No i teraz dochodzę do najdziwniejszej części tej historii. Mieszkałem na stancji w Hampstead, przy Potter’s Terrace, pod numerem 17. Jeszcze tego samego wieczora, po tym jak zaproponowano mi pracę, siedziałem i paliłem papierosa. Nagle do moich drzwi zapukała właścicielka mieszkania i przyniosła wizytówkę, na której widniał napis: „Arthur Pinner, agent finansowy”. Nigdy przedtem nie słyszałem tego nazwiska i nie miałem pojęcia, czego ten jegomość mógłby ode mnie chcieć, ale oczywiście poprosiłem, by go wprowadziła. Do pokoju wszedł mężczyzna średniego wzrostu, ciemnowłosy, ciemnooki, z czarną brodą i charakterystycznym semickim nosem. Był energiczny, mówił szybko i zdecydowanie, jak człowiek, który nie lubi marnować czasu.
- Pan Hall Pycroft, jak sądzę? - powiedział.
- Tak, zgadza się - odparłem, podsuwając mu krzesło.
- Ostatnio zatrudniony w Coxon & Woodhouse?
- Tak.
- A obecnie pracownik Mawson?
- Zgadza się.
- Cóż - powiedział - słyszałem kilka naprawdę zadziwiających historii na temat pańskich zdolności. Pamięta pan Parkera, byłego kierownika w Coxon? Wychwalał pana pod niebiosa.
Rzecz jasna słuchałem tego z zadowoleniem. Zawsze w pracy starałem się, jak mogłem, nigdy jednak nie marzyłem nawet o tym, by tak dobrze o mnie mówiono.
- Ma pan dobra pamięć? - zapytał.
- Nie najgorszą - odparłem skromnie.
- Śledził pan rynek w czasie, gdy był pan bez pracy? - pytał dalej.
- Tak, co rano czytałem notowania giełdowe.
- Ha, to świadczy o prawdziwym zaangażowaniu! - zawołał. - Tak właśnie dochodzi się do bogactwa. Nie ma pan nic przeciwko temu, żebym pana sprawdził? Spójrzmy. Jak stoi Ayrshires?
- Sto sześć i jedna czwarta do sto pięć i siedem ósmych.
- A nowozelandzki fundusz konsolidacyjny?
- Sto cztery.
- A British Broken Hills?
- Siedem do siedem i sześć.
- Cudownie! - zawołał, unosząc w górę ręce. - Sprawdza się wszystko to, co o panu słyszałem. Mój drogi młodzieńcze, jest pan o wiele za dobry na to, by być jakimś urzędniczyną w Mawson!
Jak pan sobie zapewne wyobraża, zaskoczył mnie ten wybuch entuzjazmu.
- Cóż - odparłem. - Inni ludzie nie cenią mnie tak bardzo jak pan, panie Pinner. Musiałem ciężko walczyć o tę pracę i bardzo się cieszę, że ją mam.
- Człowieku! Możesz mieć o wiele więcej. Zapewniam pana, Pycroft, że to praca poniżej pańskich możliwości. A teraz proszę posłuchać, co ja o tym myślę. Biorąc pod uwagę pańskie zdolności, mam mu niewiele do zaoferowania, ale w zestawieniu z posadą w Mawson to tak, jakby porównać dzień z nocą. Zobaczmy. Kiedy ma pan zacząć pracę w Mawson?
- W poniedziałek.
- Ha, ha! Mógłbym się nawet założyć, że pan tam w ogóle nie pójdzie.
- Nie pójdę do Mawson?
- Tak. Nim nadejdzie ten dzień, będzie pan już kierownikiem Franco-Midland Hardware Company, spółki z ograniczoną odpowiedzialnością handlującej artykułami żelaznymi i posiadającej sto trzydzieści cztery filie w różnych francuskich miastach i wioskach, nie licząc przedstawicielstwa w Brukseli i w San Remo.
Zaparło mi dech w piersiach.
- Nigdy nie słyszałem o tej firmie - powiedziałem.
- Zapewne nie. Nie starano się o rozgłos, bo cały kapitał był w prywatnych rękach, a to zbyt dobra firma, żeby dopuścić jej akcje do publicznego obrotu. Mój brat Harry Pinner, jej założyciel, został wybrany przez zarząd na dyrektora zarządzającego. Wiedział, że trzymam rękę na pulsie tutaj, w Londynie, i poprosił mnie, bym mu znalazł odpowiedniego człowieka, który zgodzi się dla nas pracować za niewielkie wynagrodzenie. Młodego ambitnego pracownika, kogoś z ikrą. Parker wspominał mi o panu, i to właśnie sprowadziło mnie do pana dziś wieczorem. Niestety, na początek mogę jedynie zaoferować nędzne pięćset funtów.
- Pięćset rocznie?! - krzyknąłem.
- Tylko na początek. Będzie pan miał za to dodatkową prowizję w wysokości jednego procenta od wszystkich transakcji zawartych przez pańskich agentów, i może mi pan wierzyć na słowo, że przyniesie to panu co najmniej drugą pensję.
- Ale ja niczego nie wiem na temat artykułów żelaznych.
- No cóż, mój chłopcze, znasz się za to świetnie na liczbach.
W głowie mi huczało, i ledwie byłem w stanie spokojnie usiedzieć na krześle. Nagle
jednak ogarnęły mnie wątpliwości.
- Muszę być z panem szczery - rzekłem. - W Mawson proponują mi tylko dwieście, ale będę za to miał bezpieczną posadę. O pańskiej firmie wiem tak niewiele, że.
- Och, słusznie, słusznie! - zawołał mój gość, niezwykle uradowany. - Widzę, że jest pan dla nas idealnym człowiekiem. Nie wystarczy kilka słów, by pana przekonać. Oczywiście ma pan rację. Oto stufuntowy banknot, i jeśli pan uzna, że możemy razem robić interesy, proszę go zatrzymać w charakterze zaliczki na poczet swojej pensji.
- To bardzo miło z pana strony. Kiedy miałbym przejąć moje nowe obowiązki?
- Proszę być w Birmingham jutro o pierwszej - powiedział. - Mam przy sobie w kieszeni list, który zaniesie pan mojemu bratu. Znajdzie go pan przy Corporation Street pod numerem
126b, gdzie mieści się tymczasowa siedziba firmy. Oczywiście mój brat będzie musiał
potwierdzić, że pana zatrudniamy, ale między nami mówiąc, proszę się o to nie obawiać.
- Doprawdy, nie wiem, jak panu dziękować, panie Pinner - powiedziałem.
- Ależ nie trzeba, młodzieńcze. Dostał pan tylko to, na co pan zasługuje. Zostały jeszcze dwie sprawy. Zwykłe formalności, które muszę z panem uzgodnić. Oto kartka papieru. Proszę napisać na niej: „Jestem skłonny podjąć pracę na stanowisku kierownika Franco-Midland Hardware Company, spółki z ograniczoną odpowiedzialnością, za minimalną pensję w wysokości 500 funtów”.
Zrobiłem to, o co mnie prosił, po czym wręczyłem mu kartkę, którą wsunął do kieszeni.
- Jeszcze jeden szczegół - powiedział. - Co zamierza pan zrobić z Mawson?
Byłem tak uradowany, że całkiem zapomniałem o Mawson.
- Napiszę do nich i zrezygnuję z posady - powiedziałem.
- To dokładnie to, czego nie chciałbym, aby pan zrobił. Pokłóciłem się o pana z kierownikiem w Mawson. Poszedłem tam, by o pana zapytać, a on był bardzo nieuprzejmy. Oskarżył mnie o to, że chcę im ukraść pracownika. W końcu straciłem cierpliwość, i trochę mnie poniosło. „Jeśli chcecie mieć dobrych pracowników, musicie im dobrze płacić”, powiedziałem. A on mi na to: „On woli pracować u nas za mniejsze pieniądze niż u ciebie za duże”. „Założę się o piątaka, że gdy tylko pozna moją ofertę, nigdy już o nim nie usłyszycie”, odparłem. „Załatwione. Wyciągnęliśmy go z rynsztoka, więc tak łatwo od nas nie odejdzie”,
odrzekł. Tak się dokładnie wyraził.
- Co za bezczelny łajdak! - zawołałem. - W życiu go nawet nie widziałem na oczy. Czemu miałbym dbać o to, co sobie pomyśli? Skoro pan woli, żebym do niego nie pisał, to oczywiście tego nie zrobię.
- Dobrze! Zakładam, że wszystko ustalone - odparł Pinner, wstając z krzesła. - Cóż, bardzo się cieszę, że zdobyłem dla mojego brata tak dobrego pracownika. Oto sto funtów zaliczki, a tu ma pan list. Proszę zapisać adres: „Corporation Street 126b” i zapamiętać sobie, że ma się pan stawić jutro o pierwszej. Dobranoc. I życzę panu powodzenia, na które pan zasługuje.
Tak mniej więcej wszystko wyglądało, o ile jestem w stanie sobie przypomnieć. Może pan sobie wyobrazić, doktorze Watson, jak uradował mnie ten niezwykły uśmiech losu. Przez pół nocy nie mogłem zasnąć, ciesząc się z okazji, która wpadła mi w ręce, a nazajutrz wyjechałem do Birmingham. Pociąg przyjeżdżał na miejsce stosunkowo wcześnie, tak więc miałem jeszcze dużo czasu przed umówionym spotkaniem. Zaniosłem swoje rzeczy do hotelu przy New Street, po czym udałem się pod wskazany adres.