Выбрать главу

Niektórzy ludzie po przemyśleniu tej sprawy dochodzili do wniosku, że mamy rację, i wycofywali swoje kapitały z Sedgeware inwestując je w Twendon. Do Sedgeware przestała też napływać poszukująca pracy młodzież z mniejszych miast, która coraz chętniej osiedlała się w Twendon.

Helen i Jona zaczęły się ubierać w sposób w niczym nie przypominający stylu ziemskiego. Elegancko, prosto, przeważnie w jaskrawe frotowe rzeczy, wygodne w noszeniu i łatwe do prania. Moda ta, idealna na ciepły, wilgotny klimat Sedgeware, robiła wrażenie zupełnie przypadkowej, i wkrótce mieszkanki Sedgeware zaczęły ją naśladować.

Dick, Brent i ja chodziliśmy w szortach. Powoli wszyscy i wszystko dokoła zatracało swój „ziemski” wygląd.

W niespełna tydzień proces ten nabrał takiego tempa, że my jedni byliśmy w stanie go zatrzymać. I chociaż miały upłynąć jeszcze miesiące, zanim Twendon zostanie uznane — również przez Sedgeware — za stolicę Południa, to przecież sprawa była już przesądzona.

Wstępną kampanię zakończyliśmy przeniesieniem się do Twendon, gdy tylko pozwolono nam zabrać ze szpitala Lorraine. Nie mówiąc tego wprost, daliśmy do zrozumienia, że tam będzie oma miała lepszą opiekę lekarską, co zresztą było zgodne z prawdą. Miasto bowiem doceniając, ile mam zawdzięcza, robiło wszystko, żeby się zrewanżować.

W dalszych planach mieliśmy dokonanie podobnej zamiany między Benoit City a Foresthill. W tym wypadku jednak trzeba było działać ostrożniej. Za drugim razem zawsze jest trudniej.

Okoliczności nam jednak sprzyjały. Perryonowi potrzebny był nowy port kosmiczny, a to wymagało nakładów z Ziemi. Kupcy ziemscy zawsze byli skorzy do tego rodzaju inwestycji, mimo bowiem wysokich lokalnych ceł, — w dalszym ciągu handel między Ziemią a innymi planetami był dość ożywiony.

W porozumieniu z NZZ zmieniliśmy lokalizację nowego obiektu z Benoit City na Foresthill.

Budowa anioła się rozpocząć w przyszłości, ale wszyscy wiedzieli, że port powstanie w Foresthill zamiast w Benoit City, nie zdając sobie jednak sprawy, że to nasza robota.

Stopniowo Foresthill, podobnie jak Twendon, nabierało coraz większego znaczenia. A my zbieraliśmy pierwsze owoce swoich trudów. Sedgeware i Benoit City zwalczały się w dalszym ciągu, ale konflikt stracił na ostrości, a wkrótce miał zupełnie przestać istnieć.

Z NZZ przyszedł drugi radiogram. Zaadresowany był do Ojców Zespołów na Gerstenie, Camisaku, Fryonie, Parionarze, Mavericku, Perryonie — w sumie do czterdziestu siedmiu — i brzmiał:

Należy przerwać działalność gangu przemytników. Na waszych obszarach powietrznych znajdują się trzy flotylle. Na każde wezwanie stawią się do waszej dyspozycji w przeciągu dwunastu godzin. Wiemy, że baza gangu mieści się na jednym z waszych światów. Chyba zidentyfikowanie go nie przekracza możliwości odpowiedniego Zespołu?

Niech każdy z was poda otwartym kodem stopień prawdopodobieństwa, że właśnie jego planeta jest bazą gangu. Wykluczone — jeden. Całkowita pewność — dziesięć. Podajcie samą liczbę, chyba że macie podstawy podejrzewać jakąś inną planetę. W tym wypadku zaszyfrujcie wiadomość.

Powtarzamy: ciągłe milczenie czterdziestu siedmiu Zespołów wydaje nam się niewiarygodne. Gang przemytników po prostu NIE MÓGŁ ukryć się aż tak dobrze, żeby go nie wytropił żaden Zespół chyba że wynaleźli nowe środki komunikacji międzygwiezdnej. Gdyby ktokolwiek z was wpadł na ślad czegoś takiego, dajcie natychmiast znać.

— Prawdę powiedziawszy to rzeczywiście dziwne — mruknął Dick po przeczytaniu radiogramu. — Jak to możliwe, żeby czterdzieści siedem Zespołów nie poradziło sobie z gangiem?

Spojrzał na ramie.

— Edgar, Lorraine nie grozi już żadne niebezpieczeństwo, musimy odbyć uczciwą Sesję.

Skinąłem głową. NZZ, jak wiele innych na pół militarnych instytucji, nie przyjmowało żadnych wymówek. Na Perryonie przebywał kompletny Zespół i oczekiwano od nas określonych usług — nawet jeśli jedno z nas było w szpitalu.

Wybraliśmy się do Lorraine. Jej łóżko przeniesiono do małej izolatki, której drzwi zamknięto.

— Dobrze wyglądasz, Lorraine — powiedziałem.

— Owszem, przybyło mi czternaście funtów, czy to nie potworne?

— Cóż, kobieta nawet po praniu mózgu pozostanie kobietą.

— Możesz sobie na to pozwolić — uśmiechnąłem się.

— Nie, trzy czy cztery, owszem, ale nie czternaście! No, zaczynajmy. Jeżeli z wysiłku stracę trochę na wadze, to tym lepiej.

Narada przypominała tę przedostatnią, w której uczestniczyłem, i równie mało z niej rozumiałem. Ale chociaż nie widziałem Zespołu przy pracy w czasie drugiej narady po wypadku Lorraine, mogłem się zorientować, że ta sesja wygląda zupełnie inaczej. Lorraine leżała w łóżku, w pozie swobodnej, a mimo to nawet ja mogłem ocenić, jak istotne znaczenie miał jej udział.

W Zespołach nigdy nie wiadomo, kto jakie reprezentuje wartości. Oni sami tego nie wiedzą. Odniosłem jednak wrażenie, że w tym Zespole Lorraine stanowi istotną siłę. Że jest sercem Zespołu, jeśli wolicie. Dick był bez wątpienia jego mózgiem i jako taki odgrywał bardzo ważną rolę. Mózg jednak nie jest dla człowieka organem najważniejszym. Sprawność umysłu zależy od stanów serca i nawet w swojej ostatecznej fazie jest prawie zawsze następstwem jego niedomagań.

Za każdym razem, ilekroć praca Zespołu z jakichś względów ustawała, podejmowano ją za sprawą Lorraine. Koncepcje Brenta, Helen i Jony nabierały kształtu dopiero dzięki Dickowi lub Lorraine. Propozycje i wnioski Dicka bywały dyskwalifikowane w całości jedynie przez nią.

Zrozumiawszy znaczenie Lorraine dla Zespołu, nie zdziwiłem się wcale, kiedy rozpoczęli swoją sesję od odrzucenia wszystkich przyjętych poprzednio wniosków. Czułem, że tym razem do czegoś dojdą, jakkolwiek nie wiedziałem jeszcze dokładnie, o co chodzi. Wkrótce potem zorientowałem się, że usiłują coś uchwycić, ustalić — nie w drodze poszukiwań jednak, tylko na zasadzie rachunku prawdopodobieństwa — tak jak na statku z listy pasażerów wyłonili troje podejrzanych.

Zastanawiałem się, czy w podobnie natchniony sposób zdołają wskazać bazę gangu. Wydawało mi się to zupełnie nieprawdopodobnie; w przeciwnym razie dokonałby już tego dawno jeden z pozostałych czterdziestu sześciu Zespołów.

Wiedziałem jednak, że Zespoły, tak jak ludzie, różnią się między sobą zdolnościami. A swój Zespół uważałem za szczególnie dobry. Zdawałem sobie jednak sprawę, że podobnie jak wszyscy rodzice na świecie — większość Ojców Zespołów tak sądzi.

Nagle sesja została zawieszona — zawieszona, nie przerwana. Wszyscy patrzyli na mnie, z wyjątkiem Lorraine, która leżąc z zamkniętymi oczami znów robiła wrażenie bardzo zmęczonej.

— Edgar — powiedział Dick — spróbuj się dowiedzieć, kto pierwszy rozpętał ten konflikt Północy z Południem. Kto to wszystko zaczął. Pierwsze przemówienie w Zgromadzeniu, pierwszy artykuł w gazecie. Cofnij się wstecz, jak daleko zdołasz. I nie wracaj uwagi na tych, co się później włączyli. Potrzebne nam są dwa nazwiska: ktoś z Benoit City i ktoś z Sedgeware.

Wstałem.

— Czy moja misja jest tajna? — zapytałem.

— Nie. My się tym już dalej zajmiemy, jak nam tylko dostarczysz tych informacji. Szukaj ich w redakcjach gazet, w policji, przejrzyj protokoły z posiedzeń Zgromadzenia sprzed rozłamu. Będziesz się musiał wybrać do Benoit City. I nie wracaj, dopóki nie będziesz miał dwóch nazwisk.

Dalszych instrukcji nie potrzebowałem. Żegnając ich pomyślałem z goryczą, że taka oto jest rola Ojców Zespołów. Posyłali mnie jak gońca, a ja posłusznie spełniałem wszystkie polecenia.