Выбрать главу

- To monety z czasów Karola I - powiedział, zbliżając do oczu kilka z tych, które pozostały w skrzyni. Widzisz, prawidłowo ustaliliśmy datę powstania rytuału.

- Możemy znaleźć coś jeszcze, co należało do Karola I! - zawołałem, bo wydało mi się, że nagle pojąłem znaczenie dwóch pierwszych pytań rytuału. - Pokaż mi, proszę, zawartość tej torby, którą wyciągnęliście ze stawu!

Poszliśmy na górę do jego gabinetu, gdzie Musgrave rozłożył przede mną wyłowione przedmioty. Gdy spojrzałem na nie, zrozumiałem, dlaczego uznał je za nieważne. Metal był niemal czarny, a kamienie - pozbawione połysku, matowe. Potarłem jeden z nich rękawem, a wtedy rozbłysnął niczym iskra w zagłębieniu mojej dłoni. Metalowa oprawa miała postać podwójnego pierścienia, była jednak tak pogięta i powykręcana, że w niczym nie przypominała swojej pierwotnej postaci.

- Musisz pamiętać o tym - powiedziałem - że rojaliści w Anglii skutecznie się bronili jeszcze po śmierci króla, a kiedy wreszcie postanowili ratować się ucieczką, prawdopodobnie zakopali najcenniejsze rzeczy w nadziei, że powrócą po nie w spokojniejszych czasach.

- Mój przodek sir Ralph Musgrave był ważnym stronnikiem Karola I w czasie wojny, później zaś stał się prawą ręką Karola II podczas jego tułaczki - rzekł mój przyjaciel.

- Och, doprawdy? - odparłem. - Cóż, sądzę, że jest to ostatnie ogniwo, którego szukaliśmy. Muszę ci pogratulować, że. choć w dość tragiczny sposób. wszedłeś w posiadanie pewnego artefaktu mającego ogromną wartość, a z pewnością jeszcze większe znaczenie historyczne.

- Co to jest w takim razie? - spytał zdumiony.

- To nic innego, jak dawna korona królów Anglii!

- Korona?!

- Właśnie. Przypomnij sobie, co mówi rytuał. Jak to szło? „Czyje to było? Tego, który odszedł”. To znaczy, że działo się to po egzekucji Karola. Następnie: „Kto to dostanie? Ten, który nadejdzie”. Chodziło o Karola II, którego nadejście już przewidywano. Moim zdaniem nie ma wątpliwości, że ten powykrzywiany i odkształcony diadem ozdabiał niegdyś głowy królewskiej rodziny Stuartów.

- A jak trafił do stawu?

- Odpowiedź na to pytanie zabierze nam trochę więcej czasu.

Przedstawiłem mu długi łańcuch rozumowania wraz ze wszystkimi moimi domniemaniami i dowodami. Nim skończyłem swoją opowieść, zapadł zmierzch, i na niebie ukazał się jasny księżyc.

- A jak to się stało, że po swym powrocie Karol nie odzyskał tej korony? - spytał Musgrave, odkładając przedmiot do płóciennej torby.

- No cóż, zwróciłeś teraz uwagę na sprawę, której prawdopodobnie nigdy nie uda nam się wyjaśnić. Zapewne było tak, że Musgrave, który znał sekret, w tym czasie zmarł, pozostawiwszy wskazówki swojemu potomkowi, ale nie objaśniwszy mu ich przedtem. Od tego dnia rytuał przekazywany był w twoim rodzie z ojca na syna, aż wreszcie dotarł do niego człowiek, który odkrył sekret rytuału, lecz stracił przy tym życie.

1 oto cała historia rytuału Musgrave’ów, Watsonie. Nadal przechowują tę koronę w Hurlstone, choć nie obyło się bez kłopotów prawnych, i musieli zapłacić znaczną sumę, aby pozwolono im ją zatrzymać. Jestem pewien, że gdybyś powołał się na mnie, z radością by ci ją pokazali.

Co do tej kobiety, to słuch o niej zaginął. Prawdopodobnie udało jej się wydostać z Anglii i zbiec ze wspomnieniami o swej zbrodni do jakiegoś zamorskiego kraju.

2 V.R. - Victoria Regina, inicjały królowej Wiktorii.

Rozdział szósty

Zagadka z Reigate

Wydarzyło się to nieco wcześniej, nim mój przyjaciel Sherlock Holmes w pełni powrócił do zdrowia. Jego choroba była rezultatem wyczerpania, jakiego doznał po ogromnych wysiłkach wiosną 1887 roku. Sprawa Neverland-Sumatra Company i knowania barona Maupertuisa są jeszcze zbyt świeże w pamięci opinii publicznej i za bardzo związane z kręgami politycznymi i finansjerą, by mogły stanowić temat tego cyklu opowieści. W pośredni sposób doprowadziły one jednak do zaistnienia przedziwnej i złożonej zagadki, dając mojemu przyjacielowi szansę ukazania zalet nowej „broni” spośród wielu sposobów i metod, którymi przez całe życie posługiwał się, walcząc z przestępcami.

Zajrzałem do notatek i sprawdziłem, że w dniu 14 kwietnia otrzymałem telegram z Lyonu. Informowano mnie, że Holmes leży chory w hotelu „Dulong”. W ciągu dwudziestu czterech godzin byłem już przy nim i z ulgą odkryłem, że jego niedomagania nie są objawami żadnej poważnej choroby. Choć normalnie Holmes cieszył się żelaznym zdrowiem, załamało się ono pod wpływem trudów śledztwa ciągnącego się już od ponad dwóch miesięcy. W tym czasie nie zdarzało się właściwie, by pracował mniej niż piętnaście godzin dziennie, i jak mnie zapewniał, robił to często bez odpoczynku przez pięć dni z rzędu. Triumf, odniesiony z tak ogromnym wysiłkiem, okupiony został załamaniem nerwowym. I tak oto w czasie, gdy w całej Europie imię Holmesa było dosłownie na ustach wszystkich, a w jego pokoju wręcz brodziło się po kostki w telegramach z gratulacjami, odkryłem, że mój przyjaciel popadł w depresję najsilniejszą z możliwych. Nawet świadomość, że udało mu się dokonać tego, czego nie była w stanie zrobić policja trzech różnych państw, i że przechytrzył pod każdym względem największego oszusta w Europie, nie dawała mu dość siły, by podźwignąć się z choroby.

Trzy dni później wróciliśmy razem na Baker Street. Było jednak oczywiste, że mojemu przyjacielowi bardzo by się przydała jakaś zmiana. Była wiosna, więc mnie też ogromnie pociągała myśl o tygodniowym pobycie na wsi. Mój stary przyjaciel pułkownik Hayter, którego leczyłem kiedyś w Afganistanie, niedawno kupił dom niedaleko Reigate w Surrey i już wielokrotnie zapraszał mnie, bym go tam odwiedził. Podczas naszej ostatniej rozmowy zauważył też, że gdyby tylko mój przyjaciel zechciał przyjechać wraz ze mną, chętnie będzie gościł również jego. Rzuciłem na szalę wszystkie moje dyplomatyczne zdolności, i gdy tylko Holmes usłyszał, że nasz gospodarz jest kawalerem i że będzie mógł poczuć się u niego swobodnie, dał się przekonać do wyjazdu. W tydzień po naszym powrocie z Lyonu znaleźliśmy się w domu pułkownika. Hayter był starym wiarusem, widział kawał świata i wkrótce przekonał się, tak jak zresztą się spodziewałem, że Holmes i on mają ze sobą wiele wspólnego.

Wieczór w dniu naszego przyjazdu spędzaliśmy w zdobionym kolekcją broni saloniku. Holmes leżał, wygodnie rozciągnięty na sofie, podczas gdy Hayter prezentował mi swój skromny zbiór wschodniej broni.

- A tak, nawiasem mówiąc - powiedział nagle - chyba wezmę ze sobą na górę jeden z tych pistoletów, tak na wszelki wypadek.

- Na wszelki wypadek?

- Tak. Ostatnio mamy powody do obaw. U starego Actona, jednego z naszych miejscowych magnatów, w poniedziałek miało miejsce włamanie. Niby nie było żadnych wielkich strat, ale ci, którzy to zrobili, wciąż są na wolności.

- Nie znaleziono żadnego tropu? - spytał Holmes, zerkając na pułkownika.

- Jak do tej pory, jeszcze nie. To żadna wielka sprawa, jedno z takich naszych nieistotnych wiejskich przestępstw, które z pewnością muszą się wydawać zbyt błahe, by godne były pańskiej uwagi, panie Holmes. A zwłaszcza po wyjaśnieniu tej międzynarodowej afery.

Słysząc komplement, Holmes lekceważąco machnął ręką, lecz uśmiech na jego twarzy świadczył o tym, jak wielką sprawił mu on przyjemność.

- Czy było w tym włamaniu coś interesującego?

- Wydaje mi się, że nie. Złodzieje przetrząsnęli bibliotekę, ale ten wysiłek nie za bardzo im się opłacił. Całe pomieszczenie wywrócone zostało do góry nogami, powyrzucano zawartości szuflad i przetrząśnięto szafy, jednak wszystko, co zniknęło, to jeden tom Homera w tłumaczeniu Pope’a, dwa platerowane świeczniki, przycisk do papieru z kości słoniowej, mały dębowy barometr i kłębek sznurka.