Выбрать главу

„Pogodzi się opat ze starym Wilkiem takowym sposobem – pomyślał Maćko – że za dziewczyną odda bory i ziemie”.

Lecz przerwał mu owe przykre myśli głos Jagienki, która w tej samej chwili rzekła:

– Wygoili się już po Zbyszkowym biciu, ale choćby tu co dnia przyjeżdżali – niedoczekanie ich!

Maćko spojrzał – twarz dziewczyny była rumiana zarówno z gniewu, jak i z zimna, a modre jej oczy iskrzyły się gniewem, pomimo iż wiadomo jej było dobrze, że Wilk i Cztan za nią właśnie ujęli się w gospodzie i przez nią zostali pobici.

Więc Maćko rzekł:

– Ba! uczynisz, co opat każe.

A ona na to z miejsca:

– Opat uczyni, co ja zechcę.

„Miły Boże! – pomyślał Maćko – i ten głupi Zbyszko takiej dziewki odbieżał[1173]!”

Rozdział dziewiętnasty

A tymczasem „głupi Zbyszko” wyjechał był z Bogdańca istotnie z ciężkim sercem. Naprzód, było mu jakoś obco i nieswojo bez stryjca, z którym dotychczas od dawnych lat się nie rozłączał i do którego tak nawykł, że sam teraz dobrze nie wiedział, jak się bez niego i w podróży, i na wojnie obejdzie. Po wtóre[1174], żal mu było i Jagienki, bo chociaż mówił sobie, że jedzie do Danusi, którą miłował z całej duszy, jednakże bywało mu tak dobrze przy Jagience, iż teraz dopiero uczuł, jaka przy niej była radość, a jaki bez niej może być smutek. I aż sam się dziwił swojemu żalowi, a nawet się nim zaniepokoił, bo żeby to tęsknił po Jagience, jak brat tęskni po siostrze, nic by to było. Ale on spostrzegł, że mu się „cni[1175]” za tym, by ją przed się pod boki brać i na konia sadzać albo z kulbaki[1176] zdejmować, by ją przez strugi przenosić, wodę jej z warkocza wykręcać, by z nią po lasach chadzać i patrzeć na nią, i „uradzać” z nią. Tak zaś do tego przywykł i takie mu to było miłe, że gdy teraz począł o tym myśleć, zaraz się zapamiętał i całkiem zapomniał, że w długą drogę aż na Mazury jedzie, a natomiast stanęła mu w oczach ta chwila, gdy Jagienka dała mu pomoc w lesie, gdy się z niedźwiedziem borykał[1177]. I zdało mu się, że to było wczoraj, jak również że wczoraj chodzili na bobry do Odstajanego jeziorka. Nie widział jej przecie wówczas, gdy się wpław po bobra puściła, a teraz zdało mu się, że ją widzi – i zaraz poczęły go brać takie same ciągoty[1178], jakie brały go parę tygodni temu, gdy wiatr nazbyt z Jagienkową suknią poswawolił. Potem zaś przypomniał sobie, jak jechała wspaniale przybrana do kościoła w Krześni i jak się dziwił, że taka prosta dziewczyna naraz wydała mu się niby dwornie jadące wysokiego rodu paniątko[1179]. Wszystko to sprawiło, że koło serca zaczęło mu się czynić jakoś bałamutnie[1180], zarazem błogo i smutno, i pożądliwie, a gdy jeszcze pomyślał, że byłby z nią mógł uczynić, co chciał, i jak ją też ku niemu ciągnęło, jak mu patrzyła w oczy i jak się do niego garnęła, to ledwie że na koniu mógł usiedzieć. „Niechbym jej był gdzie dopadł i choć pożegnał, a objął na drogę – mówił sobie – może by mnie było popuściło” – ale wnet uczuł, że to nieprawda i że nie byłoby go popuściło, gdyż na samą myśl o takim pożegnaniu poczęły mu skry po skórze chodzić, chociaż na świecie był przymrozek.

Aż wreszcie przestraszył się owych wspomnień nazbyt do żądz podobnych i strząsnął je z duszy jak suchy śnieg z opończy[1181].

– Do Danuśki jadę, do mojej najmilejszej! – rzekł sobie.

I wraz zmiarkował, że to jest inne kochanie, jakby pobożniejsze i mniej po kościach chodzące. Powoli też, w miarę jak w strzemionach marzły mu nogi, a chłodny wiatr studził mu krew, wszystkie myśli jego poleciały ku Danusi Jurandównie. Tej – to był naprawdę powinien. Gdyby nie ona, dawno by jego głowa była spadła na krakowskim rynku. Przecie gdy wyrzekła wobec rycerzy i mieszczan: „Mój ci jest” – to go przez to samo katom z rąk odjęła – i od tej pory on tak należy do niej jak niewolnik do pana. Nie on ją brał, ale ona jego wzięła; na to żadne sprzeciwianie się Jurandowe nie poradzi. Ona jedna mogłaby go odpędzić, jako pani może sługę odpędzić, chociaż on i wówczas nie poszedłby daleko, bo go i własne ślubowanie wiąże. Pomyślał jednak, że ona go nie odpędzi, że raczej pójdzie za nim z mazowieckiego dworu choćby na kraj świata – i pomyślawszy to, począł ją wysławiać w duszy ze szkodą Jagienki, jakby to była wyłącznie jej wina, że go napastowały pokusy i że dwoiło się w nim serce. Nie przyszło mu do głowy teraz, że Jagienka wygoiła starego Maćka, a prócz tego, że bez jej pomocy byłby mu może niedźwiedź obdarł owej nocy ze skóry głowę – i burzył się[1182] przeciw Jagience rozmyślnie, sądząc, że tym sposobem Danusi się zasłuży i we własnych oczach się usprawiedliwi.

A wtem nadjechał Czech Hlawa wysłany przez Jagienkę – prowadząc ze sobą jucznego konia.

– Pochwalony! – rzekł, kłaniając się nisko.

Zbyszko widział go raz lub dwa razy w Zgorzelicach, ale go nie poznał, więc ozwał się:

– Pochwalony na wieki wieków. A coś za jeden?

– Wasz pachołek, slowutny[1183] panie.

– Jak to mój pachołek? Tamci moi pachołcy – rzekł, ukazując na dwóch Turczynków, podarowanych mu przez Sulimczyka Zawiszę[1184], i na dwóch tęgich parobków, którzy siedząc na mierzynach[1185], prowadzili rycerskie ogiery – tamci moi – a ciebie kto przysłał?

– Panna Jagienka Zychówna ze Zgorzelic.

– Panna Jagienka?

Zbyszko dopiero co właśnie burzył się był przeciw niej i serce jego pełne było jeszcze niechęci, więc rzekł:

– Wróćże do dom i podziękuj pannie za łaskę, bo cię nie chcę.

Lecz Czech potrząsnął głową.

– Nie wrócę, panie. Mnie wam podarowali, a prócz tego ja zaprzysiągł do śmierci wam służyć.

– Jeśli mi cię podarowali, toś mój sługa.

– Wasz, panie.

– Więc rozkazujęć wrócić.

– Ja zaprzysiągł, a choć ja jeniec spod Bolesławca i chudy pachołek, ale włodyczka[1186]...

A Zbyszko rozgniewał się:

– Ruszaj precz! Jakże to! Będziesz mi zaś przeciw mojej woli służył czy co? Ruszaj, bo każę kuszę napiąć.

Czech zaś odtroczył[1187] spokojnie sukienną opończę podbitą wilkami, oddał ją Zbyszkowi i rzekł:

– Panna Jagienka i to wam przysłała, panie.

– Chcesz, abych ci kości połomił[1188]? – zapytał Zbyszko, biorąc drzewce z rąk parobka.

– A jest i trzosik na wasze rozkazanie – odrzekł Czech.

Zbyszko zamierzył się drzewcem, lecz wspomniał, że pachołek, chociaż jeniec, jest jednakże z rodu włodyką, któren[1189] widocznie dlatego tylko został u Zycha, że nie miał się za co wykupić – więc opuścił ratyszcze[1190].

Czech zaś pochylił mu się do strzemienia i rzekł:

– Nie gniewajcie się, panie. Nie każecie mi ze sobą jechać, to pojadę za wami o stajanie[1191] albo o dwa, ale pojadę, bom to na zbawienie duszy mojej zaprzysiągł.

– A jak cię każę ubić albo związać?

– Jak mnie każecie ubić, to nie będzie mój grzech, a jak mnie każecie związać, to ostanę, póki mnie dobrzy ludzie nie rozwiążą alibo wilcy nie zjedzą.

вернуться

1173

odbieżać (daw.) – uciec.

вернуться

1174

po wtóre (daw.) – po drugie.

вернуться

1175

cnić się (daw.) – tęsknić za czymś, martwić się, nudzić.

вернуться

1176

kulbaka – wysokie siodło, przeważnie wojskowe.

вернуться

1177

borykać się – walczyć.

вернуться

1178

ciągoty (daw.) – pożądanie.

вернуться

1179

paniątko – dziecko, zwłaszcza z rodziny magnackiej.

вернуться

1180

bałamutny (daw.) – wprowadzający w błąd a. zalotny, uwodzicielski.

вернуться

1181

opończa – płaszcz z kapturem, ubranie podróżne.

вернуться

1182

burzyć się (daw.) – złościć się.

вернуться

1183

slowutny (czes.) – sławetny.

вернуться

1184

Zawisza Czarny z Garbowa – (ok. 1370–1428) polski rycerz, przez pewien czas na służbie króla Węgier Zygmunta Luksemburskiego.

вернуться

1185

mierzyn, mierzynek – koń niewielkiego wzrostu.

вернуться

1186

włodyczka a. włodyka – rycerz, zwłaszcza niemajętny lub bez pełni praw stanowych.

вернуться

1187

odtroczyć (daw.) – odwiązać.

вернуться

1188

połomić – dziś popr.: połamać.

вернуться

1189

któren – dziś popr.: który.

вернуться

1190

ratyszcze – drzewce od broni kłującej takiej, jak spisa.

вернуться

1191

staje, stajanie – dawna miara odległości, etymologicznie: dystans, po przebiegnięciu którego koń musi się zatrzymać i odpocząć.