Выбрать главу

Pan Joseph Harrison odwiózł mojego przyjaciela i mnie na stację, i wkrótce mknęliśmy pociągiem jadącym z Portsmouth. Holmes pogrążył się głęboko w rozmyślaniach i prawie się nie odzywał, póki nie minęliśmy Clapham Junction.

- Bardzo przyjemnie wraca się do Londynu którąś z tych linii biegnących nad ziemią, skąd można spojrzeć w dół na wszystkie te domy, tak jak teraz.

Pomyślałem, że żartuje, bo widok był dość obskurny, wkrótce jednak wyjaśnił mi, co miał na myśli.

- Spójrz na te wielkie odizolowane skupiska budynków, wznoszące się niczym ceglane wyspy nad ołowianym morzem.

- To szkoły z internatem.

- Latarnie, mój drogi. Światła przyszłości. Kapsułki z setkami małych jasnych nasionek w każdej, z których wyrośnie mądra lepsza Anglia przyszłości. Przypuszczam, że ten Phelps nie pije?

- Nie sądzę.

- Ja też nie. Musimy jednak wziąć pod uwagę każdą możliwość. Ten biedak z pewnością wpadł po uszy w problemy, i pozostaje tylko pytanie, czy uda nam się kiedykolwiek wyprowadzić go na bezpieczny grunt. Jakie wrażenie zrobiła na tobie panna Harrison?

- To dziewczyna z silnym charakterem.

- Tak, ale o ile się nie mylę, ma dobre usposobienie. Ona i jej brat są jedynymi dziećmi właściciela huty stali gdzieś w okolicach Northumberland. Pan Phelps zaręczył się z nią podczas podróży ubiegłej zimy, i zaproszono ją, by zamieszkała ze swoim bratem u rodziny narzeczonego. Potem nadszedł ten cios, i panna Harrison pozostała, by opiekować się swoim ukochanym, podczas gdy jej brat Joseph, który uznał, że mieszka mu się tam miło i przytulnie, również postanowił zostać. Jak widzisz, dowiedziałem się kilku rzeczy na własną rękę. Jednak dzisiejszy dzień musi być dniem dochodzenia.

- Moja praktyka. - zacząłem.

- Och, jeśli uważasz, że twoje przypadki są ciekawsze niż moje. - odrzekł nieco szorstko Holmes.

- Chciałem właśnie powiedzieć, że moja praktyka nie dozna uszczerbku przez dzień czy dwa, bo teraz jest okres największego zastoju w ciągu całego roku.

- Doskonale! - powiedział, błyskawicznie odzyskując dobry humor. - Zgłębimy więc tę sprawę razem. Sądzę, że powinniśmy zacząć od spotkania z Forbesem. Prawdopodobnie będzie w stanie podać nam wszystkie niezbędne szczegóły, my zaś dzięki temu dowiemy się, od której strony trzeba podejść do tej sprawy.

- Wspominałeś, że masz jakiś trop.

- Owszem, mam ich kilka, jednak tylko prowadząc dalsze śledztwo, możemy sprawdzić, ile są warte. Najtrudniejszym do wykrycia przestępstwem jest takie, które nie ma żadnego motywu. To, z którym mamy teraz do czynienia, ma motyw. Kto może na tym skorzystać? Francuski ambasador, rosyjski ambasador, wszyscy, którzy mogą sprzedać ten dokument któremuś z nich, no i jeszcze lord Holdhurst.

- Lord Holdhurst?!

- Cóż, jest możliwe, że mąż stanu znalazł się w sytuacji, w której byłoby mu na rękę, gdyby taki dokument przypadkowo uległ zniszczeniu.

- Ale chyba nie mąż stanu z tak zaszczytnymi osiągnięciami jak lord Holdhurst?

- Istnieje taka możliwość, i nie możemy sobie pozwolić na to, by ją zignorować. Dziś zresztą spotkamy się z lordem i przekonamy się, co nam powie. A tymczasem rozpocząłem już dochodzenie.

- Już?

- Tak. Ze stacji w Woking wysłałem telegramy do wszystkich wieczornych gazet w Londynie. W każdej z nich pojawi się to ogłoszenie.

Podał mi kartkę wyrwaną z notatnika, na której nabazgrano ołówkiem:

Dziesięć funtów nagrody za podanie numeru dorożki, z której wysiadł przy samych drzwiach lub w pobliżu wejścia do ministerstwa spraw zagranicznych przy Charles Street za kwadrans dziesiąta wieczorem 23 maja. Proszę się zgłaszać na Baker Street pod numer 221b.

- Jesteś pewien, że złodziej przyjechał dorożką?

- Jeśli pan Phelps miał rację, mówiąc, że ani w pokoju, ani na korytarzach nie ma żadnej kryjówki, to znaczy, że ten człowiek musiał przyjść z zewnątrz. Skoro przybył z zewnątrz w deszczową noc i nie zostawił żadnych mokrych śladów na linoleum, które badano kilka minut po tym, gdy on przeszedł, to jest nadzwyczaj prawdopodobne, że przyjechał dorożką. Tak. Sądzę, że możemy spokojnie wydedukować, iż właśnie tak mogło być.

- Brzmi przekonująco.

- To jeden z tropów, o których mówiłem. Może nas to dokądś doprowadzi. No i oczywiście jeszcze ten dzwonek, który jest charakterystycznym ogniwem całej sprawy. Po co ktoś miałby dzwonić? Czyżby ten złodziej miał ochotę na jakiś brawurowy popis? A może ktoś, kto był razem ze złodziejem, zrobił to, żeby zapobiec przestępstwu? A może to był przypadek? A może. - i znów zamilkł, popadłszy w ten stan intensywnego zamyślenia, z którego na chwilę tylko się wynurzył. Jednak mnie, przyzwyczajonemu do wszystkich jego nastrojów, wydawało się, że nagle przyszła mu do głowy jakaś zupełnie nowa możliwość.

Dojechaliśmy do końcowej stacji dwadzieścia po trzeciej i po szybkim lunchu w bufecie udaliśmy się prosto do Scotland Yardu. Holmes wysłał telegram do Forbesa już wcześniej, i gdy przyszliśmy, detektyw już czekał na nas. Był to niski człowiek o lisim wyglądzie i bystrych, lecz prawdę mówiąc, niezbyt życzliwych rysach twarzy. Zachowywał się chłodno, zwłaszcza gdy usłyszał, w jakiej sprawie przyszliśmy.

- Słyszeliśmy już wcześniej o pańskich metodach, panie Holmes - powiedział zgryźliwie. - Zawsze jest pan gotów wykorzystać wszystkie informacje, jakie daje panu do dyspozycji policja, a potem próbuje pan sam rozwiązać sprawę, dyskredytując naszych detektywów.

- Wręcz przeciwnie - odparł Holmes. - Spośród ostatnich pięćdziesięciu trzech spraw, które prowadziłem, moje nazwisko pojawiło się publicznie tylko w związku z czterema, natomiast policji przypisano wszystkie zasługi za rozwiązanie czterdziestu dziewięciu. Nie winię pana za to, że pan tego nie wie, bo jest pan młody i niedoświadczony, jednak jeśli chce pan dobrze wypełniać swoje obowiązki, będzie pan pracował ze mną, a nie przeciwko mnie.

- Bardzo bym się ucieszył, gdybym usłyszał jakąś dobrą nowinę - rzekł detektyw, zmieniając ton. - Bo z całą pewnością za uczestniczenie w wyjaśnianiu tej sprawy nie przypisano mi do tej pory żadnych zasług.

- Jakie kroki pan podjął?

- Śledziliśmy Tangeya, tego dozorcę. Wygląda na to, że służba w Guards dobrze ukształtowała jego charakter, i nic nie możemy na niego znaleźć. Przypuszczam jednak, że jego żona nie mówi wszystkiego, a mam wrażenie, że wie na ten temat więcej, niż mogłoby się wydawać.

- Śledziliście ją?

- Nasłaliśmy na nią jedną z naszych kobiet. Pani Tangey lubi wypić, i nasza agentka przysiadła się do niej ze dwa razy, gdy już sobie trochę wypiła. Ale niczego nie udało się z niej wyciągnąć.

- W domu nachodzili ich jacyś handlarze?

- Tak. Ale już im zapłacili.

- Skąd wzięli pieniądze?

- To akurat można wytłumaczyć. Jej mąż dostał wypłatę. Nic nie świadczy o tym, że nagle zaczęło im się lepiej powodzić.

- Jak wyjaśniła to, że była na górze, gdy pan Phelps dzwonił, aby poprosić o kawę?

- Powiedziała, że jej mąż był bardzo zmęczony i chciała mu jakoś pomóc.

- Cóż, to by się zgadzało: niedługo po tym pan Phelps zastał go śpiącego na krześle. Raczej nic na nich nie mamy, ale ten jej pośpiech. Pytał ją pan, dlaczego tej nocy tak jej się spieszyło? Właśnie ten pośpiech zwrócił na nią uwagę konstabla.

- Wyszła później niż zazwyczaj i chciała jak najszybciej wrócić do domu.

- Jak tłumaczyła fakt, że pan razem z panem Phelpsem wyszliście z budynku co najmniej dwadzieścia minut po niej, a dotarliście na miejsce przed nią?

- Wyjaśniła, że jechała autobusem podczas gdy my wynajęliśmy dorożkę.