Выбрать главу

- Ostatnie po lewej, przy sypialni ojca.

- Oczywiście, obaj panowie mieliście zapalone lampy?

- Ma się rozumieć.

- Coś mi się tu nie zgadza - rzekł Holmes z uśmiechem. - Czy to nie jest dziwne, że włamywacz, i to taki, który ma już nieco doświadczenia, umyślnie próbuje włamać się do domu wówczas, gdy światła jeszcze się palą, co oznacza, że mieszkańcy nie udali się na spoczynek? Musiał być bardzo pewien swoich umiejętności.

- Oczywiście, ale gdyby sprawa nie była tak dziwna, nie musielibyśmy prosić pana o to, by ją wyjaśnić - rzekł młody pan Alec. - Co do pańskich przypuszczeń, że ten człowiek obrabował dom, nim przyłapał go William, sądzę, że to wyjątkowo absurdalny pomysł. Czy w takim przypadku nie znaleźlibyśmy miejsca, w którym czegoś szukał, i nie zauważylibyśmy brakujących przedmiotów?

- To zależy od tego, co zabrał - rzekł Holmes. - Musi pan też pamiętać, że mamy do czynienia z włamywaczem, który jest bardzo dziwnym człowiekiem i wydaje się pracować według własnych zasad. Proszę zwrócić uwagę, jak specyficzne rzeczy ukradł z domu Actona. Co to było? Kłębek sznurka, przycisk do papierów, i już sam nie pamiętam jakie inne dziwne drobiazgi.

- No cóż, panie Holmes, zdajemy się na pana - rzekł stary Cunningham. - Z całą pewnością zrobimy wszystko, o co pan czy inspektor nas poprosicie.

- Przede wszystkim - rzekł Holmes - chciałbym, żebyście, panowie, wyznaczyli jakąś nagrodę. Prywatnie, bo drogą oficjalną może to zająć trochę czasu, nim uzgodniona zostanie odpowiednia suma. Jak wiemy, takich rzeczy nie załatwia się zbyt szybko. Napisałem tu panom w skrócie tekst stosownego ogłoszenia, jeśli nie mielibyście nic przeciwko temu, aby go podpisać. Uznałem, że pięćdziesiąt funtów w zupełności wystarczy.

- Z chęcią dałbym i pięćset - rzekł sędzia pokoju, biorąc kartkę papieru i ołówek z rąk Holmesa. - Ale to się przecież nie zgadza! - dodał, zerkając na dokument.

- Pisałem w pośpiechu.

- Proszę spojrzeć. Widzi pan? Zaczął pan tak: „Zważywszy, że mniej więcej za piętnaście pierwsza we wtorek w nocy dokonano próby. itd.”. Przecież w rzeczywistości była za piętnaście dwunasta!

Ten błąd sprawił mi przykrość, wiedziałem bowiem, jak musiał poczuć się Holmes, gdy uświadomiono mu takie przeoczenie. Zawsze przedstawiał fakty z najwyższą dokładnością, ale choroba najwyraźniej odcisnęła na nim piętno. Ten drobny incydent wystarczył, by mi pokazać, że mój przyjaciel bynajmniej nie doszedł jeszcze do siebie. Naturalnie, przez chwilę byłem zażenowany, inspektor uniósł ze zdziwienia brwi, a Alec Cunningham wybuchnął śmiechem. Starszy dżentelmen poprawił błąd i zwrócił kartkę z ogłoszeniem Holmesowi.

- Proszę to jak najszybciej przekazać do druku - powiedział. - Moim zdaniem, pański pomysł jest doskonały.

Holmes starannie schował kartkę papieru do portfela.

- A teraz - powiedział - sądzę, że naprawdę dobrze by było, gdybyśmy razem obeszli cały dom i upewnili się, czy ten chaotycznie działający włamywacz czegoś jednak nie zabrał.

Nim weszliśmy do środka, Holmes zbadał jeszcze sforsowane drzwi. Było oczywiste, że do zamka wepchnięto dłuto lub solidny nóż, aby go wyważyć. Spostrzegliśmy ślady na drewnianej framudze w miejscu, gdzie go wsunięto.

- A więc nie używacie panowie rygli? - spytał Holmes.

- Nie uważaliśmy tego za konieczne.

- I nie macie psa?

- Owszem, mamy. Ale jest na łańcuchu, po drugiej stronie domu.

- O której służący idą spać?

- Koło dziesiątej.

- Rozumiem, Williams o tej porze też zazwyczaj leżał już w łóżku?

- Tak.

- To bardzo dziwne, że tej właśnie nocy jeszcze się nie położył. A teraz byłbym wielce zobowiązany, panie Cunningham, gdyby, z łaski swojej, oprowadził nas pan po domu.

Przeszliśmy korytarzem wyłożonym kamiennymi płytami; skręcało się z niego do kuchni, a następnie drewnianymi schodami wchodziło się na pierwsze piętro. Korytarz kończył się na półpiętrze, naprzeciwko innych, bardziej ozdobnych schodów, wiodących z frontowego holu. Z tego półpiętra wchodziło się do salonu oraz do kilku sypialni, zajmowanych między innymi przez pana Cunninghama i jego syna. Holmes szedł powoli, pilnie zwracając uwagę na rozkład domu. Z wyrazu jego twarzy odczytałem, że znalazł gorący trop, jednak nie miałem zielonego pojęcia, w jaką stronę zmierzały jego domysły.

- Mój miły panie - rzekł nieco zniecierpliwionym tonem pan Cunningham. - To z całą pewnością niepotrzebne. Przy końcu schodów jest mój pokój, a sypialnia mojego syna znajduje się w głębi. Pozostawiam to pańskiej ocenie, czy złodziej mógł dotrzeć tutaj tak, abyśmy go nie usłyszeli.

- Sądzę, że musi pan spróbować jeszcze raz, żeby znaleźć jakiś nowy trop - odezwał się syn z dosyć złośliwym uśmieszkiem.

- A jednak muszę panów prosić, byście spełnili jeszcze jedną moją prośbę. Chciałbym zobaczyć, jak dobrze z okien sypialni widać miejsce przed domem. Rozumiem, że jest to sypialnia pańskiego syna - otworzył pchnięciem drzwi - a to, jak zakładam, garderoba, w której siedział, paląc papierosa, gdy wszczęto alarm. Co widać z jej okna?

Przeszedł przez sypialnię, otworzył drzwi i rozejrzał się w kolejnym pomieszczeniu.

- Mam nadzieję, że teraz jest pan zadowolony - rzekł cierpko pan Cunningham.

- Ależ tak, dziękuję. Zobaczyłem już wszystko, co chciałem zobaczyć.

- A więc skoro to naprawdę konieczne, możemy już przejść do mojego pokoju.

- Jeśli nie sprawi to panu kłopotu.

Sędzia pokoju wzruszył ramionami i poprowadził nas do swej sypialni, prostego, przeciętnie urządzonego pomieszczenia. Gdy zbliżaliśmy się do okna, Holmes został z tyłu i poczekał na mnie. W nogach łóżka stał na stoliku półmisek z pomarańczami i karafka wody. Gdy go mijaliśmy, Holmes, idący przede mną, pochylił się i, ku mojemu niewypowiedzianemu zaskoczeniu, umyślnie potrącił stolik, przewracając go. Szkło rozbiło się na tysiąc kawałków, a owoce potoczyły się we wszystkie kąty pokoju.

- No i coś ty narobił, Watsonie - powiedział spokojnie. - Popatrz, jaki zrobiłeś bałagan na dywanie.

Zmieszany, pochyliłem się i zacząłem zbierać owoce, dochodząc do wniosku, że mój towarzysz z jakiegoś powodu chciał, bym wziął winę na siebie. Inni pomogli nam, ponownie ustawiając stolik na nogach.

- Hola! - zawołał nagle inspektor. - Gdzie on poszedł?

Holmes zniknął.

- Proszę tu chwilę zaczekać - powiedział młody Alec Cunningham. - Moim zdaniem temu człowiekowi brakuje piątej klepki! Chodź ze mną, ojcze, sprawdzimy, dokąd poszedł.

Wypadli z pokoju, a inspektor, pułkownik i ja spojrzeliśmy po sobie.

- Słowo daję, chyba jestem gotów zgodzić się z paniczem Alekiem - rzekł policjant. -Może to skutki tej choroby, ale wydaje mi się, że.

Jego słowa przerwał nagły krzyk:

- Pomocy! Pomocy! Morderca!

Z dreszczem emocji rozpoznałem głos mojego przyjaciela. Pędem wypadłem z pokoju na półpiętro. Wołanie, które przerodziło się w ochrypłe nieartykułowane krzyki, dobiegało z pomieszczenia, w którym byliśmy wcześniej. Wpadłem do środka i podbiegłem do garderoby w głębi. Dwóch Cunninghamów pochylało się nad leżącym Holmesem. Młodszy ściskał go obiema rękoma za gardło, a starszy wykręcał nadgarstek. W jednej chwili we trzech odciągnęliśmy ich od niego, a mój przyjaciel wstał, chwiejąc się jeszcze, strasznie blady i najwyraźniej bardzo osłabiony.

- Proszę aresztować tych ludzi, inspektorze - sapnął.

- Pod jakim zarzutem?

- Zamordowania stangreta Williama Kirwana.

Inspektor wpatrywał się w niego zdumiony.

- Och, panie Holmes, proszę dać spokój - powiedział w końcu. - Z całą pewnością nie zamierzam.

- To proszę spojrzeć na ich twarze! - zawołał szorstko Holmes.