Выбрать главу

Cóż, chociaż zdobyłem jej serce, jej ojciec uparł się, by poślubiła Barclaya. Byłem roztrzepanym, lekkomyślnym chłopakiem, on zaś miał wykształcenie, i wszyscy wiedzieli, że wkrótce dostanie oficerskie szlify. Dziewczyna jednak była mi wierna i sądziłem, że będzie moja. Wtedy jednak wybuchło powstanie sipajów, i w kraju rozpętało się piekło.

Byliśmy odcięci w Bhurtee. Nasz pułk z połową baterii artylerii, kompania Sikhów oraz wiele kobiet i dzieci. Otaczało nas dziesięć tysięcy buntowników, rozjuszonych niczym teriery wokół klatki na szczury. Mniej więcej w drugim tygodniu skończyła nam się woda i wszystko zależało od tego, czy uda nam się nawiązać kontakt z kolumną generała Neilla, przemieszczającą się przez kraj. To była nasza jedyna szansa, bo nie mogliśmy liczyć na to, że uda nam się przedrzeć i wymknąć ze wszystkimi tymi kobietami i dziećmi. Zgłosiłem się więc na ochotnika, by prześliznąć się przez linie wroga i powiadomić generała Neilla o niebezpieczeństwie, w jakim się znaleźliśmy. Moja propozycja została przyjęta. Omówiłem sprawę z sierżantem Barclayem, który znał ten teren lepiej niż ktokolwiek inny. Narysował mi drogę, jaką mogłem się przedostać przez linie buntowników. Wyruszyłem tej samej nocy o dziesiątej. Miałem ocalić życie tysiąca ludzi, jednak gdy przechodziłem przez mur, myślałem tylko o niej jednej.

Moja droga prowadziła suchym korytem rzeki, które, jak mieliśmy nadzieję, miało mnie osłonić przed wartownikami wroga. Jednak gdy tylko wyczołgałem się zza zakrętu, wpadłem prosto na sześciu z nich, przyczajonych w ciemności: czekali na mnie. W jednej chwili zostałem ogłuszony i związany. Jednak prawdziwy cios zadano mi w nie głowę, lecz w serce. Gdy odzyskałem przytomność, zacząłem przysłuchiwać się ich rozmowie, i udało mi się zrozumieć, że mój towarzysz, ten sam człowiek, który zaplanował drogę, zdradził mnie, wysługując się swoim hinduskim służącym i wydając w ręce wroga.

Czy mam się dalej nad tym rozwodzić? Teraz pan wie, do czego był zdolny James Barclay. Następnego dnia Neill przerwał okrążenie Bhurtee, jednak buntownicy zabrali mnie ze sobą do swej kryjówki. Minęło wiele długich lat, nim znów zobaczyłem twarz białego człowieka. Torturowali mnie. Próbowałem uciec, ale mnie schwytali i znów torturowali. Sam pan widzi, w jakim jestem stanie. Ci, co zbiegli do Nepalu, zabrali mnie ze sobą, a później zawlekli aż za Darjeeling. Tamtejsi górale zamordowali buntowników, którzy mnie więzili, i przez pewien czas byłem niewolnikiem górali. Później udało mi się uciec. Zamiast jednak udać się na południe, musiałem iść na północ, dopóki nie znalazłem się wśród Afgańczyków. Wędrowałem tam przez wiele lat, aż wreszcie udało mi się wrócić do Pundżabu, gdzie żyłem wśród tubylców i zarabiałem na życie sztuczkami iluzjonistycznymi, jakich się nauczyłem. Jakiż by to miało sens, bym ja, biedny kaleka, miał wracać do Anglii albo kontaktować się z moimi dawnymi towarzyszami? Nie skłoniło mnie do tego nawet pragnienie zemsty. Wolałem raczej, by Nancy i moi starzy towarzysze myśleli, że Henry Wood zginął, patrząc śmierci prosto w twarz, niż aby ujrzeli go żywego, czołgającego się z laską niczym szympans. Nigdy nie wątpili w to, że zginąłem, ja zaś byłem z tego zadowolony. Dowiedziałem się, że Barclay poślubił Nancy i że błyskawicznie awansował w pułku, jednakże nawet to nie skłoniło mnie do wyjawienia prawdy.

Niemniej w miarę upływu lat, gdy człowiek się starzeje, zaczyna tęsknić za domem. Przez wiele lat śniłem o jasnozielonych polach i żywopłotach Anglii. W końcu postanowiłem zobaczyć je raz jeszcze przed śmiercią. Odłożyłem tyle pieniędzy, żeby starczyło mi na podróż; teraz jestem wśród żołnierzy. Wiem jacy są, co lubią i jak ich zabawić, i dzięki temu zarabiam na życie.

- Pańska opowieść jest niezwykle interesująca - rzekł Sherlock Holmes. - Słyszałem już o pańskim spotkaniu z panią Barclay i o tym, że oboje się rozpoznaliście. Jak przypuszczam, śledził ją pan, gdy wracała do domu. Był pan świadkiem kłótni pomiędzy nią a jej mężem, podczas której najwyraźniej oskarżyła go, patrząc mu prosto w twarz, o to, co panu uczynił. Stracił pan panowanie nad sobą, więc pobiegł przez trawnik i wtargnął do środka.

- Zgadza się, sir. Tak uczyniłem. Kiedy Barclay spojrzał na mnie, jego twarz przybrała taki wyraz, jakiego jeszcze nigdy u człowieka nie widziałem. Przewrócił się i uderzył głową

0 próg kominka. Był jednak martwy jeszcze zanim upadł, śmierć bowiem malowała się bardzo wyraźnie na jego twarzy. Sam mój widok był dla niego niczym kula, która trafiła w jego pełne wyrzutów sumienia serce.

- A potem?

- Potem Nancy zemdlała, a ja chwyciłem z jej ręki klucz, zamierzając otworzyć drzwi

1 sprowadzić pomoc. Jednak przyszło mi nagle do głowy, że lepiej będzie, jeżeli ich zostawię, a sam odejdę, bo mógłbym ściągnąć na siebie podejrzenia, a gdybym został ujęty, mój sekret by się wydał. W pośpiechu wsunąłem klucz do kieszeni i upuściłem pałkę, goniąc Teddy’ego, który wspiął się po zasłonie. Gdy schowałem go do skrzynki, z której udało mu się wymknąć, uciekłem stamtąd najszybciej jak mogłem.

- Kto to jest Teddy? - zapytał Holmes.

Mężczyzna pochylił się i uniósł przednią część niewielkiej klatki stojącej w rogu pokoju. W jednej chwili wymknęło się z niej piękne czerwonobrązowe stworzenie, szczupłe i zwinne, o nogach gronostaja, cienkim pyszczku i najpiękniejszych czerwonych oczach, jakie kiedykolwiek widziałem u zwierzęcia.

- To mangusta! - zawołałem.

- Cóż, niektórzy tak je nazywają, inni mówią na nie ichneumony - odparł mężczyzna. -Ja sam nazywam je wężołapami, bo Teddy potrafi niezwykle szybko uporać się z kobrą. Mam jedną bez zębów jadowych, a Teddy łapie ją co wieczór, żeby sprawić przyjemność żołnierzom w kantynie. Coś jeszcze, sir?

- Cóż, być może będziemy musieli znów się do pana zwrócić, jeśli okaże się, że pani Barclay ma poważne kłopoty.

- W takim razie oczywiście się ujawnię.

- Jednak jeśli tak się nie stanie, nie ma sensu wygrzebywać skandalu, w który zamieszany był zmarły, niezależnie od tego, jak haniebnie postąpił. Ma pan przynajmniej tę satysfakcję, że wie pan, iż przez trzydzieści lat miał straszne wyrzuty sumienia z powodu swojego podłego czynu. O, to major Murphy, tam, po drugiej stronie ulicy! Żegnam pana, panie Wood. Chcę się dowiedzieć, czy od wczoraj coś się wydarzyło.

Udało nam się dogonić majora, nim ten skręcił za róg.

- Ach, pan Holmes! - zawołał. - Pewnie słyszał pan już, że sprawa śmierci pułkownika została zakończona.

- A co się takiego stało?

- Właśnie zamknięto dochodzenie. Dane z badań medycznych wykazały w jednoznaczny sposób, że zgon nastąpił wskutek apopleksji. Jak pan widzi, sprawa okazała się całkiem prosta.

- Tak, rzeczywiście była wyjątkowo trywialna - rzekł z uśmiechem Holmes. - Chodź, Watsonie. Nie sądzę, byśmy byli jeszcze potrzebni w Aldershot.

- Jeszcze tylko jeden szczegół - odezwałem się, gdy zmierzaliśmy do stacji. - Skoro mąż miał na imię James, ten drugi mężczyzna Henry, to o co chodziło z tym całym Dawidem?

- Mój drogi Watsonie, gdybym rzeczywiście tak dobrze i logicznie rozumował, jak to lubisz opisywać w swoich opowieściach, wówczas na podstawie tego jednego jedynego słowa powinienem był się domyślić rozwiązania całej tej historii. Najwyraźniej, nazywając go tak, robiła mu wyrzuty.

- Wyrzuty?

- Tak, Dawidowi zdarzyło się kiedyś trochę zbłądzić, raz nawet w ten sam sposób co sierżantowi Barclayowi. Pamiętasz ten drobny incydent z Uriaszem i Batszebą? Obawiam się, że moja wiedza na temat Biblii jest trochę zardzewiała, ale możesz znaleźć tę historię w 1 lub 2 Księdze Samuela.