— Bardzo tu gorąco. Takie słońce. Można dostać udaru słonecznego.
Katrin patrzyła prosto przed siebie, a tamten zachwycał się jej profilem. Miał ochotą dotknąć jej ręki, ale nie starczyło mu śmiałości i jego palce niechcący zawisły nad dłonią Katrin. Mężczyzna miał mokre czoło i lśniące, policzki.
Katrin odwróciła się od niego, jednocześnie cofnęła rękę, i nie patrząc na mnie powiedziała samymi wargami.
— Zmień się w pająka. Przestrasz go śmiertelnie. Tylko tak, żebym ja nie widziała.
— Pani coś mówiła? — zapytał mężczyzna i dotknął jej łokcia. Jego palce zamarły, kiedy musnęły chłodną skórę.
Pochyliłem się do przodu, żeby mu spojrzeć w oczy i zamieniłem się w wielkiego pająka. Mój odwłok miał pół metra długości, a łapy ponad metr. Wymyśliłem sobie żuchwy, które wyglądały jak krzywe piły wysmarowane cuchnącym jadem. A na plecach ulokowałem rojowisko pajęczych dzieci. Dzieci również poruszały żuchwami i ociekały jadem.
Mężczyzna nie od razu zrozumiał, co się stało. Zmrużył oczy, ale nie cofnął ręki z łokcia Katrin. Wobec tego zamieniłem Katrin w pajęczycę i zmusiłem go, aby poczuł pod palcami chłód szarego chitynowego pancerza. Mężczyzna przycisnął do piersi rozczapierzone palce, a wolną dłonią pomachał przed oczami.
— Do diabła — powiedział. Wydało mu się, że zachorował. Podobnie jak inni potężnie zbudowani mężczyźni był hipochondrykiem. Zmusił się, aby jeszcze raz spojrzeć w moją stronę i wtedy wyciągnąłem do niego moje przednie szponiaste łapy. I mężczyzna uciekł. Wstydził się ucieczki, ale nie mógł opanować strachu.
Niemcy złapali się za torby z zakupami. Staruszkowie patrzyli w ślad za nim. Katrin roześmiała się.
— Dziękuję — powiedziała. — Świetnie ci to wychodzi.
— On by nie uciekł — powiedziałem — gdybym cię nie przemienił w pajęczycę.
— Jak ci nie wstyd!
— Dokąd pójdziemy? — zapytałem.
— Dokąd zechcesz — powiedziała Katrin.
— Dzisiaj jest strasznie duszno. Gdzie on się do ciebie przyczepił?
— Pod kinem. Powiedziałam mu, że idę na spotkanie z mężem, ale potem postanowiłam go ukarać, bo był okropnie pewny siebie. Może pójdziemy do parku? Napijemy się piwa.
— Dzisiaj tam będzie straszny tłok — powiedziałem.
— Dziś piątek. Sam mówiłeś, że w piątki wszyscy rozsądni ludzie wyjeżdżają za miasto.
— Jak sobie życzysz.
— W takim razie chodźmy łapać taksówkę.
Na postoju była straszna kolejka. Słońce opadło na dachy i wydawało się, że jest zbyt blisko ziemi.
— Zrób coś — powiedziała Katrin. Wyszedłem z kolejki i zacząłem łapać łebka.
Nigdy tego nie robię, chyba tylko dla Katrin. Na rogu zobaczyłem pusty samochód i przemieniłem się w Jurija Nikulina.
— Dokąd? — zapytał szofer, kiedy wsunąłem w okienko głowę Nikulina.
— Na Sokolniki.
— Siadaj, Jura — powiedział szofer. Zawołałem Katrin, a ona zapytała mnie, kiedy szliśmy do samochodu, w kogo się zmieniłem.
— W Jurija Nikulina.
— Słusznie — powiedziała Katrin. — Kierowca będzie dumny, że jechałeś jego samochodem.
— Przecież wiesz…
— To był żart — powiedziała Katrin.
— Jakoś dawno cię nie pokazywali w kinie — powiedział szofer rozkoszując się moją bliskością.
— Mam wiele pracy w cyrku — odparłem.
Cały czas musiałem o nim myśleć, chociaż wolałbym patrzeć na Katrin. Katrin uśmiechała się. Przygryzła dolną wargę i koniuszki ostrych zębów wbiły się w różową skórę. Szofer był gadatliwy, dałem mu rubla, a on powiedział, że zachowa go na pamiątkę.
Pod wielkimi drzewami przy wejściu panował chłód i wszystkie ławki były zajęte. Dalej za okrągłym basenem wznosiła się kopuła, którą zostawili tu Amerykanie, kiedy urządzali wystawę. Teraz również tu była wystawa „Inter-cośtam-71”. Pomyślałem, że jeżeli Garów przeczyta do poniedziałku mój i Kriogusa referat, to we wtorek przyjdzie do laboratorium. Krogius nie zdawał sobie sprawy, jak narozrabialiśmy. Ja tak.
— Chodźmy na lewo — powiedziała Katrin. W lasku, poprzecinanym ścieżkami, pod jakimś dawno nie malowanym płotem Katrin rozścieliła dwie gazety i usiedliśmy na trawie. Katrin zachciało się piwa, wyjąłem butelkę z teczki. Kupiłem ją po drodze z pracy, ponieważ pomyślałem, że Katrin będzie miała ochotę na niwo. Nie miałem czym otworzyć butelki, więc poszedłem w stronę płotu, żeby zerwać kapsel o sztachety. Wzdłuż płotu biegł wielki rów i pomyślałem sobie, że mógłbym przez ten rów przelecieć, nie przeskoczyć, tylko przelecieć. Ale na ścieżce pojawiły się dwie kobiety z dziećmi w wózkach, więc przeskoczyłem przez rów.
— Czy chciałabyś latać? — zapytałem Katrin.
Katrin spojrzała mi prosto w oczy i zobaczyłem, jak jej źrenice zrobiły się maleńkie, kiedy w nie zajrzało słońce.
— Nic nie rozumiesz — powiedziała. — Nie umiesz czytać myśli.
— Nie umiem — powiedziałem.
Piliśmy piwo przekazując sobie butelkę jak fajkę pokoju.
— Strasznie gorąco — powiedziała Katrin. — A to dlatego, że nie pozwalasz mi upinać włosów.
— Ja?
— Powiedziałeś, że bardziej ci się podobam z rozpuszczonymi włosami.
— Podobasz mi się niezależnie od fryzury.
— Ale z rozpuszczonymi włosami bardziej.
— Z rozpuszczonymi bardziej. Przyjąłem jej ofiarę.
Katrin siedziała z ręką opartą o trawę, a rękę miała szczupłą i silną.
— Katrin — powiedziałem. — Wyjdź za mnie za mąż. Kocham się.
— Nie wierzę ci — powiedziała Katrin.
— Nie kochasz mnie.
— Jesteś głupi — powiedziała Katrin.
Pochyliłem się nisko i pocałowałem po kolei jej smukłe opalone palce. Katrin położyła mi na karku drugą dłoń.
— Dlaczego nie chcesz wyjść za mnie za mąż? Będę dla ciebie zawsze okropnie przystojny. Jak aktor filmowy.
— Zmęczysz się — powiedziała Katrin.
— A więc?
— Nigdy nie wyjdę za ciebie — powiedziała Katrin. — Jesteś przybyszem z kosmosu, niebezpiecznym, obcym człowiekiem.
— Wychowałem się w Domu Dziecka — powiedziałem. — Wiesz o tym. I obiecują ci, że nigdy nie będę nikogo hipnotyzować. Ciebie tym bardziej.
— Czy coś mi wmawiałeś?
Cofnęła dłoń z mojego karku i poczułem, jak jej palce zawisły w powietrzu.
— Tylko wtedy, kiedy sama prosiłaś. Kiedyś cię ząb bolał. Pamiętasz? I kiedy chciałaś zobaczyć żyrafę na placu Komsomolskim.
— Nie próbowałeś mi wmówić, że cię kocham?
— Nie opowiadaj głupstw i połóż dłoń tam, gdzie była. Tak mi wygodniej.
— Nie kłamiesz?
— Ja chcę, żebyś mnie naprawdę kochała. Dłoń powróciła na miejsce i Katrin powiedziała:
— Nie wierzę ci.
Wypiliśmy piwo i postawiliśmy butelką na widoku, żeby ten, komu się przyda, znalazł ją i sprzedał. Rozmawialiśmy na zupełnie błahe tematy, nawet o ojczymie Tatiany, o Wice i o ludziach, którzy przechodzili obok i patrzyli na nas. Wyszliśmy z parku, kiedy zrobiło się już zupełnie ciemno, długo staliśmy w kolejce do taksówek, a kiedy odprowadziłem Katrin pod jej dom, nie chciała mnie pocałować na pożegnanie i w ogóle nie dogadaliśmy się w sprawie przyszłości.
Poszedłem do domu piechotą, było mi smutno, wymyśliłem więc perpetuum mobile, a potem udowodniłem, że ono i tak nie będzie pracować. Dowód był bardzo trudny i prawie zapomniałem o Katrin, kiedy znalazłem się na mojej ulicy. I wtedy zrozumiałem, że kiedy przyjdę do domu, zadzwoni telefon i Krogius powie, że niczego nie osiągniemy. Nie chciało mi się obchodzić długiego gazonu i postanowiłem przelecieć górą. Latać było niełatwo, ciągle traciłem równowagę i nie zdecydowałem się wlecieć do siebie na trzecie piętro, chociaż okno było otwarte. Wszedłem po schodach.