Выбрать главу

- Och, niechże pan da spokój! Proszę spróbować tego dania, które stoi przed panem.

- Dziękuję bardzo, ale wolałbym nie.

- No cóż - rzekł Holmes z szelmowskim błyskiem w oku. - W takim razie nie ma pan pewnie nic przeciwko temu, żeby się ze mną podzielić. Mogę prosić?

Phelps uniósł przykrywkę, i w tej samej chwili z jego gardła wyrwał się krzyk. Siedział tak, wpatrując się w to, co zobaczył, z twarzą równie białą jak talerz stojący przed nim na stole. Pośrodku półmiska leżała niewielka tuba z niebieskoszarego papieru. Schwycił ją, pożerając oczami, i puścił się w pląsy po całym pokoju. Przyciskał tubę do piersi i krzyczał dziko z radości. W końcu bezwładnie osunął się na fotel, tak wyczerpany swymi emocjami, że musieliśmy wlać mu do gardła trochę brandy, żeby nie zemdlał.

- No już, już - powiedział uspokajająco Holmes, klepiąc go po ramieniu. - To nieładnie z mojej strony, że tak pana zaskoczyłem, ale nie potrafię się oprzeć pokusie wprowadzenia odrobiny dramatyzmu. Watson to potwierdzi.

Phelps chwycił rękę mojego przyjaciela i pocałował ją.

- Niech pana Bóg błogosławi! - zawołał. - Ocalił pan mój honor.

- Cóż, gra toczyła się również o mój honor, rozumie pan - rzekł Holmes. - Zapewniam pana, że podobnie jak panu trudno jest znieść niewypełnienie powierzonego mu zadania, tak mnie jest ciężko pogodzić się z porażką.

Phelps wepchnął cenny dokument w najgłębszą wewnętrzną kieszeń swojej kamizelki.

- Nie mam serca przeszkadzać panu spożywać śniadanie, lecz umieram z ciekawości, aby się dowiedzieć, jak go pan odnalazł i gdzie on był.

Sherlock Holmes wypił łyk kawy i poświęcił całą uwagę jajkom na szynce. Potem wstał z krzesła, zapalił fajkę i rozsiadł się wygodnie w swoim fotelu.

- Opowiem panu, jakie kroki poczyniłem i co mi się udało ustalić - odparł. - Po tym, jak zostawiłem was na stacji, wybrałem się na cudowny spacer, podziwiając wspaniałe krajobrazy Surrey. Dotarłem do uroczej małej wioski Ripley, gdzie wypiłem herbatę w gospodzie, a następnie napełniłem flaszeczkę i włożyłem do kieszeni kilka kanapek. Pozostałem tam aż do wieczora, a potem wyruszyłem do Woking i tuż po zachodzie słońca znalazłem się na głównej drodze przy Briarbrae.

Czekałem, aż droga opustoszeje, choć, jak sądzę, nigdy nie ma na niej zbyt wielkiego ruchu. Następnie przeszedłem przez ogrodzenie otaczające teren wokół domu.

- Ależ brama na pewno była otwarta! - zawołał Phelps.

- Owszem, tylko że mam w tych sprawach dość specyficzny gust. Wybrałem sobie miejsce, gdzie rosną jodły, i przeszedłem pod ich osłoną, nie narażając się na najmniejsze nawet ryzyko, by ktoś z domu mógł mnie zobaczyć. Przyczaiłem się wśród krzewów po drugiej stronie i czołgałem się od jednego do drugiego, co może potwierdzić okropny stan moich spodni na kolanach, dopóki nie dotarłem do kępy rododendronów naprzeciwko okien pańskiej sypialni. Tam się zaczaiłem i czekałem na rozwój wydarzeń. Zasłona w pańskim pokoju nie była opuszczona i widziałem, że panna Harrison siedzi przy stole i czyta. Kwadrans po dziesiątej odłożyła książkę, zamknęła okiennice i poszła spać. Usłyszałem jeszcze, jak zamyka drzwi, i byłem pewien, że przekręciła również klucz w zamku.

- Klucz?! - zawołał Phelps.

- Tak. Poinstruowałem pannę Harrison, by zamknęła drzwi od zewnątrz i wzięła ze sobą klucz, gdy będzie szła spać. Wypełniła wszystkie moje zalecenia co do joty, a zapewniam pana, że bez jej współpracy nie miałby pan teraz swojego dokumentu w kieszeni kamizelki. Następnie poszła do swej sypialni, i światła zgasły, ja natomiast dalej czekałem przyczajony między krzewami rododendronu.

Noc była piękna, ale całe to czuwanie było dla mnie niezwykle nużące. Oczywiście jest w tym też coś podniecającego, coś takiego, co czuje myśliwy, gdy czeka przy wodopoju na grubą zwierzynę. A jednak strasznie mi się dłużyło. Niemal tak bardzo, Watsonie, jak wówczas, gdy razem czekaliśmy w tym dziwacznym pokoju, zajmując się zagadką nakrapianej przepaski. W Woking na kościelnej wieży jest zegar, który bije co kwadrans, i nieraz przychodziło mi do głowy, że chyba musiał się zatrzymać. Jednak wreszcie, około drugiej w nocy, usłyszałem delikatny dźwięk przesuwanego rygla i zgrzyt klucza. Chwilę później otworzyły się drzwi dla służby, i w świetle księżyca stanął pan Joseph Harrison.

- Joseph! - zawołał Phelps.

- Nie miał żadnego nakrycia głowy, na ramieniu trzymał jednak czarną pelerynę, tak by w razie konieczności mógł ukryć swoją twarz. Przeszedł na palcach w cieniu muru, a kiedy dotarł do okna, wsunął w szczelinę ramy okiennej nóż o długim ostrzu i wypchnął zapadkę. Następnie otworzył okno na oścież i, wsuwając nóż przez szczelinę w okiennicach, odryglował je i otworzył. Z miejsca, w którym leżałem, miałem doskonały widok na wnętrze pokoju i mogłem obserwować każdy jego ruch. Zapalił te dwie świece, które stały na półce nad kominkiem, a następnie odwinął róg dywanu przy drzwiach i wyjął z podłogi kwadratowy kawałek deski, taki, jak zazwyczaj pozostawia się, aby monterzy mieli dostęp do złączek rur gazowych. Ten fragment deski, jak się okazało, rzeczywiście zakrywał złącze w kształcie litery T, od którego odchodziła rura doprowadzająca gaz do kuchni położonej poniżej. Wyjął ze swojej kryjówki tubę z dokumentem, odłożył na miejsce deskę, wyprostował dywan, zdmuchnął świece i. wkroczył wprost w me ramiona, gdy stałem, czekając na niego pod oknem.

Cóż, ten panicz Joseph jest brutalniejszy, niż mogłem podejrzewać. Rzucił się na mnie z tym swoim nożem, więc musiałem dwukrotnie go powalić. Skaleczyłem przy tym sobie kostki ręki, nim udało się go pokonać. Patrzył na mnie z nienawiścią tym okiem, którym był w stanie jeszcze widzieć, kiedy już ze sobą skończyliśmy; posłuchał jednak głosu rozsądku i oddał mi dokument. Gdy już miałem go w rękach, puściłem Harrisona; wszystkie szczegóły przesłałem telegramem do Forbesa. Jeśli będzie na tyle szybki, żeby złapać tego ptaszka, to wspaniale. Jednak jeśli, jak w swej przenikliwości przypuszczam, dotrze tam i odkryje, że gniazdko jest puste, to cóż. tym lepiej dla rządu. Sądzę, że lord Holdhurst, a także pan Percy Phelps

naprawdę woleliby, by ta sprawa nigdy nie wyszła poza mury budynku policji.

- Mój Boże - westchnął nasz klient. - Mówi mi pan, że w ciągu tych długich dziesięciu tygodni męczarni skradziony dokument przez cały czas był w tym samym pokoju, w którym leżałem?

- Tak właśnie było.

- A Joseph?! Łotr i złodziej!

- Obawiam się, że charakter Josepha jest bardziej złożony i niebezpieczny, niż można by sądzić po jego wyglądzie. Z tego, co dziś w nocy od niego usłyszałem, wnioskuję, że poniósł ogromne straty, grając na giełdzie, i jest gotów na wszystko, aby tylko poprawić swoją kondycję finansową. Ponieważ jest człowiekiem w ogromnym stopniu egoistycznym, to gdy nadarzyła się okazja, nie zastanawiał się, że kradzież dokumentu może stać na przeszkodzie szczęściu własnej siostry czy podważyć pańską reputację.

Percy Phelps opadł na krzesło.

- W głowie mi się kręci - powiedział. - Pańskie słowa całkowicie mnie zszokowały.

- Główna trudność w tej naszej sprawie - zauważył Holmes swym mentorskim tonem -polegała na tym, że było za dużo dowodów. Na kwestie o kluczowym znaczeniu nałożyły się rzeczy nieistotne, zaciemniając je. Spośród wszystkich faktów, jakie nam przedstawiono, musieliśmy wybrać te, które uznaliśmy za kluczowe, a następnie poukładać je po kolei, aby zrekonstruować ten niezwykły przebieg wydarzeń. Zacząłem podejrzewać Josepha już na podstawie informacji o tym, że zamierzał pan wracać z nim do domu tego wieczoru. Istniało w związku z tym spore prawdopodobieństwo, że po drodze zajrzy po pana, zwłaszcza że dobrze znał budynek ministerstwa. Gdy tylko dowiedziałem się o tym, że ktoś chciał się dostać do sypialni, w której nikt poza Josephem nie mógł niczego ukryć (bo jak wspomniał pan w swojej opowieści, gdy przyjechał pan chory w towarzystwie lekarza, Joseph musiał ten pokój opuścić) moje podejrzenia zmieniły się w pewność. Zwłaszcza że próby tej dokonano w pierwszą noc, gdy nie czuwała przy panu pielęgniarka, co wskazywało na to, że intruz doskonale wiedział o wszystkim, co dzieje się w domu.