- Mam wyj ść, Percy? - spytała.
Chwycił jej dłoń, aby ją zatrzymać.
- Co u ciebie, Watsonie? - powitał serdecznie. - Nigdy bym cię nie poznał z tymi wąsami i ośmielę się stwierdzić, że ty też nie byłbyś pewien, czy to ja. A to, jak przypuszczam, twój słynny przyjaciel pan Sherlock Holmes?
Przedstawiłem go w paru słowach, i obaj usiedliśmy. Przysadzisty młody człowiek wyszedł z pokoju, jednak jego siostra została, trzymając dłoń chorego w swoich dłoniach. Była kobietą o uderzającym wyglądzie. Trochę za niska i zbyt korpulentna, lecz o pięknej oliwkowej cerze, wielkich ciemnych oczach Włoszki i gęstych kruczoczarnych włosach. Ciemna karnacja sprawiała, że blada twarz jej towarzysza wydawała się jeszcze bardziej zmęczona i wymizerowana.
- Nie będę marnował waszego czasu - powiedział, unosząc się na sofie. - Może przejdę od razu do sprawy bez żadnych wstępów. Byłem szczęśliwy i odnosiłem sukcesy, panie Holmes, lecz tuż przed moim ślubem spadło na mnie nagle straszliwe nieszczęście, które zrujnowało wszystkie moje życiowe plany.
Być może Watson już panu wspominał, że pracowałem w ministerstwie spraw zagranicznych i dzięki wpływom mojego wuja lorda Holdhursta błyskawicznie awansowałem na odpowiedzialne stanowisko. Za czasów obecnej administracji, gdy mój wuj został ministrem spraw zagranicznych, powierzył mi kilka poufnych misji. A ponieważ zawsze doprowadzałem je z powodzeniem do końca, zaczął doceniać moje zdolności i mój takt, obdarzając mnie dużym zaufaniem.
Niemal dziesięć tygodni temu, dokładniej mówiąc, 23 maja, wezwał mnie do swego prywatnego gabinetu i, pochwaliwszy za dobrą robotę, którą wykonałem, oznajmił, że ma dla mnie nowe poufne zadanie.
- To, co tu widzisz - powiedział, wyjmując ze swego biurka szary rulon papieru - to oryginał tajnego traktatu pomiędzy Anglią a Włochami. Z żalem muszę stwierdzić, że pewne pogłoski na jego temat przedostały się już do prasy. Niezmiernie ważnym jest, by nie doszło do żadnych innych przecieków. Francuska i rosyjska ambasady zapłaciłyby bajońskie sumy, aby poznać treść tych dokumentów. W ogóle nie opuściłyby mojego biurka, gdyby nie to, że absolutnie konieczne jest ich skopiowanie. Masz u siebie własne biurko?
- Tak, sir.
- W takim razie weź ten traktat i zamknij go tam na klucz. Udzielę personelowi instrukcji, byś mógł tu zostać, gdy inni pójdą do domu, i spokojnie go skopiować bez obaw, że ktoś ci zagląda przez ramię. Kiedy już skończysz, ponownie zamknij na klucz oryginał i kopię. Jutro rano osobiście mi je przekażesz.
Wziąłem dokumenty i.
- Przepraszam, że na chwilę panu przerwę - rzekł Holmes. - Czy podczas tej rozmowy byliście sami?
- Całkowicie sami.
- W dużym pomieszczeniu?
- Trzydzieści na trzydzieści stóp.
- Pośrodku?
- Tak, mniej więcej.
- I mówiliście cicho?
- Mój wuj zawsze mówi bardzo cicho. Ja prawie się nie odzywałem.
- Dziękuję - rzekł Holmes, przymykając oczy. - Proszę mówić dalej.
- Zrobiłem dokładnie tak, jak mi powiedział, i odczekałem, aż pozostali pracownicy pójdą do domu. Jeden z nich, Charles Gorot, który pracuje ze mną w tym samym pokoju, miał do nadrobienia zaległości w pracy, zostawiłem go więc i wyszedłem na obiad. Gdy wróciłem, kolegi już nie było. Bardzo mi zależało, by jak najszybciej zabrać się do pracy, bo wiedziałem, że Joseph, czyli pan Harrison, którego dopiero co pan poznał, był akurat w mieście i zamierzał wracać do Woking pociągiem o jedenastej. W miarę możliwości również chciałem zdążyć na ten pociąg.
Gdy przyjrzałem się dokładniej traktatowi, natychmiast zorientowałem się, że faktycznie był tak ważny, iż mój wuj absolutnie nie przesadził w jego ocenie. Nie wdając się w szczegóły, mogę powiedzieć, że określał on stanowisko Wielkiej Brytanii wobec Trójprzymierza i zwiastował politykę, jaką miał prowadzić nasz kraj w przypadku, gdyby flota francuska zdobyła całkowitą dominację nad flotą włoską na Morzu Śródziemnym. Kwestie poruszane w traktacie były czysto morskiej natury. Na końcu znajdowały się podpisy wysokich dygnitarzy, którzy go parafowali. Pospiesznie przejrzałem tekst, a następnie zabrałem się do przepisywania.
Był to długi dokument, sporządzony w języku francuskim i złożony z dwudziestu sześciu paragrafów. Przepisywałem tak szybko, jak mogłem, ale o godzinie dziewiątej ukończyłem dopiero dziewięć paragrafów i nie miałem już szansy zdążyć na pociąg. Czułem się senny i trochę ospały, częściowo z powodu spożytego obiadu, a po części za sprawą przedłużonego dnia pracy. Pomyślałem, że filiżanka kawy rozjaśniłaby mi w głowie. W małym pomieszczeniu na dole przy schodach siedzi przez całą noc dozorca. Ma on w zwyczaju robić kawę na swoim spirytusowym palniku dla wszystkich urzędników, którzy pracują po godzinach. Przywołałem go więc dzwonkiem.
Ku mojemu zaskoczeniu na wezwanie pojawiła się starsza kobieta potężnej budowy o grubych rysach, ubrana w fartuch. Wyjaśniła, że jest żoną dozorcy i że właśnie sprząta, wydałem jej więc polecenie, by zrobiła mi kawę.
Przepisałem jeszcze dwa paragrafy, lecz potem poczułem się tak senny, że musiałem wstać i przejść się po pokoju, żeby rozprostować trochę nogi. Kawy wciąż nie było, i zastanawiałem się, jaka mogła być przyczyna tego opóźnienia. Otworzyłem drzwi i ruszyłem korytarzem, aby się tego dowiedzieć. Korytarz oświetlony przyćmioną lampą prowadził z pokoju, w którym pracowałem, i miał tylko jedno wyjście. Kończyło się ono krętymi schodami, przy których na dole w holu znajdowało się pomieszczenie dozorcy. W połowie tych schodów na półpiętrze jest niewielki podest, od którego pod kątem prostym biegnie inny korytarz. Prowadzi on do kolejnych niewielkich schodów, które kończą się przy bocznym wyjściu. Używają ich służący, lecz przychodzą tamtędy również urzędnicy od strony Charles Street, gdy chcą sobie skrócić drogę. Oto przybliżony plan tego budynku.
- Dziękuję. Sądzę, że nadążam za panem - rzekł Sherlock Holmes.
- Proszę zwrócić uwagę na te okoliczności, które mają ogromne znaczenie. Zszedłem w dół po schodach do holu i przekonałem się, że dozorca smacznie śpi w swoim pomieszczeniu, a w czajniku wrze woda. Zestawiłem czajnik, po czym zdmuchnąłem palnik, bo woda pryskała już na podłogę. Następnie wyciągnąłem rękę i już miałem potrząsnąć dozorcą, który sprawiał wrażenie głęboko pogrążonego we śnie, gdy nagle rozległ się głośny dźwięk dzwonka nad jego głową, on zaś wzdrygnął się i obudził.
- Panie Phelps, sir! - powiedział, spoglądając na mnie w osłupieniu.
- Zszedłem na dół, żeby zobaczyć, czy moja kawa jest już gotowa.
- Wstawiłem czajnik i zasnąłem, sir - spojrzał na mnie, a potem w górę, na wciąż jeszcze drgający dzwonek, z rosnącym zdumieniem na twarzy.
- Sir, skoro pan jest tutaj, to w takim razie kto zadzwonił? - zapytał.
- Dzwonek! - zawołałem. - Co to za dzwonek?
- To dzwonek z pokoju, w którym pan pracował.
Nagle wydało mi się, że jakaś zimna dłoń ściska mi serce. A więc ktoś był w pokoju, w którym na stole leżał mój bezcenny traktat! Szaleńczo pognałem po schodach, potem wzdłuż korytarza. W przejściach nie było nikogo, panie Holmes. I nikogo nie było też w pokoju. Wszystko było dokładnie tak, jak zostawiłem, z tym jedynym wyjątkiem, że dokumenty powierzone mojej pieczy zniknęły z biurka, na którym leżały! Kopia została, nie było natomiast oryginału.
Holmes wyprostował się na krześle i zatarł ręce. Widziałem, że sprawa ta zdecydowanie przypadła mu do gustu.
- I co pan wtedy zrobił? - wymruczał pod nosem.