Выбрать главу

Spojrzałem na niego zdumiony.

— Wolałbym, żeby to było „dziesięć” — dodał — ale nie mamy jeszcze całkowitej pewności.

Nadałem obie wiadomości natychmiast. Z Zespołami trzeba spokojnie; nie ma co się gorączkować. I tak ci nic nie powiedzą, dopóki wszystko nie jest zapięte na ostatni guzik.

— No, mamy dwanaście godzin czasu — oświadczył Dick — i jeszcze wiele do zrobienia.

— Siedem — poprawiłem go. — Dwanaście to było maksimum. Statki będą tutaj już za siedem godzin.

Dick jęknął.

— I nie możemy zabrać ze sobą Lorraine. No, trudno. Jak brzmi pierwsze nazwisko?

— Dick, musisz mi cośkolwiek powiedzieć. Nie potrzebujesz mi mówić wszystkiego, ale chcę znać nasze plany przynajmniej na najbliższą przyszłość.

— Przemytnicy nie tylko nie próbowali odwrócić naszej uwagi od Perryana, ale przeciwnie — nasza obecność na tej planecie była im ma rękę — odparł Dck. — Rozpętali nawet ten konflikt, żeby się upewnić, że NZZ przyśle tu Zespół. Plan był następujący: mieliśmy przybyć na Perryona, tracąc po drodze albo już tutaj, obojętne gdzie, Lorraine, mieliśmy następnie dojść do wniosku, że nie Perryon, lecz Fryon stanowi bazę gangu przemytników, i przekazać tę wiadomość NZZ-owi.

— Wyobrażali sobie, że przechytrzą Zespół, tak?! — wykrzyknąłem.

— Zespół uszczuplony o jedną osobę — przypomniał mi Dick. — Ale nie sądzę, żeby wiadomość o tym, że Larraine żyje, ich specjalnie zmartwiła. Musieli być bardzo pewni siebie.

— To znaczy, że są szaleni!

Dick potrząsnął głową.

— To znaczy, że mają swój Zespół.

Nie odezwałem się słowem.

Zaczęliśmy od poszukiwań George’a Zamoreya, autora artykułu, który rozpalił namiętności w Sedgeware. Młody, przystojny mężczyzna robił wrażenie zaskoczonego naszą wizytą, ale zdecydowanie za mało.

— Ach, to pan — rzekł Dick. — Musimy chyba sięgnąć głębiej i ustalić, na czyje polecenie pan działał.

— Nie wiem, o czym pan mówi — odparł Zamorey.

— Owszem, wie pan doskonale. A czy przypadkiem nie ma pan czworga przyjaciół? — Dick przyglądał mu się badawczo. Zamorey nie zareagował. Dick był zawiedziony i nie próbował tego ukryć.

— Co pan wie, Zamorey? — zapytał wprost.

— Nie rozumiem, o co panu…

— Nie mamy czasu — rzekł Dick zniecierpliwiony. — Brent, musisz go przekonać.

Nie znosiłem przemocy i gdybym się wcześniej zorientował, co się święci, byłbym powstrzymał Brenta. Żałuję w każdym razie, że tego nie zrobiłem. Zamorey musiał mieć w ustach truciznę. Po pięciu minutach zabiegów Brenta zwisł bezwładnie i stwierdziliśmy, że nie żyje.

— Jedno źródło wiadomości straciliśmy — rzekł Dick. Z tym drugim musimy być ostrożniejsi.

Polecieliśmy do Benoit City w pełnym składzie. Poszedłem prosto do Morrisseya i poprosiłem, żeby posłał po Jensona.

Jenson był aż za szybki. Zjawił się natychmiast, ale ledwie otworzył drzwi, rzucił się do ucieczki.

Ruszyliśmy za nim. Dick i ja okazaliśmy się do niczego. Brent, chociaż bardzo silny, był o wiele za powolny. Jona natomiast skoczyła za uciekającym jak chart. Za Joną biegł Brent, potem Helen, Dick i wreszcie na końcu ja.

Widziałem, jak go dopadli. Jona podcięła mu nogi. Niewątpliwie dałby sobie z nią radę, gdyby nie to, że już w następnej sekundzie siedział na nim Brent.

Kiedy wreszcie zasapany dobiegłem na miejsce, Dick już pytał ujarzmianego Jensona:

— Kim są pańscy przyjaciele?

Ku mojemu zdumieniu Jenson zaniechał dalszego oporu. Poddał się od razu i wyśpiewał wszystko.

Dick nie wydawał się tym zdziwiony. Powiedział mi potem, że Jenson sam będąc członkiem Zespołu orientował się doskonale, z kim ma do czynienia, i nie tracił niepotrzebnie czasu na udawanie, że nie wie, o co nam chodzi. Mnie jakoś nie mogło się to pomieścić w głowie.

Dopiero znacznie później wyjaśniła mi to Lorraine, która zawsze miała do mnie słabość.

Członkowie Zespołów nie znają poczucia lojalności. Działają w imię ogólnego dobra, prawa i porządku. Działają w imię postępu, ponieważ uważają, że jest lepszy niż zło, anarchia i zacofanie. Ale nie są lojalni. Lojalność oznacza wierność z pobudek pozarozumowych, a żaden Zespół nie jest do tego zdalny.

Zespoły pracują dla NZZ, ponieważ aprobują jego program, jeśli jednak znajdą się w sytuacji beznadziejnej, nie walczą do ostatniego człowieka; po prostu się poddają. Tak jak poddał się Jensen.

NZZ nie był mimo wszystko jedyną organizacją, która powoływała do życia Zespoły. Gang przemytników doszedł do wniosku, że jeśli mają mieć jakiekolwiek szanse w walce z NZZ, to muszą stworzyć własny Zespół. Przekupili więc pewnego psychologa, żeby poddał praniu mózgu, a następnie wyszkolił pięć osób. I tak powstał Zespół będący na usługach przemytników.

Powinniśmy się byli wcześniej tego domyślić. Nie ulegało wątpliwości, że prędzej czy później wszelkie środki, jakimi dysponuje prawo i porządek, zostaną użyte i przez stronę przeciwną.

— Gdyby Jack Kelman czy Rhoda Walker wywiązali się dobrze ze swego zadania — powiedział nam Jenson — nie wygralibyście z nami. Przewidzieliśmy wasze posunięcia. Potrafiliśmy przejąć wasz sposób myślenia. Mieliście dojść do wniosku, że nasza baza mieści się na Fryonie, i dać cynk działającemu tam Zespołowi. Oni z kolei mieli zniszczyć pięć naszych statków. Potem gang przemytników utajniłby się i mielibyśmy pokój na całe lata, zanim NZZ znów by sobie o nas przypomniał.

— Bardzo sprytnie — zgodził się Dick. — Tylko że i tak musielibyście przegrać, Jenson.

Jenson zmarszczył czoło.

— Dlatego że skierowano przeciwko nam tyle Zespołów? Co za różnica. My byśmy…

— Nie. Dlatego, że nie byliście dobrym Zespołem — odparł Dick.

— Bzdura. Nie jesteśmy gorsi od was.

Dick potrząsnął głową.

— Jesteście, bo zostaliście wyszkoleni, by służyć przemytnikom. I na tym polega wasza słabość.

— Wiem, o czym pan myśli. Ale pan nie ma racji. Nie potrzebowano nas specjalnie ukierunkowywać. Niech pan nie zapomina, że myśmy już przedtem byli przemytnikami.

— To nie ma znaczenia — rzekł Dick. — Po praniu mózgów przestaliście nimi być. Staliście się jednostkami podporządkowanymi prawu i gdyby was właściwie przeszkolono, bylibyście prawdziwym Zespołem. Zrozumielibyście, że przemytnicy nie mają szans, i odmówilibyście pracy dla nich. Najprawdopodobniej nie powiedziano wam o tym, ale człowiek, który was szkolił, musiał was w specjalny sposób zaprogramować — wszczepić wam lojalność w stosunku do przemytników. A wie pan z pewnością równie dobrze jak ja, że wszelkie tego rodzaju ograniczenia w sposób znaczny zmniejszają wydajność Zespołu.

Jenson nie odezwał się więcej. Myślę, że poza zaprogramowaną lojalnością, musiał uznać słuszność tego, co mówił Dick.

Resztę Zespołu przemytników wyłuskaliśmy już sami. Sprawa była prosta i pozbawiona posmaku przygody. Pozostali koledzy Jensona zrozumieli błyskawicznie, że gra się skończyła, i nie stawiali oporu.

Niemniej cały epizod miał swój efektowny finał i wszyscy mieszkańcy Perryona przynajmniej częściowo w nim uczestniczyli.

Oddając wrogi Zespół w ręce policji, wspomnieliśmy o flocie statków kosmicznych i terminie jej przybycia z Ziemi. Liczyliśmy, że wiadomość ta dotrze w jakiś sposób do przemytników, bo chociaż ogólnie rzecz biorąc, policja nie była pod ich kontrolą, to jednak musiały istnieć jakieś powiązania.