Выбрать главу

I w tej myśli postanowił jechać „wielkimi i pilnymi drogami”, nie zatrzymując się nigdzie dłużej, niż było dla wypoczynku koniom potrzeba.

Owi bojarzynkowie, którzy z Broniszem z Ciasnoci przybyli, i inni Litwini znajdujący się na dworcu księżny, świadomi dróg i przejść wszelkich, mieli prowadzić jego i ochotniczych rycerzy mazowieckich od osady do osady, od grodu do grodu i przez głuche, niezmierne puszcze, którymi większa część Mazowsza i Litwy, i Żmujdzi była pokryta.

Rozdział szesnasty

W lasach o milę na wschód za Kownem, które sam Witold[2505] zniszczył, stały główne siły Skirwoiłły, przerzucając się w razie potrzeby błyskawicą z miejsca na miejsce, czyniąc szybkie wyprawy bądź to w granice pruskie, bądź na zamki i zameczki będące jeszcze w ręku krzyżackim i podsycając płomień wojny w całej krainie. Tam to znalazł wierny giermek Zbyszka, a przy nim i Maćka, który był dopiero przed dwoma dniami przyjechał. Po przywitaniu się ze Zbyszkiem przespał Czech całą noc jak zabity i dopiero na drugi dzień wieczorem poszedł powitać starego rycerza, który będąc strudzon i zły, przyjął go gniewliwie, pytając, dlaczego wedle rozkazania w Spychowie nie został – i udobruchał się nieco dopiero wówczas, gdy ów, znalazłszy sposobną chwilę, w której Zbyszka nie było w namiocie, usprawiedliwił się przed nim wyraźnym rozkazem Jagienki.

Powiedział też, że prócz rozkazu i prócz przyrodzonej[2506] ochoty do wojny przywiodła go także w tę stronę chęć, by w razie czego pchnąć zaraz gońca z wiadomością do Spychowa. „Panienka – mówił – która ma duszę jak anioł, sama przeciw własnemu dobru modli się za Jurandównę. Ale wszystkiemu musi być koniec. Jeśli Jurandówna nie żyje, to niech Bóg da jej światłość wiekuistą, boć była jako jagnię niewinne, ale jeśli się odnajdzie, to trzeba panienkę jako najprędzej zawiadomić, aby wraz jechała precz ze Spychowa, nie zaś dopiero po powrocie Jurandówny, jakoby wypędzona, ze sromotą[2507] a wstydem”.

Maćko słuchał tego z niechęcią, powtarzając od czasu do czasu: „Nic ci do tego”. Ale Hlawa, postanowiwszy mówić otwarcie, wcale się tym nie tropił[2508] i w końcu rzekł:

– Lepiej było pannie w Zgorzelicach ostawać i na nic była ta podróż. Wmawialiśmy w niebogę, że Jurandówna już nie żywie[2509], a może się pokazać inaczej.

– A kto opowiadał, że nie żywie, jeżeli nie ty ? – zapytał z gniewem Maćko. – Trzeba było trzymać język za zębami. Ja zaś zabrałem ją, bo się bała Cztana i Wilka.

– Pozór to tylko był – odpowiedział giermek. – Mogła siedzieć w Zgorzelicach bezpiecznie, bo oni by tam sobie wzajem przeszkadzali. Ale baliście się, panie, żeby w razie śmierci Jurandówny nie ominęła pana Zbyszka i panienka, i dlategoście ją zabrali.

– Cóżeś tak zhardział? Zaliś[2510] to już rycerz pasowany, nie sługa?

– Sługam ci jest, ale sługa panny, przeto[2511] dbam, aby jej hańba nie spotkała.

A Maćko zamyślił się posępnie, gdyż nie był z siebie rad[2512]. Nieraz on już sobie wyrzucał, że zabrał Jagienkę ze Zgorzelic, czuł bowiem, że w każdym razie w takim podwożeniu Jagienki Zbyszkowi była jakowaś dla niej ujma[2513], a na wypadek, gdyby Danusia się odnalazła – więcej niż ujma. Czuł również, że w hardych słowach Czecha tkwi prawda, bo choć Jagienkę zabrał dlatego, by ją do opata[2514] odwieźć, mógł jednak, dowiedziawszy się o jego śmierci, w Płocku ją zostawić, a tymczasem on ją aż do Spychowa przywiózł, by w razie czego, blisko przy Zbyszku była.

– Dyć[2515] mnie to do łba nie przyszło – rzekł jednak chcąc siebie i Czecha stumanić – jeno sama się jechać naparła.

– Jużci się naparła[2516], bośmy w nią wmówili, że tamtej nie ma na świecie, a że braciom bezpieczniej było bez niej niż z nią – więc i pojechała.

– Tyś wmówił! – zakrzyknął Maćko.

– Ja – i moja wina. Ale teraz musi się pokazać, jako jest. Trzeba, panie, co wskórać[2517]. Inaczej – lepiej pogińmy.

– Co tu wskórasz – rzekł z niecierpliwością Maćko – z takim wojskiem, w takiej wojnie!... Będzie-li co lepszego, to dopiero w lipcu, bo dla Niemców dwie są pory wojenne: zimą i suchym latem, a teraz to się jeno tli, nie pali. Kniaź[2518] Witold podobno do Krakowa pojechał królowi się opowiedzieć i pozwoleństwo a pomoc jego sobie zjednać.

– Są przecie w pobliżu zamki krzyżackie. Gdyby choć ze dwa zdobyć, znaleźlibyśmy może Jurandównę albo wiadomość o jej śmierci.

– Albo i nic.

– W tę stronę[2519] ją przecie Zygfryd wywiózł. Powiadali to nam i w Szczytnie, i wszędy, i samiśmy tak myśleli.

– A widziałeś to wojsko? Wyjdźże za namiot i spójrz. Niektórzy pałki jeno[2520] mają, a niektórzy miedziane miecze po pradziadach.

– Ba! Jako słyszałem, chłopy do bitki dobre!

– Ale nie im z gołymi brzuchami zamków dobywać, zwłaszcza krzyżackich.

Dalszą rozmowę przerwało im przybycie Zbyszka i Skirwoiłły, który był wodzem Żmujdzinów. Był to mąż małego wzrostu, ale krzepki[2521] w sobie i barczysty. Pierś posiadał tak wypukłą, że prawie wyglądała na garb, i niezmiernie długie, sięgające prawie do kolan ręce. W ogóle przypominał Zyndrama z Maszkowic[2522], słynnego rycerza, którego Maćko i Zbyszko poznali swego czasu w Krakowie, miał bowiem równie ogromną głowę i takie same pałąkowate[2523] nogi. Mówiono o nim także, że dobrze rozumiał się na wojnie. Wiek życia zbiegł mu w polu przeciw Tatarom, z którymi długie lata walczył na Rusi, i przeciw Niemcom, których nienawidził jak zarazy. W tych wojnach nauczył się po rusińsku[2524], a potem na dworze Witoldowym nieco po polsku; po niemiecku umiał, a przynajmniej powtarzał tylko trzy wyrazy: ogień, krew i śmierć. W swojej ogromnej głowie miał zawsze pełno pomysłów i podstępów wojennych, których Krzyżacy nie umieli ani przewidzieć, ani im zapobiegać – dlatego bano się go w pogranicznych komturiach[2525].

– Mówiliśmy o wyprawie – rzekł z niezwykłym ożywieniem do Maćka Zbyszko – i dlategośmy tu przyszli, byście też swoje doświadczone zdanie rzekli.

Maćko usadził Skirwoiłłę na sosnowym pniaku pokrytym niedźwiedzią skórą, następnie kazał przynieść czeladzi[2526] stągiewkę[2527] miodu, z której poczęli czerpać rycerze blaszankami i pić, gdy zaś pokrzepili się godnie, dopieroż Maćko zapytał:

– Chcecie wyprawę uczynić albo co?

– Zamki Niemcom okurzyć[2528]...

– Któren[2529]?

– Ragnetę[2530] albo Nowe Kowno.

– Ragnetę – rzekł Zbyszko. – Cztery dni temu byliśmy pod Nowym Kownem i pobili nas.

– To właśnie – rzekł Skirwoiłło.

вернуться

2505

Witold Kiejstutowicz, zwany Wielkim – (ok. 1350–1430), wielki książę litewski, brat stryjeczny Władysława Jagiełły. W latach 1382–1385 oraz 1390 przejściowo sprzymierzony z Krzyżakami przeciw Jagielle.

вернуться

2506

przyrodzony (daw.) – wrodzony, naturalny.

вернуться

2507

sromota (daw.) – wstyd, hańba.

вернуться

2508

stropić się – stracić pewność siebie.

вернуться

2509

żywie – dziś popr.: żyje.

вернуться

2510

zali (daw.) – czy.

вернуться

2511

przeto (daw.) – więc, zatem.

вернуться

2512

rad (daw.) – zadowolony.

вернуться

2513

ujma – coś, co kogoś obraża bądź poniża.

вернуться

2514

opat – przełożony w męskim zakonie kontemplacyjnym.

вернуться

2515

dyć (gw.) – przecież.

вернуться

2516

naprzeć się (daw.) – uprzeć się.

вернуться

2517

wskórać (daw.) – zdziałać, osiągnąć.

вернуться

2518

kniaź – książę.

вернуться

2519

strona – tu: kraj, okolica.

вернуться

2520

jeno (daw.) – tylko.

вернуться

2521

krzepki (daw.) – silny, mocny.

вернуться

2522

Zyndram z Maszkowic – (zm. ok. 1414) polski rycerz niemieckiego pochodzenia.

вернуться

2523

pałąkowaty – (o nogach) wykrzywiony; częsta przypadłość ludzi spędzających dużo czasu na koniu.

вернуться

2524

po rusińsku – język ruski jeszcze długie wieki potem był urzędowym językiem Wielkiego Księstwa Litewskiego.

вернуться

2525

komturia – jednostka administracyjna w państwie krzyżackim.

вернуться

2526

czeladź – służba.

вернуться

2527

stągiewka (daw.) – mała stągiew; stągiew – wysokie naczynie o szerokim dnie.

вернуться

2528

okurzyć – tu: wywołać pożar w okolicy.

вернуться

2529

któren – dziś popr.: który.

вернуться

2530

Ragneta – obecnie Nieman w obwodzie kaliningradzkim; w r. 1289 krzyżacy zbudowali tam zamek.