Выбрать главу

- Pańska ostatnia uwaga - rzekł wreszcie Holmes - co do możliwości współpracy pomiędzy włamywaczem i służącym oraz fakt, że posiadamy zapisek potwierdzający umówione być może spotkanie, to bardzo pomysłowe i całkiem realne przypuszczenie. Ale ten liścik otwiera.

Znów podparł głowę rękoma i przez kilka minut siedział nieruchomo, pogrążony we własnych myślach. Gdy znów uniósł głowę, z zaskoczeniem odkryłem, że jego policzki się zarumieniły, a w oczach pojawił się dawny błysk. Sprawiał wrażenie jakby nagle ozdrowiał. Zerwał się na równe nogi z całą swą dawną energią.

- Powiem panu coś - odezwał się. - Chciałbym spokojnie przyjrzeć się szczegółom tej sprawy. Jest w niej coś, co niesamowicie mnie zafascynowało. Jeśli pan pozwoli, pułkowniku, zostawię teraz pana i mojego przyjaciela Watsona i udam się z inspektorem, aby sprawdzić kilka moich przypuszczeń. Za pół godziny wrócę do panów.

Minęło jednak półtorej godziny, nim pojawił się inspektor. Był sam.

- Pan Holmes chodzi tam i z powrotem po polu - rzekł. - Chciałby, żebyśmy wszyscy we czwórkę pojechali do tego domu.

- Do pana Cunninghama?

- Tak, sir.

- Ale po co?

Inspektor wzruszył ramionami:

- Nie wiem, sir. Między nami mówiąc, sądzę, że pan Holmes jeszcze nie do końca doszedł do siebie po chorobie. Zachowuje się bardzo dziwnie i jest strasznie podniecony.

- Myślę, że nie powinien się pan o niego obawiać - powiedziałem. - Niemal zawsze przekonywałem się, że w jego szaleństwie tkwi jakaś metoda.

- Inni mogliby powiedzieć, że to raczej w jego metodzie tkwi jakieś szaleństwo -wymamrotał inspektor. - Ale pan Holmes nalegał, byśmy jak najszybciej do niego dołączyli, a więc najlepiej już chodźmy, pułkowniku, o ile jest pan gotów.

Zastaliśmy Holmesa przemierzającego pole. Chodził ze spuszczoną głową i rękoma wetkniętymi w kieszenie spodni.

- Ta sprawa robi się coraz ciekawsza - powiedział. - Watsonie, muszę przyznać, że ta twoja wycieczka na wieś staje się wyjątkowo udana. Przeżyłem doprawdy czarujący poranek.

- Jak rozumiem, był pan na miejscu zbrodni - powiedział pułkownik.

- Tak. Wraz z inspektorem przeprowadziliśmy też mały rekonesans.

- Udany?

- No cóż, widzieliśmy parę niezwykle interesujących rzeczy. Po drodze opowiem panu, co robiliśmy. Przede wszystkim widzieliśmy ciało tego biedaka. Rzeczywiście zastrzelono go z rewolweru, tak jak twierdzono.

- A więc miał pan co do tego jakieś wątpliwości?

- Najlepiej jest wszystko sprawdzić. Nasz trud nie poszedł zresztą na marne. Później przesłuchaliśmy pana Cunninghama oraz jego syna. Wskazali dokładnie miejsce, gdzie morderca podczas ucieczki przeskoczył przez żywopłot. Było to bardzo ciekawe.

- Oczywiście.

- Następnie spotkaliśmy się z matką tego biedaka. Niczego się jednak od niej nie mogliśmy dowiedzieć, bo jest bardzo stara i słaba.

- I co wynikło z pańskiego śledztwa?

- Przekonanie, że przestępstwo to jest doprawdy nietypowe. Być może teraz nasza wizyta trochę rozjaśni sprawę. Sądzę, inspektorze, że obaj jesteśmy zgodni co do tego, iż ten świstek papieru znaleziony w dłoni zmarłego, na którym widnieje dokładna godzina jego śmierci, ma tu ogromne znaczenie.

- Powinno to wskazać trop, panie Holmes.

- Ależ tak! Ktokolwiek napisał tę notatkę, sprawił, że William Kirwan wstał z łóżka o określonej godzinie. Ale gdzie może być reszta kartki?

- Dokładnie zbadałem grunt, mając nadzieję, że ją odnajdę - powiedział inspektor.

- Ten papier został wyrwany z dłoni zmarłego. Dlaczego komuś tak bardzo zależało, żeby go zdobyć? Ponieważ był dla niego obciążającym dowodem. A co by z nim zrobił?

Najprawdopodobniej wsunąłby go do kieszeni, nawet nie zauważając, że w dłoni zmarłego został jeszcze jakiś mały skrawek. Jeśli uda nam się znaleźć resztę tej kartki, poczynimy ogromny krok w stronę rozwiązania tej tajemnicy.

- To prawda. Ale w jaki sposób przeszukamy kieszenie przestępcy, nie wiedząc, kto nim

jest?

- No cóż. Warto się nad tym zastanowić. Ponadto jest jeszcze jedna oczywista kwestia. Ta notatka została Williamowi przysłana. Człowiek, który ją napisał, nie mógł z różnych względów jej dostarczyć. W przeciwnym razie przekazałby mu wiadomość osobiście. A w takim razie, kto mu doręczył tę notatkę? Może przesłano ją pocztą?

- Dowiadywałem się już o tym - rzekł inspektor. - William otrzymał list wczoraj popołudniową pocztą. Kopertę zniszczył.

- Doskonale! - zawołał Holmes, klepiąc inspektora po plecach. - A więc widział się pan z listonoszem. To prawdziwa przyjemność pracować z kimś takim jak pan. No cóż, oto i stróżówka, pułkowniku. Jeśli zechce pan udać się ze mną, pokażę panu miejsce zbrodni.

Minęliśmy ładny domek, w którym mieszkał zamordowany, i podeszliśmy obsadzaną dębami aleją do pięknego starego domu z czasów królowej Anny, na którego nadprożu widniała data bitwy pod Malplaquet. Holmes i inspektor poprowadzili nas wokół domu do bocznych drzwi. Od żywopłotu rosnącego przy drodze dzieliła nas część ogrodu. Przy kuchennych drzwiach stał konstabl.

- Proszę otworzyć drzwi, konstablu - rzekł do niego Holmes. - To właśnie na tych schodach stał młody pan Cunningham, gdy zobaczył dwóch walczących ze sobą mężczyzn. Dokładnie w tym miejscu, gdzie teraz stoimy. Stary pan Cunningham był przy oknie, tym drugim na lewo, i widział, jak człowiek ucieka, na lewo od tamtego krzaka. Pan Alec wybiegł i przyklęknął przy rannym. Jak panowie zauważyli, ziemia jest tu bardzo twarda i nie ma żadnych śladów, z których moglibyśmy coś wywnioskować.

Kiedy to mówił, zza rogu domu wyłoniło się dwóch mężczyzn, podążając ogrodową ścieżką. Jeden z nich był starszym człowiekiem o zdecydowanej, pobrużdżonej zmarszczkami twarzy i ciężkim spojrzeniu. Towarzyszył mu krzepki młodzieniec, którego bystra uśmiechnięta twarz i modny ubiór dziwnie kontrastowały z charakterem sprawy, która nas tu przywiodła.

- A więc nadal pan to bada, tak? - zwrócił się do Holmesa. - Myślałem, że wy, londyńczycy, nigdy się nie mylicie. Nie wydaje mi się, żeby aż tak szybko posuwał się pan

naprzód.

- Musi mi pan dać trochę więcej czasu - odparł dobrodusznie Holmes.

- Będzie go pan potrzebował - odparł młody Alec Cunningham. - Ale jakoś nie widzę, abyśmy mieli już jakikolwiek trop.

- Jest tylko jeden - wtrącił inspektor. - Myślimy, że gdybyśmy tylko odnaleźli. Dobry boże, panie Holmes! Co się dzieje?!

Twarz mojego biednego przyjaciela przybrała nagle straszliwy wyraz. Przewrócił oczyma, a jego twarz wykrzywił potworny grymas; tłumiąc jęk, upadł na ziemię. Przerażeni tym nagłym silnym atakiem zanieśliśmy go do kuchni i ułożyli na dużym fotelu. Przez kilka minut ciężko oddychał. Wreszcie, ze wstydem przepraszając za swą słabość, ponownie wstał na nogi.

- Watson potwierdzi panom fakt, że dopiero co doszedłem do siebie po poważnej chorobie - wyjaśnił. - Miewam teraz takie nagłe ataki nerwowe.

- Odwieźć pana do domu moją dwukółką? - spytał starszy pan Cunningham.

- Nie, skoro już tu jestem, chciałbym się upewnić co do jednej sprawy. Z łatwością możemy to zweryfikować.

- A cóż to za sprawa?

- Całkiem możliwe, że ten biedak William zjawił się nie przed, lecz po dostaniu się włamywacza do domu. Wydaje mi się, iż uważacie panowie za pewnik, że choć drzwi zostały sforsowane, rabuś nigdy nie dostał się do środka.

- To chyba dość oczywiste - rzekł z powagą pan Cunningham. - Mój syn Alec jeszcze nie spał i na pewno by usłyszał, gdyby ktoś się tutaj kręcił.

- Gdzie pan wtedy był?

- Paliłem papierosa w garderobie - odpowiedział młodszy pan Cunningham.

- Które to okno?