- Czy pani Tangey wytłumaczyła, dlaczego po powrocie pobiegła do kuchni?
- Trzymała tam pieniądze dla tych handlarzy.
- Przynajmniej ma na wszystko odpowiedź. Zapytał ją pan, czy kiedy wychodziła, widziała kogoś kręcącego się po Charles Street?
- Nie widziała nikogo prócz konstabla.
- Cóż, wygląda na to, że wziął ją pan w krzyżowy ogień pytań. Co jeszcze pan zrobił w tej sprawie?
- Przez te całe dziewięć tygodni śledziliśmy urzędnika Gorota, ale bez żadnych rezultatów. Nie znaleźliśmy niczego, co by go obciążało.
- Coś jeszcze?
- Na niczym więcej nie mogliśmy się oprzeć. Nie było już żadnych dowodów.
- A ma pan jakąś teorię na temat tego, dlaczego zadzwonił dzwonek?
- Muszę przyznać, że to mnie przerasta. Ktokolwiek to był, musiał być bardzo pewny tego, że zdoła uciec, skoro w ten sposób wszczął alarm.
- Tak, to, co zrobił, było dziwne. Bardzo panu dziękuję za to, co mi pan powiedział. Jeśli będę w stanie oddać tego człowieka w pańskie ręce, dam panu znać. Chodźmy, Watsonie.
- Dokąd teraz idziemy? - spytałem, gdy opuściliśmy komisariat.
- Idziemy porozmawiać z lordem Holdhurstem, ministrem obecnego rządu i przyszłym premierem Anglii.
Na szczęście udało nam się jeszcze zastać lorda Holdhursta w jego gabinecie przy Downing Street, i gdy Holmes przesłał mu wizytówkę, natychmiast zostaliśmy do niego wprowadzeni. Mąż stanu przyjął nas z tą tradycyjną uprzejmością, która tak go wyróżniała, i wskazał nam dwa okazałe fotele po obu stronach kominka. Stał przed nami na dywaniku. Jego szczupła wysoka sylwetka, wyraziste rysy, zadumana twarz i kręcone włosy przedwcześnie przyprószone siwizną wydawały się atrybutami tych rzadko spotykanych arystokratów, których rzeczywiście cechuje szlachetność.
- Pańskie nazwisko jest mi dobrze znane, panie Holmes - rzekł z uśmiechem. -I oczywiście nie zamierzam udawać, iż nie jest mi znany cel pańskiej wizyty. W biurze wydarzyła się tylko jedna rzecz, która mogłaby przyciągnąć pańską uwagę. Proszę powiedzieć, w czyim interesie pan działa?
- Pana Percy’ego Phelpsa - odparł Holmes.
- Ach, mój nieszczęsny siostrzeniec. Rozumie pan zapewne, iż nasze pokrewieństwo sprawia, że tym bardziej nie mogę go w żaden sposób chronić. Obawiam się, że ten incydent będzie miał bardzo niekorzystny wpływ na jego karierę.
- A gdyby odnaleziono dokument?
- Wtedy, oczywiście, byłaby to zupełnie inna sprawa.
- Mam kilka pytań, które pragnąłbym panu zadać, lordzie Holdhurst.
- Z chęcią udzielę panu wszelkich informacji, jakie tylko posiadam.
- Czy to w tym pokoju udzielał pan instrukcji dotyczących przepisywania dokumentu?
- Tak.
- A więc można raczej wykluczyć, że ktoś pana podsłuchiwał?
- To nie wchodzi w rachubę.
- Czy wspominał pan kiedyś komukolwiek, że zamierza przekazać ten traktat do przepisania?
- Nie, nigdy.
- Jest pan tego pewien?
- Całkowicie.
- Cóż, skoro nigdy pan o tym nie wspominał i nie wspominał o tym również pan Phelps, a nikt poza wami nie wiedział o tej sprawie, oznacza to, że obecność złodzieja w pokoju pana Phelpsa była czystym zbiegiem okoliczności. Zobaczył swoją szansę i z niej skorzystał.
Mąż stanu uśmiechnął się.
- To już nie jest moją dziedziną - powiedział.
Holmes zastanawiał się przez chwilę.
- Jest jeszcze jedna bardzo istotna kwestia, którą pragnę z panem omówić - powiedział. -Jak rozumiem, obawiał się pan, że gdyby szczegóły tego traktatu zostały ujawnione, mogłoby to mieć bardzo poważne konsekwencje.
Po wyrazistej twarzy ministra przebiegł cień.
- W istocie, bardzo poważne.
- I czy takie konsekwencje już miały miejsce?
- Jeszcze nie.
- Czy gdyby ten traktat trafił, powiedzmy, do francuskiego czy rosyjskiego ministerstwa spraw zagranicznych, spodziewałby się pan, że się o tym dowie?
- Powinienem - odparł lord Holdhurst z grymasem na twarzy.
- Ponieważ upłynęło już niemal dziesięć tygodni, i jak do tej pory nic na ten temat nie słychać, słusznym wydaje się założenie, że traktat ten z jakichś powodów jednak do nich nie dotarł.
Lord Holdhurst wzruszył ramionami.
- Chyba nie możemy oczekiwać, panie Holmes, że ten człowiek zabrał traktat, by oprawić go sobie w ramki i powiesić na ścianie.
- Być może czeka na lepszą cenę.
- Jeśli poczeka jeszcze trochę, w ogóle nic nie dostanie. Za kilka miesięcy traktat przestanie być tajny.
- To niezmiernie ważne - rzekł Holmes. - Oczywiście, można również dopuścić możliwość, że gdyby złodziej nagle zapadł na jakąś chorobę.
- Taką jak na przykład zapalenie mózgu? - spytał mąż stanu, rzucając mu szybkie spojrzenie.
- Ja tego nie powiedziałem - rzekł Holmes z niewzruszonym spokojem. - A teraz, lordzie Holdhurst, sądzę, że zajęliśmy już panu zbyt wiele cennego czasu, tak więc chcielibyśmy życzyć panu dobrego dnia.
- Życzę panu wszelkich sukcesów w tym śledztwie niezależnie od tego, kim okaże się przestępca - odparł arystokrata, kłaniając się nam przy drzwiach.
- To niezwykły człowiek - rzekł Holmes, gdy wyszliśmy na Whitehall. - Robi wszystko, aby utrzymać swoje stanowisko. Nie jest bynajmniej bogaty i ma wiele potrzeb. Zauważyłeś oczywiście, że wymieniono mu podeszwy butów? A teraz, Watsonie, nie będę cię już dłużej zatrzymywał, wracaj do wykonywania swojej właściwej pracy. Dziś nie będę już nic robił w naszej sprawie, chyba że ktoś odpowie na moje ogłoszenie związane z dorożką. Byłbym ci jednak niezwykle zobowiązany, gdybyś pojechał ze mną jutro do Woking tym samym pociągiem co dziś.
Następnego ranka spotkałem się z nim tak, jak ustaliliśmy, i razem udaliśmy się do Woking. Poinformował mnie, że nikt nie odpowiedział na ogłoszenie, i nie wydarzyło się nic, co rzuciłoby nowe światło na sprawę. Kiedy miał na to ochotę, potrafił przybierać kamienny beznamiętny wyraz twarzy, niczym Indianin, i nie potrafiłem wtedy wyczytać z jego wyglądu, czy był zadowolony z tego, jak sprawy stoją, czy też nie. Pamiętam, mówił o systemie pomiarów Bertillona i entuzjastycznie wyrażał swój podziw dla tego francuskiego erudyty.
Nasz klient nadal był otoczony troskliwą opieką jego oddanej opiekunki, wyglądał jednak znacznie lepiej niż wczoraj. Gdy weszliśmy, bez trudu wstał z sofy i przywitał się z nami.
- Jakieś wieści? - spytał skwapliwie.
- Mój raport jest, tak jak się obawiałem, negatywny - rzekł Holmes. - Widziałem się z Forbesem i rozmawiałem z pańskim wujem, zacząłem badać kilka tropów, które mogą do czegoś doprowadzić.
- A więc nie zniechęcił się pan?
- Bynajmniej.
- Niech pana Bóg błogosławi za te słowa! - zawołała panna Harrison. - Jeśli zachowamy odwagę i cierpliwość, prawda musi wyjść na światło dzienne.
- Mamy panu więcej do powiedzenia niż pan nam - rzekł Phelps, ponownie siadając na sofie.
- Miałem nadzieję, że tak się właśnie stanie.
- Ostatniej nocy przeżyliśmy pewną przygodę, i fakt ten może mieć duże znaczenie - gdy to mówił, jego twarz spoważniała, a w oczach pojawiło się coś, co bardzo przypominało lęk. -Wie pan - ciągnął dalej - zaczynam wierzyć, iż jestem nieświadomym przedmiotem jakiegoś monstrualnego spisku, który godzi nie tylko w moje życie, lecz również w mój honor.
- Aha! - zawołał Holmes.
- Brzmi to może niewiarygodnie, bo o ile wiem, nie mam wrogów na tym świecie. Jednak po doświadczeniach z ostatniej nocy nie mogę wyciągnąć innych wniosków.
- Proszę mi o tym opowiedzieć.
- Muszę panu wyznać, że ubiegłej nocy po raz pierwszy spałem w pokoju sam. Czułem się już dużo lepiej, więc doszedłem do wniosku, że się obejdę bez pielęgniarki. Świeciła się lampka nocna. Około drugiej w nocy zapadłem w lekki sen, gdy nagle obudził mnie jakiś cichy dźwięk. To był taki odgłos, jaki wydaje mysz gryząca deskę. Przez jakiś czas leżałem, nasłuchując i mając wrażenie, że takie właśnie musi być jego źródło. Później ten odgłos stał się głośniejszy i nagle od strony okna dobiegło ostre metaliczne kliknięcie. Zdumiony, usiadłem. Nie mogło być żadnych wątpliwości, co ten dźwięk mógł oznaczać. Pierwszy dobiegł wówczas, gdy ktoś wsuwał jakieś narzędzie w szczelinę w ramie okna, natomiast ten drugi był dźwiękiem, który powstaje przy podważaniu zapadki.