Выбрать главу

— Moja specjalność? — powiedział nieznajomy z błyskiem w oku, odkładając książkę. — Ja nigdy nie miałem specjalności. Nigdy nigdzie nie zagrzałem miejsca od dnia, kiedy skończyłem dziewięć lat, od czasu kiedy Edison założył laboratorium w sąsiednim domu i pokazał mi swój przyrząd do pomiaru inteligencji.

— Edison? — spytał Bullard. — Tomasz Edison, ten wynalazca?

— Jeśli panu zależy, może go pan tak nazywać.

— Jeśli mi zależy? — roześmiał się Bullard. — Myślę, że tak. Ojciec żarówki elektrycznej i Bóg wie jeszcze czego. — Jeśli chce pan wierzyć, że to on wynalazł żarówkę, to proszę bardzo. Nie ma w tym nic złego — powiedział nieznajomy i otworzył książkę.

— Co to ma znaczyć? — spytał Bullard podejrzliwie. Czy to jakiś żart? Co to za przyrząd do pomiaru inteligencji? Nigdy o tym nie słyszałem.

— Nie mógł pan słyszeć. Edison i ja obiecaliśmy zachować to w tajemnicy. Ja nie powiedziałem nikomu. Edison złamał słowo i powiedział Fordowi, ale Ford wymusił na nim obietnicę, że dla dobra ludzkości nigdy już o tym nie wspomni.

Bullard był zafascynowany.

— Ten… ten przyrząd do pomiaru inteligencji mierzył inteligencję, prawda?

— To była elektryczna maselnica.

— Nie, poważnie — naglił Bullard.

— Może nawet dobrze byłoby z kimś o tym porozmawiać — powiedział nieznajomy. — Bardzo ciężko jest dusić coś takiego latami. Ale skąd mogę mieć pewność, że to nie pójdzie dalej?

— Daję panu słowo dżentelmena — zapewnił nieznajomego Bullard.

— Myślę, że trudno uzyskać lepszą gwarancję — powiedział nieznajomy z powagą.

— Może pan być spokojny — powiedział z dumą Bullard. — U mnie jak w grobie.

— A więc dobrze. — Nieznajomy odchylił się na oparcie i przymknął oczy, przygotowując się do podróży w przeszłość. Milczał tak chyba z minutę, podczas gdy Bullard wpatrywał się w niego z szacunkiem.

— Było to jesienią tysiąc osiemset siedemdziesiątego piątego roku — zaczął wreszcie nieznajomy cichym głosem. — We wsi Menlo Park, w stanie New Jersey. Miałem wtedy dziewięć lat. W sąsiednim domu założył sobie laboratorium młody człowiek, którego wszyscy uważaliśmy za czarownika, bo stale tam coś błyskało, wybuchało i działy się różne przerażające rzeczy. Wszystkie dzieci w okolicy anioły przykazane trzymać się z daleka od czarownika i nie denerwować go hałasami.

Edisona poznałem nie od razu, ale za to od pierwszego dnia zaprzyjaźniłem się z jego psem imieniem Sparky. Był bardzo podobny do pańskiego psa i uganialiśmy się z nim po całej okolicy. Tak, proszę pana, pański pies to wykapany Sparky.

— Naprawdę? — spytał Bullard pochlebiony.

— Słowo daję. Więc pewnego dnia Sparky a ja, tarzając się jak zwykle, podtoczyliśmy się pod same drzwi laboratorium Edisona. W pewnej chwili Sparky wepchnął mnie do środka, i bach! Siedziałem na podłodze laboratorium twarzą w twarz z samym Edisonem.

— Na pewno się rozzłościł — powiedział Bullard z zadowoleniem.

— W każdym razie ja byłem przerażony. Myślałem, że znajduję się przed samym Szatanem. Edison miał przyczepione do uszu druty, które prowadziły do małego czarnego pudełka, jakie trzymał na kolanach. Chciałem się wymknąć, ale złapał mnie za kołnierz i siłą posadził.

— Chłopcze — powiedział Edison — pamiętaj, że najciemniej jest zawsze przed świtem.

— Tak jest, proszę pana — odpowiedziałem.

— Od przeszło roku — mówił Edison — poszukuję najtrwalszego włókna do lampy próżniowej. Włosy, struny, nici — wszystko na nic. Zastanawiając się nad tym, czego by tu jeszcze spróbować, zacząłem ot tak, dla rozrywki, dłubać przy innym pomyśle i zmajstrowałem ten przyrząd — powiedział, pokazując mi czarne pudełko. — Pomyślałem sobie, że może inteligencja jest tylko pewnym rodzajem elektryczności i zrobiłem ten oto przyrząd do pomiaru inteligencji. Przyrząd działa! Jesteś pierwszym człowiekiem, który się o tym dowiaduje! Właściwie dlaczegóż by nie? To twoje pokolenie będzie dorastać we wspaniałych czasach, kiedy ludzi będzie się segregować równie łatwo jak pomarańcze.

— Nie wierzę! — zawołał Bullard.

— Niech mnie grom spali! I przyrząd rzeczywiście działał. Edison wypróbował go na ludziach, nie mówiąc im, o co chodzi. I słowo daję, im mądrzejszy facet, tym dalej w prawo wychylała się strzałka na skali małego czarnego pudełka. Pozwoliłem Edisonowi wypróbować przyrząd na mnie, ale strzałka drżała tylko w miejscu. Mimo jednak swojej głupoty, właśnie wówczas dokonałem swego pierwszego i ostatniego odkrycia. Jak już mówiłem, od tamtego czasu nie ruszyłem palcem.

— Cóż pan takiego zrobił? — spytał Bullard z ciekawością.

— Powiedziałem: „Panie Edison, wypróbujmy to na psie”. Trzeba było zobaczyć, co ten pies zaczął wyrabiać, kiedy to usłyszał! Poczciwy Sparky szczekał, wył i drapał do drzwi, żeby go wypuścić. Kiedy przekonał się, że nie mamy zamiaru zrezygnować, skoczył w stronę przyrządu i wytrącił go z rąk Edisona. W końcu zapędziliśmy go w kąt i Edison go przytrzymał, a ja przyłożyłem końce przewodów do jego uszu. I może pan wierzyć albo nie, ale strzałka przeleciała przez całą skalę, daleko za czerwoną kreskę.

— Pies popsuł przyrząd — wtrącił Bullard.

— Proszę pana — spytałem Edisona — co oznacza ta czerwona kreska?

— To znaczy, że przyrząd jest popsuty, bo ta czerwona kreska to ja.

— Musiał być popsuty — powiedział Bullard.

— Ale przyrząd nie był wcale popsuty — kontynuował nieznajomy poważnie. — Nie, proszę pana. Edison sprawdził cały przyrząd i wszystko było w najlepszym porządku. Kiedy o tym powiedział, Sparky chciał się wydostać za wszelką cenę i wtedy się zdemaskował.

— W jaki sposób? — spytał Bullard podejrzliwie.

— Drzwi były zamknięte na haczyk, zasuwę i zatrzask. Pies zerwał się, podniósł haczyk, odsunął zasuwę i już sięgał zębami do zatrzasku, kiedy Edison go złapał.

— Niemożliwe! — zawołał Bullard.

— Tak było! — potwierdził nieznajomy z błyskiem w oku. — I wtedy właśnie Edison udowodnił, że jest prawdziwym uczonym. Chciał poznać prawdę, choćby była nie wiem jak przykra.

— Więc to tak! — powiedział Edison do psa. — Najlepszy przyjaciel człowieka, tak? Głupie zwierzę, tak?

— Sparky grał swoją rolę do końca. Udawał, że nie słyszy, drapał się, łapał pchły i obszczekiwał mysie nory robił wszystko, żeby tylko nie spojrzeć Edisonowi w oczy.

— Niezła synekura, co? — mówił Edison. — Niech kto inny troszczy się o pożywienie i dach nad głową, a wy wylegujecie się przed kominkiem, uganiacie się za suczkami albo wałkonicie się z kolegami. Żadnych rat, polityki, wojen, żadnej pracy i zmartwień. Wystarczy pomachać ogonem albo polizać rękę i wszystkie wasze potrzeby są zaspokojone.

— Panie Edison — spytałem — czy to znaczy, że psy są mądrzejsze od ludzi?

— Mądrzejsze? — zawołał Edison. — Powiem o tym całemu światu! I nad czym ja pracowałem przez ostatni rak? Tyrałem jak wół nad wynalezieniem żarówki po to, żeby psy mogły bawić się po nocach!

— Panie Edison — odezwał się Sparky — czy nie…

— Chwileczkę! — ryknął Bullard.

— Cisza! — zawołał nieznajomy tryumfalnie. — Panie Edison — odezwał się Sparky — czy nie lepiej utrzymać to w tajemnicy? Od tysięcy lat rzecz działa ku obopólnej satysfakcji. Tylko wy dwaj wiecie, gdzie jest pies pogrzebany. Pan zapomni o wszystkim i zniszczy przyrząd do pomiaru inteligencji, a ja powiem panu, co się będzie najlepiej żarzyć w żarówce.