Выбрать главу

– A dokąd? – spytał Czech.

– Wiadomo, że na Mazowsze. Do Spychowa – rzekł Zbyszko.

– I tam już ostaniem?...

Na to spojrzał Maćko na Zbyszka pytającym wzrokiem, gdyż dotychczas nie było między nimi mowy o tym, co dalej uczynią. Młodzian może miał gotowe postanowienie, ale nie chciał nim widocznie stryjca zasmucić, więc rzekł wymijająco:

– Wpierw musicie wydobrzeć[3330].

– A potem co?

– Potem? Wrócicie do Bogdańca. Wiem, jako Bogdaniec miłujecie.

– A ty?

– I ja go miłuję.

– Nie mówię, żebyś do Juranda nie jechał – rzekł powoli Maćko – bo jeśli zamrze, to pogrześć[3331] go przystojnie należy, ale ty bacz, co powiem, gdyż, jako młody, rozumem mi nie dorównasz. Nieszczęśliwa to jakowaś ziemia ten Spychów. Co cię spotkało dobrego – to gdzie indziej, a tam nic, jeno strapienia ciężkie i frasunki[3332].

– Prawdę mówicie – rzekł Zbyszko – ale tam Danusina truchełka[3333]...

– Cichaj! – zawołał Maćko w obawie, że Zbyszka chwyci taki sam niespodziany ból jak wczoraj.

Ale na twarzy młodzianka odbiło się tylko rozrzewnienie i smutek.

– Będzie czas uradzać – rzekł po chwili. – W Płocku i tak musicie odpocząć.

– Starunku[3334] waszej miłości tam nie zbraknie – wtrącił Hlawa.

– Prawda! – rzekł Zbyszko – wiecie, że tam jest Jagienka? Jest dwórką przy księżnie Ziemowitowej[3335]. Ba – ale przecie wiecie, boście ją sami tam przywieźli. Była i w Spychowie. Aż mi to dziwno, żeście mi nic o niej u Skirwoiłły nie wspomnieli.

– Nie tylko była w Spychowie, ale bez niej Jurand alboby dotychczas macał koszturem drogi, alboby zamarł gdzie przy drodze. Przywiozłem ją do Płocka wedle opatowego dziedzictwa, a nie wspomniałem ci o niej, bo choćbym był wspomniał, byłoby to samo. Na nic tyś, niebożę, wówczas nie baczył.

– Wielce ona was kocha – rzekł Zbyszko. – Chwalić Boga, że nijakie listy nie były potrzebne, ale ona od księżny dostała listy za wami i przez księżnę od posłów krzyżackich.

– Niech Bóg za to dziewce błogosławi, bo lepszej na świecie nie ma! – rzekł Maćko.

Dalszą rozmowę przerwało im wejście Zyndrama z Maszkowic i Powały z Taczewa, którzy zasłyszawszy o wczorajszym omdleniu Maćka, przyszli go dziś odwiedzić.

– Pochwalony Jezus Chrystus! – rzekł przestąpiwszy próg Zyndram. – Jakoże wam dziś?

– Bóg zapłać! Pomału! Zbyszko prawi[3336], że byle mię wiater obwiał, to będzie całkiem dobrze.

– Co nie ma być?... będzie! Wszystko będzie dobrze – wtrącił Powała.

– Wywczasowałem[3337] się też na porządek! – odrzekł Maćko. – Nie tak jak wasze miłoście, którzy jako słyszę, ranoście wstali.

– Naprzód przychodzili do nas ludzie tutejsi mianować[3338] jeńców – rzekł Zyndram – a potem oglądaliśmy gospodarstwo krzyżackie: Przedzamcze i oba zamki.

– Tęgie gospodarstwo i tęgie zamki! – mruknął posępnie Maćko.

– Pewnie, że tęgie. Na kościele są arabskie ozdobności, o których powiadali Krzyżacy, że się takiego murowania od Saracenów[3339] w Sycylii nauczyli, a w zamkach komnaty ci osobliwe, na słupcach w pojedynkę alibo gromadami stojących. Obaczycie sami wielki refektarz. Utwierdzenie[3340] też wszędy okrutne, jakiego nigdzie nie masz. Takich murów i kula kamienna, chociażby największa nie ugryzie. Wiera[3341], iż miło patrzeć...

Zyndram mówił to tak wesoło, że Maćko spojrzał na niego zdziwiony i zapytał:

– A bogactwo ich, a porządki, a wojsko i gości – widzieliście?

– Wszystko nam pokazywali niby z gościnności, a w rzeczy[3342] dlatego, aby serce w nas upadło.

– No i cóż?

– Ano, da Bóg, że jak przyjdzie wojna, wyżeniem[3343] ich het, za góry i morza – tam, skąd przyszli.

A Maćko, przepomniawszy[3344] w tej chwili o chorobie, aż zerwał się na równe nogi ze zdziwienia.

– Jak to, panie – rzekł. – Mówią, że rozum macie bystry... Bo mnie aż zemdliło, gdym się ich potęgi napatrzył... Dla Boga! z czegoż to miarkujecie?

Tu zwrócił się do bratanka:

– Zbyszku, każ zaś to wino, które nam przysłali, postawić. Siadajcie, wasze moście, i mówcie, bo lepszej driakwi[3345] żaden medyk na moje choróbsko nie wymyśli.

Zbyszko, zaciekawion też bardzo, sam postawił dzbaniec z winem, a przy nim kubki, po czym siedli naokół stołu i pan z Maszkowic tak mówić począł:

– Utwierdzenie to jest nic, bo co ręką ludzką stawiane, to ręka ludzka zburzyć zdoła. Wiecie, co trzyma w kupie cegły? – wapno! A wiecie, co ludzi? – miłość.

– Rany boskie! miód wam, panie, z gęby płynie – zawołał Maćko.

A Zyndram uradował się w sercu tą pochwałą i tak dalej rzecz prowadził:

– Z tutejszych ludzi – ten ci ma u nas w pętach brata, ten syna, ten krewniaka, inny zięcia alibo kogo. Komturowie graniczni każą im na rozbój do nas chodzić – więc niejeden polegnie i niejednego nasi ułapią. Ale że tu już się zwiedzieli ludzie o ugodzie między królem a mistrzem – przychodzili tedy do nas od samego rana podawać nazwiska jeńców, które nasz pisarz spisywał. Był naprzód bednarz tutejszy, możny mieszczanin, Niemiec, mający dom w Malborgu, który w końcu rzekł: „Bym mógł waszemu królowi i Królestwu w czym się przysłużyć, nie tylko bym majętność, ale i głowę oddał”. Odprawiłem go myśląc, że Judasz. Ale potem przychodzi ksiądz świecki spod Oliwy, prosi o brata i tak powiada: „Prawda-li to, panie, że na naszych pruskich panów wojną nastąpicie? bo wiedzcie, że tu już cały naród, gdy mówi: »Przyjdź Królestwo Twoje«, to o waszym królu myśli”. Było potem o synów dwóch szlachty, co na lennych ziemiach wedle[3346] Sztumu siedzą; byli kupcy z Gdańska, byli rzemieślnicy, był, który dzwony w Kwidzyniu leje, była różnych ludzi kupa – i wszyscy gadali to samo.

Tu przerwał pan z Maszkowic, wstał, obaczył, czy za drzwiami nikt nie podsłuchuje, i wróciwszy, kończył przyciszonym nieco głosem:

– Długom ja o wszystko wypytywał. Nienawidzą w całych Prusiech Krzyżaków i księża, i szlachta, i mieszczanie, i kmiecie[3347]. I nienawidzi ich nie tylko ten naród, któren[3348] naszą alibo pruską mową mówi, ale nawet i Niemcy. Kto musi służyć, służy – ale zaraza każdemu milsza niż Krzyżak. Ot, co jest...

– Ba, ale co się to ma do krzyżackiej mocy – rzekł niespokojnie Maćko.

A Zyndram pogładził dłonią swoje potężne czoło, pomyślał chwilę, jakby szukał porównania, a wreszcie uśmiechnął się i zapytał:

– Potykaliście się kiedy w szrankach[3349]?

– Jużci i nieraz – odrzekł Maćko.

– To jakże myślicie? Nie zwali ci się z konia przy pierwszym starciu rycerz, choćby najmocniejszy, ale taki, któren ma poderżnięty poprąg[3350] u siodła i strzemiona?

– Jako żywo!

– No, widzicie: Zakon to taki rycerz.

– Prze Bóg! – zawołał Zbyszko. – Pewnie i w książce nic lepszego nie wyczytasz!

A Maćko aż wzruszył się i rzekł nieco drżącym głosem:

– Bóg wam zapłać. Na waszą głowę, panie, chyba umyślnie płatnerz[3351] musi hełm robić, bo gotowego na nią nigdzie nie masz.

вернуться

3330

wydobrzeć – wyzdrowieć.

вернуться

3331

pogrześć (daw.) – pogrzebać, pochować.

вернуться

3332

frasunek (daw.) – smutek.

вернуться

3333

truchełka (daw.) – trumienka.

вернуться

3334

starunek (daw.) – opieka.

вернуться

3335

Aleksandra Olgierdówna – (ok. 1370–1434), córka wielkiego księcia Litwy Olgierda, siostra Władysława II Jagiełły, żona księcia mazowieckiego Ziemowita IV.

вернуться

3336

prawić (daw.) – mówić.

вернуться

3337

wywczasować się (daw.) – odpocząć.

вернуться

3338

mianować – tu: wyznaczać do uwolnienia.

вернуться

3339

Saracenowie – muzułmanie w czasie akcji powieści zamieszkujący Hiszpanię.

вернуться

3340

utwierdzenie (daw.) – umocnienia.

вернуться

3341

wiera (daw.) – prawda.

вернуться

3342

w rzeczy (daw.) – w rzeczywistości.

вернуться

3343

wyżenąć (daw.) – wygnać.

вернуться

3344

przepomnieć (daw.) – zapomnieć.

вернуться

3345

driakiew (daw.) – zioło lecznicze, lek.

вернуться

3346

wedle (daw.) – obok.

вернуться

3347

kmieć – zamożny chłop, posiadający własne gospodarstwo.

вернуться

3348

któren – dziś popr.: który.

вернуться

3349

szranki (daw.) – drewniane ogrodzenie placu, na którym odbywał się turniej rycerski, przen. sam turniej.

вернуться

3350

popręg – rzemień podtrzymujący siodło.

вернуться

3351

płatnerz – rzemieślnik wytwarzający zbroje płytowe, później także broń białą.