Выбрать главу

Przede wszystkim nie można się było od nich uchronić w dzielnicach centralnych, aczkolwiek okazało się, że działają na niezupełnie tych samych co my poziomach. W niektórych miejscach szli po ziemi czy po podłodze, a w jeszcze innych sprawiali wrażenie, że przedzierają się przez jakąś zwartą masę.

Bardzo szybko stwierdzano, że nie mogą nas słyszeć podobnie jak my ich, tak że nie było najmniejszego sensu wołać do nich czy grozić im, a jedynym efektem wystawiania tablic było wzbudzenie u nich jeszcze większego zaciekawienia.

W tej sytuacji już po trzech dniach panował ogólny chaos. W najbardziej nawiedzanych okolicach nie było już nawet co marzyć o zaciszu domowym. W najbardziej intymnych chwilach wkraczali turyści chichocząc lub śmiejąc się rubasznie. Dobrze przynajmniej się stało, że policja ogłosiła, iż nie grozi żadne niebezpieczeństwo. Goście bowiem nie byli w stanie zrobić nic złego mieszkańcom, tak że można ich po prostu ignorować. Bywają miejsca i okoliczności, gdzie ignorowanie chichoczących band młokosów i dziewcząt wymaga więcej hartu i wytrzymałości niż stać na to przeciętnego człowieka. Nawet tak spokojnego jak ja. A tymczasem w różnych ligach kobiet oraz komitetach nadzorczych aż wrzało.

Wieści o tym rozchodziły się szybko i w niczym nie polepszały sytuacji.

Wartkim strumieniem napływali zbieracze wiadomości wszelkiego autoramentu. Wypełnili okolicę po brzegi. Po ulicach wężowymi splotami wiły się kable od kamer filmowych, telewizyjnych i mikrofonów, a fotoreporterzy dokonywali swoich życiowych ujęć. Wszyscy oni żywi i namacalni stwarzali co najmniej równie wielki kłopot co turyści.

Ale jeszcze nie osiągnęliśmy szczytu. Jimmy i ja byliśmy przypadkiem obecni przy inauguracji następnego etapu. Szliśmy akurat na obsad w maksymalnym stopniu ignorując gości i zgodnie z instrukcją przechodząc przez nich. Jimmy był przybity. Musiał sobie dać spokój z wszelkimi teoriami, ponieważ utonął w faktach. Znajdowaliśmy się właśnie w pobliżu kawiarni, kiedy spostrzegliśmy zamieszanie w głębi High Street, a widząc, że się ta cała zawierucha ku nam zbliża, czekaliśmy. Pojawiło się t o po chwili spośród gęstwiny zastopowanych samochodów i zbliżało ku nam z szybkością sześciu do siedmiu mil na godzinę. Była to w zasadzie platforma, podobna do tej, jaką ja i Sally widzieliśmy na skrzyżowaniu w zeszłą sobotę, ale tym razem był to model „de luxe”.

Boki pojazdu lśniły świeżymi farbami: żółtą, czerwoną i niebieską, a fotele umocowane były w rzędach po cztery. Większość pasażerów stanowili młodzi ludzie, ale tu i ówdzie można było zauważyć panie i panów w średnim wieku, odzianych w spokojniejszą wersję tej samej mody. Za pierwszą platformą sunęło z pół tuzina dalszych. W miarę jak nas mijały, odczytywaliśmy na bokach i z tyłu platform napisy:

BIURO TURYSTYCZNE PAWLEYA — WYCIECZKI W PRZESZŁOŚĆ — NAJWIĘKSZY WYNALAZEK ŚWIATA HISTORIA BEZ ŁEZ — ZA 1 FUNT

PRZYJRZYJ SIĘ, JAK ŻYŁA TWOJA PRAPRABABCIA OSOBLIWY STARY EXPRESS DWUDZIESTOWIECZNY OGLĄDAJ ŻYWĄ HISTORIĘ — NIEZWYKŁE STROJE, STARE ZWYCZAJE, KSZTAŁCĄCE! POZNAJ PRYMITYWNE OBYCZAJE I WARUNKI ŻYCIA

ZWIEDZAJ ROMANTYCZNY WIEK DWUDZIESTY BEZPIECZEŃSTWO GWARANTOWANE

POZNAJ SWOJA HISTORIĘ — NA NAUKĘ NIGDY NIE ZA PÓŹNO — WYCIECZKA 1 FUNT

WIELKA PREMIA PIENIĘŻNA ZA IDENTYFIKACJĘ WŁASNEGO PRAPRADZIADKA LUB PRAPRABABKI

Większość ludzi na pojazdach obracała głowy to w tę, to w tamtą stronę ze zdumieniem przerywanym spazmami chichotu. Kilku młodych ludzi machało do nas rękami i mówiło bezgłośne dowcipy, które wywoływały u ich towarzyszy huragany bezgłośnego śmiechu. Inni, wygodnie rozparci, wpijali zęby w wielkie, żółte owoce i żuli. Od czasu do czasu oglądali się na boki, ale więcej uwagi poświęcali damom, których kibicie obejmowali.

Z tyłu następnego pojazdu przeczytaliśmy:

CZY TWOJA PRAPRAPRABABKA BYŁA RZECZYWISCIE TAKA FAJNA, ZA JAKĄ SIĘ PODAWAŁA?

ZOBACZ RZECZY, O KTÓRYCH HISTORIA TWOJEJ RODZINY MILCZY

a na ostatnim:

PRZYJRZYJ SIĘ SŁAWNYM, ZANIM STALI SIĘ OSTROŻNI — DOBRY CYNK DA CI SZANSĘ NA WIELKIĄ WYGRANĄ

Gdy procesja się oddaliła, staliśmy wszyscy patrząc na siebie w otępieniu. Prawdopodobnie pokaz był pewnego rodzaju premierą, ponieważ później można było w mieście spotkać platformę z napisem:

HISTORIA JEST KULTURĄ! ZA 1 FUNT ROZSZERZYSZ DZIŚ SWOJE HORYZONTY UMYSŁOWE!!

lub:

POZNAJ ODPOWIEDZI NA TEMAT SWOICH PRZODKÓW!

ale nigdy już nie słyszałem o nowej, regularnej procesji.

W biurze rady miejskiej wydzierano sobie resztki włosów z głowy, wydając na lewo i na prawo serie rozporządzeń na temat tego, czego turystom nie wolno robić — co dawało im nowe powody do śmiechu — a sprawa mimo wszystko wyglądała coraz gorzej.

Piesi „turyści” zwykli podchodzić blisko i patrzeć ludziom w twarze porównując je z jakimiś fotografiami w książkach lub czasopismach, które mieli przy sobie, po czym odchodzili rozczarowani daną osobą i podchodzili do innej. Doszedłem do wniosku, że za rozpoznanie mojej osoby nie przysługiwała żadna nagroda.

Ale cóż, życie musiało się toczyć dalej. Nie było możliwości poradzić sobie z tym wszystkim, trzeba się było z tym pogodzić. Sporo rodzin wyprowadziło się z miasta w poszukiwaniu zacisza i po to, aby uchronić córki od wpływów nowej mody i tak dalej, ale większość z nas musiała zostać jak długo się dało. Prawie każdy z obywateli miasta był w tych dniach albo oszołomiony, albo ponury — z wyjątkiem oczywiście „turystów”.

Wpadłem po Sally pewnego wieczoru, mniej więcej dwa tygodnie po owej procesji platform. Kiedy wychodziliśmy z domu, na ulicy odbywała się zacięta walka. Grupa dziewcząt, o głowach przypominających kule ze złotej siatki, tłukła się gdzie popadło. Jeden ze stojących obok mężczyzn przyglądał się temu z dumną miną, reszta podjudzała zawodniczki do walki. Poszliśmy inną drogą.

— To miasto nie wygląda już jak nasze miasto — powiedziała Sally. — Nawet nasze mieszkania nie są już nasze. Dlaczego oni nie mogą odejść i zostawić nas w spokoju? Niech wszyscy oni będą przeklęci, co do jednego! Nienawidzę ich!

Ale tuż za parkiem napotkaliśmy jedną małą główkę chryzantemową, siedzącą na czymś niewidocznym i płaczącą rzewnie. Sally trochę zmiękła.

— Może niektórzy z nich mają nawet ludzkie odruchy. Ale jakim prawem zamienili nasze miasto w lunapark?

Znaleźliśmy wolną ławkę i usiedliśmy patrząc na zachód słońca. Postanowiłem zabrać stąd Sally jak najprędzej.

— Dobrze by nam było teraz w górach — powiedziałem.

— Cudownie, Jerry — westchnęła.

Ująłem jej dłoń, nie cofnęła jej.

— Sally, kochanie… — zacząłem.

I wtedy, zanim zdążyłem powiedzieć coś więcej, dwoje turystów, mężczyzna i dziewczyna, pojawiło się przed nami i zakotwiczyło się tam na dobre. Tym razem byłem już zły. Prawie wszędzie prześladują człowieka platformy, ale przynajmniej w parku, gdzie przecież nic nie ma dla nich ciekawego, chciałbyś być wolny od pieszych turystów. Tych dwoje coś jednak znalazło. Tym czymś była Sally. Stali więc patrząc na nią bez skrępowania. Wysunęła rękę z mojej dłoni. Naradzali się. Mężczyzna wyjął folder, który anioł przy sobie i wyciągnął z niego kartkę. Patrzał na nią, potem na Sally, a potem znów na kartkę. Nie byłem w stanie tego zignorować. Wstałem i przeszedłem przez nich, by zobaczyć, co to za kartka. Spotkała mnie niespodzianka. Był to wycinek z Westwich Evening News, z bardzo starego egzemplarza, pożółkły i bardzo zniszczony. Aby uchronić go od całkowitego rozpadu, oprawiono go w przejrzysty plastyk.