaden nie dotrwał… A my musimy teraz ich wszystkich, po kolei… — mówił jeden głos.

— Musimy? Dlaczego? — odezwał się drugi, lekko skrzypiący.

— Bo taki program i musimy.

— A zostawić, jak jest…?

— A po co nam to tutaj?

— I wszystkich po kolei, tam? Nie można by razem, zbiorowo — i już?

— Musi być tak, jak jest napisane. Nie mów tyle, pracuj.

Przez chwilę panowała cisza i Laut poczuł, że może poruszać szyją i że dostrzega kontury swych ramion i tułowia rysujące się pod płachtą, którą był przykryty. Nie mógł jednak wykonać żadnego ruchu.

— Przerzucamy? — powiedział ten skrzypiący.

— Nie nastawiłeś celownika.

— A czy to nie wszystko jedno?

— Mówiłem już, że trzeba tak, jak napisane. Czytaj, gdzie go…?

— Ojej, jeszcze czytać… Koniec dwudziestego.

— Dokładniej, współrzędne. A nastaw porządnie, bo znów nam tam wyskoczy i będzie zwrot.

— Już gotowe. Przelewaj go.

— Zaraz.

— Słuchaj, Klox! Oni byli przecież z czegoś innego. To dlaczego my ich…

— Nie będę ci tłumaczył, i tak nie wczytasz, bo jesteś monospec, a ja uniwer, nie dogadamy się. Dobrze nastawiłeś? No, to jazda.

Pole widzenia zmąciło się, Laut poczuł narastający szum w głowie. Uszu jego dobiegł jeszcze ostatni, głośniejszy strzęp rozmowy.

— A zaworę założyłeś? — krzyczał uniwer. — Nie założyłeś, zapomniałeś znowu, w łapie trzymasz, durniu katodowy! Zostawiłeś mu bezpiecznik, przepali się przy pierwszym wzruszeniu! Jak cię huknę w ten głupi rejestrator, to ci wszystkie mnemony powypadają! Zawróć go teraz! Wyłączę, słowo daję, że wyłączę cię i przerobię na automat do czyszczenia butów! Zawróć go, do stu tysięcy gigawatów…

Laut stał na podeście schodów, z dłonią na klamce. Nie mógł sobie przypomnieć, czy wchodził właśnie, czy wychodził z domu… Czyżby choroba zaczynała atakować mózg? I gdzie się podziały obie laski, bez których ostatnio nie mógł zrobić jednego kroku?

Zgiął lewą nogę, wyprostował. Powtórzył to samo z prawą. Ugiął obie nogi, zatańczył w miejscu.

„Cud! — pomyślał. — Nic innego, tylko cud jakiś!”

Nacisnął klamkę, drzwi mieszkania otworzyły się.

— Elen — zawołał w głąb mieszkania. — Elen, słyszysz! Ja chodzę, i nic mnie nie boli!