Выбрать главу

Do świadomości Lauta z trudem docierał sens tych słów. Potem przyszedł gwałtowny skurcz całego ciała, gdy uprzytomnił sobie…

— Ile… ile… to trwało? — wykrztusił, patrząc bacznie w twarz swego opiekuna.

Człowiek w białym ubraniu zawahał się. Oczy jego pobiegły w kąt.

— Trochę… długo… — powiedział wreszcie.

— Ile? Czterdzieści? Sześćdziesiąt lat?

— Sto pięćdziesiąt, ale nie można było inaczej, zrozum, nie można było niczego przyspieszyć, sam widzisz, co się dzieje, jeden schodzi z witalizatora, drugi już czeka, ani chwili przerwy i tak przez dwadzieścia cztery godziny na dobę! — Człowiek w białym ubraniu mówił szybko, coraz szybciej, jakby w obawie, by Laut nie przerwał mu tych chaotycznych wyjaśnień. Ale Laut milczał.

„Sto pięćdziesiąt lat! Sto pięćdziesiąt lat… — powtarzał w myślach. — Chociaż właściwie, jaka różnica, czy pół, czy półtora wieku? To była śmierć i nowe narodzenie, tylko ta pamięć, która została stamtąd taka świeża, jakby wczorajsza…”

— Nazywam się Ovry — mówił jego opiekun, teraz już wolniej, jakby uspokojony zachowaniem pacjenta. — Jestem twoim kuratorem, mam ci dopomóc w pierwszych dniach, służyć radą i wyjaśnieniami. Półtora wieku to spory kawałek czasu, świat zmienił się trochę, ale nie bój się. Ludzie nie zmienili się tak bardzo. Spróbuj, czy zdołasz usiąść… Nie, nie, jeszcze nie, zaczekaj, leż spokojnie. Zaraz poczujesz się silniejszy, połknij tabletkę i poleż jeszcze. Tak, ludzie są podobni, jak dawniej. Może nawet trochę lepsi, rozważniejsi..

…Bo wy, sprzed stu pięćdziesięciu lat, byliście dość lekkomyślni. Ta wasza metoda, dzięki której znalazłeś się w naszych czasach, przysparza nam do dziś mnóstwo kłopotów. Dla was to było proste: zamrozić nieuleczalnie chorego i przechować w tym stanie do chwili, gdy w wyniku postępu nauki choroba stanie się uleczalna. To bardzo piękna idea, ale nikt nie pomyślał o jej konsekwencjach. A teraz sam widzisz, ile mamy z tym kłopotu. Odziedziczyliśmy po was i po dalszych pokoleniach całe setki i tysiące kilometrów podziemnych korytarzy-chłodni z milionami zamrożonych pacjentów czekających na wyleczenie! Zamiast starać się leczyć, udoskonaliliście metody konserwowania pacjentów.

Twoja choroba była możliwa do wyleczenia już dziewięćdziesiąt cztery lata temu. W podobnej sytuacji jest wielu innych, jeszcze nie ożywionych. Leczenie przestało być kluczowym problemem — stała się nim liczba pacjentów oczekujących na swoją kolej.

Wasze prymitywne metody hibernacji wymagają niezwykle skomplikowanych zabiegów witalizatorskich, niemal ręcznej roboty! Trwa to niezmiernie długo. Setki tysięcy ludzi, już wyleczonych, oczekuje na obudzenie do życia. Miliony czekają na zabiegi.

Powiedziałem, że jesteśmy tacy sami, jak wy. Może nawet lepsi. Dlatego też staramy się wywiązać z moralnych zobowiązań, jakie nałożyła na nas przeszłość, przekazując nam tych ludzi. Stało się to jednym z centralnych problemów naszej cywilizacji. Tysiące naukowców opracowuje metody automatyzacji obsługi tych nieszczęsnych ludzkich mrożonek, którymi nas obdarzyliście. A potem, po przywróceniu ich do życia, dopiero zaczynają się prawdziwe kłopoty! Ale dość tych narzekań, bo pomyślisz, że do ciebie kieruję te żale. Moim obowiązkiem jest jednak wyjaśnienie tego wszystkiego.

Laut słuchał z rosnącym zainteresowaniem. Równocześnie czuł, jak ciało jego wraca do dawnej sprawności. Czuł się znów zdrowym trzydziestoletnim mężczyzną.

— A wy, teraz, czy nie korzystacie z tego samego sposobu? Czy nie ma już chorób, które są dla waszej medycyny nieuleczalne? Czy nie przechowujecie swoich chorych?

— Owszem, zdarza się niekiedy taka konieczność, ale nie trwa to tak długo, kilka albo najwyżej kilkanaście lat hibernacji — nie dłużej. Nie przysparzamy więc kłopotów przyszłym pokoleniom. Czy możesz już usiąść?

Laut usiadł. Potem wstał i zrobił parę kroków przed siebie.

— Jak się czujesz po pierwszych spacerach, Laut? — Ovry patrzył troskliwie na swego podopiecznego.

— Fizycznie bez zarzutu. Ale poza tym… To wszystko jest przerażające, straszne… — Laut pokręcił głową z wyrazem rozpaczy na twarzy. — Co wy zrobiliście z tej nieszczęsnej planety! To mrowisko, potworne mrowisko pełne nieustannego ruchu, w którym nie sposób żyć!

— Coo? — Ovry był szczerze zdziwiony. — Czyżby nasze czasy tak bardzo różniły się od twoich?… Przecież nasz ośrodek adaptacyjny mieści się w jednym z najspokojniejszych rejonów globu!

— A jednak to przekracza granice mojej wytrzymałości. Jestem zupełnie oszołomiony, zagubiony, nie wyobrażam sobie włączenia się w ten szaleńczy nurt… Nie wiem, co mógłbym robić w tym świecie. Nie mam pojęcia, czym zajmują się ci ruchliwi, hałaśliwi ludzie, jaki sens mają ich codzienne poczynania na lądzie, w wodzie i w powietrzu! To naprawdę straszne, ale nie widzę tu miejsca dla siebie.

— Spróbuj jeszcze, spróbuj zrozumieć tych ludzi, wmieszaj się między nich, podpatruj ich sprawy. Pomogę ci to wszystko zrozumieć — powiedział Ovry dobrotliwie. — A jeśli to nie da wyników, zaradzimy jakoś inaczej. W naszym świecie wszyscy są szczęśliwi, nie może być niezadowolonych i zagubionych. Przyjdź do mnie, gdy będziesz już na pewno wiedział, że jesteś tu nieszczęśliwy…

— Pytałeś mnie kiedyś, Laut, czy nie stosujemy waszego sposobu, tego z odsyłaniem pacjentów w przyszłość. Nie powiedziałem ci wtedy wszystkiego do końca, ale teraz, kiedy przychodzisz do mnie tak załamany i nieszczęśliwy, obowiązkiem moim jest uczynić dla ciebie to, co może uczynić nasza cywilizacja dla swego zbłąkanego prapraprzodka.

Powiedziałem, że nie ma wśród nas ludzi nieszczęśliwych. Nie znaczy to, że wszyscy rodzą się szczęśliwcami, dopasowanymi idealnie do naszej rzeczywistości. Nieszczęście, frustracja — to najcięższa choroba, nękająca ludzkość w każdym okresie jej rozwoju. My w naszych czasach wynaleźliśmy na to sposób. A właściwie to wy ten sposób wynaleźliście, a my zastosowaliśmy go, jedynie w nieco zmodyfikowanej technicznie formie, do naszych problemów… Uogólniliśmy waszą metodę i teraz odsyłamy w przyszłość nie tylko ludzi chorych fizycznie. Jeśli ktoś ma problemy natury osobistej, których nie może rozwiązać dziś, zamrażamy go, aby doczekał czasów, gdy jego problem stanie się rozwiązalny. Nasze hasło brzmi: „Jeśli jesteś nieszczęśliwy — nie przeszkadzaj innym w ich zadowoleniu. Zaczekaj na swoje szczęście!”

Jak zauważyłeś, jest nas teraz na Ziemi znacznie więcej niż w waszych czasach. A mimo to radzimy sobie jakoś. Nie ma w wśród nas niezadowolonych z życia. Jeśli masz problem naukowy nierozwiązalny dziś — przeskocz jedno stulecie. Jeśli marzeniem twoim jest podróż do odległej galaktyki — zaczekaj tysiąc lat. Jeśli znudził cię dzień dzisiejszy — zaczekaj.

Następne wieki będą o wiele ciekawsze…

— Czy to ma być sposób na moje problemy? — Laut uśmiechnął się smętnie. — Przecież ja właśnie zbyt daleko odbiegłem od mojego czasu, od mojej rzeczywistości, podróż więc w dalszą jeszcze przyszłość…

— Paradoks jest tylko pozorny, Laut. Posłuchaj mnie uważnie. Pomyśl, co jest przyczyną twojego nieszczęścia?

— Powiedziałem: to, że tu jestem! Że nie mogę być z powrotem tam, w moim czasie…

— O, właśnie! A gdybym ci zaproponował przeniesienie w tamten twój czas?

— Czy to możliwe? — Laut patrzył w oczy Ovry’ego z obudzoną na nowo nadzieją. — Czy możliwe, abym taki, jaki jestem, zdrowy i młody, znalazł się z powrotem… tam?

— W tej chwili jeszcze nie, ale wiadomo już, że teoretyczna możliwość takiej transmisji istnieje. Jeśli zatem zaczekasz…