Выбрать главу

Jestem pewien, że nigdy nie widziałem na ludzkiej twarzy wyraźniejszego przyznania się do winy. Starszy mężczyzna wyglądał na sparaliżowanego i zamroczonego, a jego pomarszczone oblicze przybrało ponury wyraz. Młodszy Cunningham natomiast zupełnie zatracił ten pewny siebie buńczuczny sposób bycia, tak typowy dla jego dotychczasowego zachowania. W ciemnych oczach płonęła wściekłość dzikiej bestii, co kłóciło się z ładnymi rysami jego twarzy.

Inspektor podszedł bez słowa do drzwi i dał sygnał gwizdkiem. Natychmiast zjawiło się dwóch konstabli.

- Nie mam innego wyjścia, panie Cunningham - rzekł. - Mam nadzieję, że to wszystko okaże się absurdalnym błędem, ale rozumie pan, że. proszę to natychmiast rzucić!

Szybkim ruchem ręki do przodu wytrącił z dłoni młodszego mężczyzny rewolwer, który właśnie odbezpieczał; broń z głośnym stukiem upadła na podłogę.

- Proszę to zatrzymać - rzekł Holmes, spokojnie przydeptując broń stopą. - Przyda się panu podczas procesu. Przecież tak naprawdę o to nam chodziło.

Uniósł mały pogięty skrawek papieru.

- Pozostała część kartki! - zawołał inspektor.

- Dokładnie.

- A gdzie ona była?

- Tam, gdzie byłem pewien, że musi się znajdować. Zaraz panu wszystko wyjaśnię. Myślę, pułkowniku, że pan i doktor Watson możecie już wracać, ja zaś dołączę do was najdalej za godzinę. Inspektor i ja musimy zamienić parę słów z aresztowanymi, ale z całą pewnością wrócę na lunch.

Sherlock Holmes dotrzymał obietnicy, bo około pierwszej był już z nami w palarni pułkownika. Towarzyszył mu drobny starszy dżentelmen, którego przedstawiono mi jako pana Actona, człowieka, którego dom był miejscem pierwszego włamania.

- Pragnąłem, żeby pan Acton towarzyszył nam, gdy będę wyjaśniał wam tę sprawę -rzekł Holmes. - Wydaje mi się, że szczegóły bardzo go zainteresują. Obawiam się, mój drogi pułkowniku, że pewnie żałuje pan już tej godziny, gdy przyjął pan pod swój dach takiego gościa jak ja.

- Wręcz przeciwnie - odrzekł ciepło pułkownik. - Uważam za ogromny przywilej, że dane mi było przyjrzeć się pańskim metodom pracy. Muszę przyznać, że przerosły one moje wszelkie oczekiwania i zupełnie nie potrafię sobie wytłumaczyć, w jaki sposób doszedł pan do tych rezultatów. Przez cały czas nie dostrzegałem nawet choćby jednego tropu.

- Obawiam się, że moje wyjaśnienia pana rozczarują. Niemniej zawsze miałem nawyk ujawniania moich metod czy to mojemu przyjacielowi Watsonowi, czy też jakiemukolwiek innemu inteligentnemu człowiekowi, którego to interesuje. Najpierw jednak, pułkowniku, chętnie poczęstowałbym się kropelką pańskiej brandy, ponieważ jestem dość wstrząśnięty tą szarpaniną w garderobie. Ostatnio moje siły były wystawione na ciężką próbę.

- Mam nadzieję, że nie miał już pan tych ataków?

Sherlock Holmes roześmiał się serdecznie.

- Po kolei, pułkowniku, po kolei. Do wszystkiego dojdziemy - rzekł. - Zrelacjonuję panu sprawę we właściwym porządku, prezentując poszczególne wskazówki, które mną pokierowały. Proszę mi przerwać, jeżeli zauważy pan jakiś wniosek, do którego doszedłem, a który nie wyda się panu całkowicie oczywisty.

W sztuce rozwiązywania zagadek kryminalnych kluczowe znaczenie ma umiejętność rozróżniania, które spośród wielu faktów są przypadkowe, a które istotne. W przeciwnym razie zamiast koncentrować się, rozpraszamy swoją uwagę i energię. Od początku nie miałem najmniejszych wątpliwości, że klucz do całej sprawy kryje się w tym skrawku papieru, który ściskał w palcach zabity stangret.

Zanim jednak do tego dojdę, chciałbym zwrócić panu uwagę na fakt, że gdyby opowieść Aleca Cunninghama była prawdziwa i napastnik po zastrzeleniu Williama Kirwana natychmiast uciekł, wówczas ten, kto wydarł papier z ręki zmarłego, nie mógł być włamywaczem. Skoro nie był to on, człowiekiem tym musiał być Alec Cunningham, ponieważ do czasu gdy jego ojciec zszedł po schodach, na miejsce przybiegło już kilku służących. Kwestia ta jest prosta, inspektor ją jednak przeoczył, ponieważ wychodził z założenia, że właściciele tej rezydencji nie mogli mieć nic wspólnego z tą sprawą. Jeśli chodzi o mnie, kładę bardzo silny nacisk na to, by nigdy nie uwzględniać żadnych sugestii i zawsze starannie badać wszystkie fakty, które mogą mnie gdzieś zaprowadzić. Tak więc, już na samym początku mojego śledztwa patrzyłem nieco krzywym okiem na rolę odegraną w całej tej historii przez pana Aleca Cunninghama.

Następnie bardzo starannie zbadałem świstek papieru, który przyniósł nam inspektor. Natychmiast stało się dla mnie jasne, że stanowił on część bardzo ważnego dokumentu. Proszę zobaczyć, co się od razu rzuca w oczy?

- Pismo jest bardzo nieregularne - rzekł pułkownik.

- Mój drogi panie - zawołał Holmes - nie ma najmniejszej wątpliwości co do tego, że zostało napisane przez dwie osoby, naprzemiennie wpisujące słowa. Jeśli zwrócę panu uwagę na silne „t” w „piętnaście” oraz na słabe w „dwunasta”, natychmiast pan sobie to uświadomi.

Bardzo krótka analiza tych słów pozwoliłaby panu stwierdzić z całą pewnością, że wyrazy „piętnaście” i „dowiesz” zostały napisane silniejszą ręką, zaś „może” - słabszą.

- Na Jowisza, to jasne jak słońce! Ale dlaczegóż by dwóch ludzi miało pisać w ten sposób

list?

- Najwyraźniej mieli nieuczciwe zamiary, i jeden z nich, nie ufając drugiemu, był zdecydowany, że niezależnie od tego, co uczynią, obaj w równym stopniu będą w to zamieszani. Jasne jest również, że jeden z mężczyzn - ten, który napisał „dowiesz” i „wtedy” - był prowodyrem.

- W jaki sposób pan do tego doszedł?

- Można to wydedukować nawet z zestawienia charakteru pisma obydwu piszących osób. Mamy jednak mocniejsze powody, aby tak sądzić. Jeśli przyjrzy się pan uważnie temu skrawkowi papieru, dojdzie pan do wniosku, że mężczyzna o silniejszej ręce napisał swoje słowa jako pierwszy, pozostawiając luki do wypełnienia dla tego drugiego. Luki te nie zawsze były jednak wystarczająco duże, i jak pan widzi, ten drugi człowiek musiał się bardzo starać, stawiając litery blisko siebie, aby zmieścić swoje „piętnaście” pomiędzy „za” i „dwunasta”, co niechybnie wskazuje na to, iż te ostatnie były napisane wcześniej. Człowiek, który napisał wszystkie swoje wyrazy jako pierwszy, jest bez wątpienia również tym, który zaplanował tę całą aferę.

- Niesamowite! - zawołał pan Acton.

- W gruncie rzeczy to nic takiego. Teraz jednak dochodzimy do bardzo istotnego punktu. Być może nie zdaje sobie pan z tego sprawy, ale eksperci potrafią z bardzo dużą dokładnością wywnioskować wiek człowieka na podstawie jego charakteru pisma.

W normalnych przypadkach z dość dużą dozą pewności można ustalić wiek człowieka z dokładnością do dziesięciu lat. Jak zaznaczyłem, w normalnych przypadkach, ponieważ zły stan zdrowia oraz fizyczne osłabienie dają taki sam efekt jak starość, nawet wówczas, gdy człowiek jest młody. W tym przypadku, patrząc na śmiały charakter pisma pierwszego i raczej chwiejne pismo drugiego, które jednak nadal jest czytelny, choć kreska w „t” zaczyna zanikać, możemy powiedzieć, że jeden z nich jest młody, drugi, choć w podeszłym wieku, nie jest jeszcze człowiekiem zniedołężniałym.

- Niesamowite! - znów zawołał pan Acton.

- Mamy tu jednak do czynienia z jeszcze jedną kwestią, która jest subtelniejsza i znacznie bardziej interesująca. Charakter pisma obydwu osób jest podobny. Pisali to krewni. Będzie to dla pana najbardziej oczywiste na przykładzie tych „d”, dostrzegłem jednak wiele innych drobnych szczegółów wskazujących na potwierdzenie tej hipotezy. Nie mam absolutnie żadnych wątpliwości, że te dwie próbki pisma pozwalają wyśledzić rodzinne powiązania między piszącymi. W tej chwili oczywiście podaję panu jedynie główne wyniki mojej analizy tego dokumentu. Ponadto odnalazłem jeszcze dwadzieścia trzy inne szczegóły, które bardziej zainteresowałyby specjalistów niż pana. Wszystkie one ostatecznie przekonały mnie, że to Cunninghamowie, ojciec i syn, napisali ten list.