Выбрать главу

– Nie chcę, żeby to widział.

– Co takiego?

Jednak Myron już wiedział. Odwróciła się do niego. W ręku trzymała rewolwer.

– Już dwukrotnie zabiłam, żeby go uratować. Dlaczego nie miałabym zrobić tego po raz trzeci?

Myron gorączkowo szukał jakiejś osłony, lecz już po raz drugi w ciągu tych kilku ostatnich dni okazał brak rozwagi. Nie miał gdzie się schować. Deanna nie mogła chybić.

– Moja śmierć nie rozwiąże problemu – powiedział.

– Wiem – odparła.

Duane zaczął walić pięścią w drzwi i zawołał:

– Otwieraj! Nic mu nie mów!

Znów załomotał.

Deanna miała łzy w oczach.

– Nie mów nikomu, Myronie. Przecież nikt nie musi się o tym dowiedzieć. Wszyscy winni zostaną ukarani.

Przyłożyła lufę do swojej skroni.

– Nie rób tego! – wyszeptał Myron.

Duane krzyknął zza drzwi:

– Mamo! Otwórz, mamo!

Spojrzała w kierunku drzwi. Myron usiłował doskoczyć do niej, ale nie miał żadnych szans. Nacisnęła spust i złożyła jeszcze jedną ofiarę dla dobra swojego syna.

48

Minęło trochę czasu. Myron z trudem zdołał namówić Duane’a, żeby zostawił matkę i odjechał. Właśnie tego chciała, przypomniał mu. Kiedy obaj odeszli wystarczająco daleko, Myron wykonał anonimowy telefon na posterunek policji w Cherry Hill.

– Wydaje mi się, że słyszałem strzał – powiedział.

Podał adres i rozłączył się.

Spotkali się na parkingu przy New Jersey Tumpike. Duane już nie płakał.

– Ujawnisz to? – zapytał Duane.

– Nie – odparł Myron.

– Nawet matce Valerie?

– Nie mam wobec niej żadnych zobowiązań.

Zapadła cisza. Potem Duane znów zaczął płakać.

– Czy prawda uczyniła cię wolnym, Myronie?

Pozostawił to pytanie bez odpowiedzi.

– Powiedz Wandzie – rzekł po chwili. – Jeśli naprawdę ją kochasz, opowiedz jej o wszystkim. To twoja jedyna szansa.

– Nie możesz nadal być moim agentem.

– Wiem – rzekł Myron.

– Ona nie miała innego wyjścia. Musiała mnie chronić.

– Mogła to zrobić inaczej.

– Jak? Co ty byś zrobił, gdybym był twoim synem?

Myron nie potrafił na to odpowiedzieć. Wiedział jednak, że nie zabiłby Valerie Simpson.

– Będziesz jutro grał?

– Tak – odparł Duane. Wsiadł do samochodu. – I wygram.

Myron wcale w to nie wątpił.

Kiedy wrócił do Nowego Jorku, było już późno. Zostawił samochód na parkingu Kinneya i minąwszy obrzydliwą gastrologiczną rzeźbę, wszedł do budynku. Strażnik go pozdrowił. Był sobotni wieczór. W biurach prawie nikogo nie było. Jednak nawet w pomieszczeniach na parterze paliły się światła.

Wjechał windą na trzynaste piętro. Nie słyszał zwykłego gwaru krzątających się pracowników Lock-Home Securities. Na całym piętrze było ciemno. Większość komputerów wyłączono i zakryto plastikowymi pokrowcami, ale kilka pozostawiono na chodzie. Ich przedziwne wygaszacze ekranu rzucały migotliwe smugi kolorów na blaty biurek. Myron poszedł w kierunku narożnego gabinetu. Win siedział za biurkiem, czytając książkę napisaną w języku koreańskim. Podniósł znad niej głowę i spojrzał na wchodzącego.

– Opowiadaj – zachęcił.

Myron zrobił to. Opowiedział mu wszystko.

– Zabawne – podsumował Win.

– Słucham?

– Zastanawialiśmy się, dlaczego matkę wcale nie obchodzi los jej syna, podczas gdy w rzeczywistości było wprost przeciwnie. Za bardzo ją obchodził.

Myron skinął głową. Milczeli chwilę. Potem Win zapytał:

– Wiesz?

– Tak.

– Jak na to wpadłeś?

– Doktor Abramson – powiedział. – Byłeś z Valerie na tyle blisko, że jej lekarka znała cię z imienia. To dało mi do myślenia.

Win kiwnął głową.

– Zamierzałem ci powiedzieć.

– Nie musiałeś go zabijać – rzekł Myron.

– Czasem mówisz jak dziecko – odparł Win. – Zrobiłem to, co było konieczne.

– Nie musiałeś go zabijać.

– Frank Ache nas by zabił – przypomniał Win. – Zrezygnował z tego tylko dlatego, że Pavel Menansi nie żył, więc nic by na tym nie zyskał. Eliminując Pavela, pozbawiłem go motywu. Mogliśmy walczyć z mafią i w końcu dać się zabić albo pozbyć się kanalii. Poświęcając życie łajdaka, uratowaliśmy nasze.

– Co jeszcze zrobiłeś Frankowi Ache? – zapytał Myron.

– O co ci chodzi?

– Frank nie pojawił się w tym lesie tylko po to, żeby sobie ze mną pogawędzić. Coś go przestraszyło. Nalegał, żebym opowiedział ci o naszym spotkaniu.

– Ach – mruknął Win. – O to chodzi.

Wstał i wziął kij do golfa. Upuścił na podłogę kilka piłeczek.

– Posłałem mu paczuszkę.

– Jaką paczuszkę?

– Z prawym jądrem Aarona. To oraz śmierć Pavela najwyraźniej przekonały go, że dla wszystkich zainteresowanych najlepiej będzie poniechać wszelkich dalszych działań.

Myron pokręcił głową.

– Czy jest jakaś różnica między tobą a Deanną Yeller?

– Tylko jedna – odparł Win. Przymierzył się i wybił piłeczkę. – Nie winię jej za to, co zrobiła tamtej nocy, kiedy zginął Alexander Cross. To było praktyczne rozwiązanie. Miało sens. Nie ufała wymiarowi sprawiedliwości. Nie ufała senatorowi USA. W obu przypadkach niewątpliwie miała rację. I kogo poświęciła? Siostrzeńca nicponia, który zapewne i tak spędziłby resztę życia za kratkami. Na jej miejscu postąpiłbym tak samo.

Przymierzył się do następnego uderzenia.

– Jednakże różni nas to, że za drugim razem zabiła niewinną osobę. Ja nie.

– To dość naciągana argumentacja – zauważył Myron.

– Jak wszystkie na tym świecie, mój przyjacielu. Byłem tam. Co tydzień odwiedzałem Valerie w klinice. Wiedziałeś o tym?

Myron zaprzeczył. Był najlepszym przyjacielem Wina, a mimo to nie miał o tym pojęcia. Nawet nie wiedział, że Win znał Valerie Simpson.

Win ustawił następną piłeczkę.

– Jak tylko zobaczyłem ją w tym okropnym miejscu, chciałem się dowiedzieć, co ją tak odmieniło. Chciałem wiedzieć, jaka potworna krzywda zdołała złamać jej niepokonanego ducha. Ty rozwiązałeś tę zagadkę. Sprawcą był Pavel Menansi i to samo zrobiłby z Janet Koffman, gdybym go nie powstrzymał.

Win spojrzał na Myrona.

– Ty już o tym wiesz, ale powiem to głośno: fakt, że śmierć Pavela uwolniła nas od kłopotów z Frankiem Ache’em, był tylko premią. I tak zabiłbym drania. Nie potrzebowałem dodatkowych uzasadnień.

– Można go było ukarać w inny sposób – upierał się Myron.

– W jaki? – skrzywił się Win. – Aresztować go? Nikt nie wysunąłby przeciwko niemu żadnych oskarżeń. A nawet gdybyś ujawnił całą prawdę, co zamierzałeś zrobić, czy to by cokolwiek zmieniło? Pewnie napisałby książkę i wystąpił w programie Oprah. Opowiadałby światu, jak został uwiedziony przez dziewczynkę lub tym podobne bzdury. Stałby się jeszcze sławniejszy.

Win znów uderzył. Ponownie trafił.

– Nie jesteśmy tacy sami, ty i ja. Obaj o tym wiemy. I dobrze.

– Nie jest dobrze.

– Owszem, jest. Gdybyśmy byli tacy sami, nic by z tego nie wyszło. Obaj bylibyśmy już martwi. Albo szaleni. Uzupełniamy się. Właśnie dlatego jesteś moim najlepszym przyjacielem. Dlatego cię kocham.

Zapadła cisza.

– Nie rób tego więcej – rzekł w końcu Myron.

Win nie odpowiedział. Ustawił następną piłeczkę.

– Słyszysz?

– Było, minęło – zauważył Win. – To już przeszłość. A dobrze wiesz, że nad przyszłością nie można zapanować.

Znowu zamilkli. Win znów trafił.

– Jessica czeka – powiedział po chwili. – Prosiła, żebym ci przypomniał o jej nowych olejkach.

Myron odwrócił się i wyszedł. Czuł się okropnie. Wiedział jednak, że Win ma rację: było, minęło. Wkrótce znowu wszystko powróci do normy. Dojdzie do siebie.

A czy istnieje lepsza kuracja uzdrawiająca, pomyślał Myron, zmierzając do windy, od wonnych olejków Jessiki?

***