Выбрать главу

0 tym mężczyźnie, dałoby mu to powód do nienawiści i przemocy.

„On bardziej przypominał złośliwą, przebiegłą małpę niż istotę ludzką - stwierdziła. -Był taki zawsze, od młodości”. „Czy znała pani go już wtedy?”. „Tak, znałam go dobrze, był jednym z moich adoratorów. Dzięki Bogu, miałam dość rozsądku, by odrzucić jego awanse

1 wyjść za lepszego, choć mniej zamożnego, człowieka. Byłam z nim nawet zaręczona, panie Holmes, ale gdy usłyszałam szokującą opowieść o tym, jak wpuścił kota do ptaszarni, jego okrucieństwo tak mnie przeraziło, że nie chciałam mieć z nim w ogóle do czynienia”. Przetrząsnęła biurko i wyjęła fotografię kobiety, ohydnie oszpeconą i pociętą nożem. „To moje zdjęcie - powiedziała. - Przysłał mi je wraz ze swym przekleństwem w dniu mego ślubu”. „Cóż - stwierdziłem - zdaje się, że już pani wybaczył, skoro zapisał pani synowi cały swój majątek”. „Ani mój syn, ani ja nie chcemy niczego od Jonasa Oldacre, ani za jego życia, ani po śmierci! -krzyknęła, wzburzona. - Bóg istnieje, panie Holmes. Najpierw pokarał tego niegodziwego człowieka, a później, w odpowiednim czasie, wykaże, że mój syn nie ma na rękach jego krwi”. Podążałem kilkoma tropami, ale nie natrafiłem na nic, co mogłoby poprzeć naszą hipotezę, odkryłem natomiast kilka faktów, które jej przeczyły. W końcu dałem za wygraną i pojechałem do Norwood. Dom Deep Dene House, w którym popełniono przestępstwo, to duża nowoczesna willa z czerwonej cegły, położona w głębi posiadłości. Przed budynkiem rozciąga się trawnik, na którym rosną krzewy wawrzynu. Po prawej stronie, w pewnej odległości od drogi, znajduje się skład drewna, w którym doszło do pożaru. Narysowałem ogólny plan domu na okładce notatnika. Okno po lewej znajduje się w pokoju Oldacre’a. Można zajrzeć do niego z drogi. To jedyny fakt, który nie świadczy przeciwko McFarlane’owi. Lestrade’a nie było, ale jego najwyższy rangą policjant czynił honory domu. Właśnie odkryli cenną poszlakę. Spędzili cały ranek, przeszukując popioły, pozostałe po spalonym stosie drewna; poza zwęglonymi resztkami ciała znaleźli kilka odbarwionych metalowych krążków. Uważnie je obejrzałem: nie ulegało wątpliwości, że są to guziki od spodni. Udało mi się nawet dostrzec, że na jednym z nich widnieje nazwisko Hyams, tak nazywał się krawiec Oldacre’a. Później bardzo uważnie przeszukałem trawnik, ale nie znalazłem żadnych śladów, bo przez panującą suszę ziemia była twarda jak kamień. Nie udało mi się ustalić niczego poza tym, że ciało lub jakiś inny duży przedmiot zostały przeciągnięte przez niski ligustrowy żywopłot, który rósł wzdłuż składu drewna. Wszystko to, rzecz jasna, pasuje do oficjalnej teorii. Czołgałem się po trawniku w gorącym sierpniowym słońcu; po godzinie podniosłem się z kolan, nie dowiedziawszy się niczego. Zawiedziony, poszedłem do sypialni, by tam dokonać oględzin. Plamy krwi były niewielkie (znalazłem zaledwie smugi i przebarwienia), ale niewątpliwie świeże. Laskę już zabrali, ale na niej również nie było wyraźnych śladów. Nie ulega wątpliwości, że laska należy do naszego klienta. On sam to przyznał. Na dywanie widniały tylko ślady stóp obu mężczyzn, nie było żadnych innych, co również świadczy na niekorzyść naszego prawnika. Policja zdobywała więc kolejne punkty, a my nadal byliśmy w kropce. Zobaczyłem tylko jeden niewielki promyczek nadziei. Przejrzałem papiery z sejfu, większa część jego zawartości została wyjęta i rozłożona na stole. Dokumenty znajdowały się w zalakowanych kopertach. Jedną lub dwie z nich otworzyli policjanci. O ile mogłem to ocenić, te papiery nie przedstawiały wielkiej wartości, a wyciągi z konta bankowego bynajmniej nie wskazywały na to, że pan Oldacre był człowiekiem zamożnym. Wydało mi się jednak, że części papierów brakuje. Znalazłem odwołania do aktów notarialnych - być może bardziej wartościowych - których nie było. Rzecz jasna, gdyby udało nam się to udowodnić, argument Lestrade’a obróciłby się przeciwko niemu, któż bowiem kradłby coś, co miał niebawem odziedziczyć? Wreszcie, po otwarciu wszystkich kopert, w których nie natrafiłem na żaden trop, postanowiłem spróbować szczęścia w rozmowie z gospodynią, panią Lexington, drobną śniadą małomówną kobietą o podejrzliwych oczach, którymi wciąż strzelała na boki. Jestem przekonany, że gdyby chciała, mogłaby nam coś powiedzieć, milczała jednak jak grób. Owszem, wpuściła pana McFarlane do domu o wpół do dziesiątej. Żałuje, że nie uschła jej ręka, nim zdążyła to zrobić. Położyła się spać o wpół do jedenastej. Jej pokój znajduje się na drugim końcu domu, więc nie słyszała niczego, co wtedy zaszło. Pan McFarlane nie zabrał kapelusza, ona zaś obudziła się dopiero, kiedy wszczęto alarm z powodu pożaru. Jej biedny ukochany pan z pewnością padł ofiarą morderstwa. Czy miał wrogów? Każdy ich ma, jednak pan Oldacre trzymał się na uboczu, a jeżeli spotykał się z innymi, to jedynie w interesach. Widziała guziki

i była przekonana, że pochodzą z ubrań, które zmarły miał na sobie poprzedniego wieczora.

Drewno ułożone w stos było bardzo suche, gdyż nie padało od miesiąca. Paliło się jak hubka, a kiedy dotarła na miejsce, nie było już widać nic prócz płomieni. Podobnie jak strażacy poczuła dobiegający z ognia swąd palonego ciała. Nie wie nic o papierach ani o prywatnych sprawach pana Oldacre. Oto, mój drogi Watsonie, sprawozdanie z porażki. A jednak. a jednak. - zacisnął ręce z emocji - wiem, że to nie wszystko. Czuję to w kościach. Coś nie wyszło jeszcze na jaw, i gospodyni o tym wie. Nadąsana, patrzyła na mnie wyzywająco, jakby strzegła mrocznej tajemnicy. Nie ma sensu więcej o tym mówić, Watsonie, ale jeśli nie pomoże nam szczęśliwy traf, obawiam się, że sprawa zniknięcia przedsiębiorcy budowlanego z Norwood nie trafi do kroniki naszych sukcesów, z którą wcześniej czy później będą musieli uporać się wytrwali czytelnicy.

- Sam wygląd McFarlane’a zdołałby z pewnością przekonać każdą ławę przysięgłych -stwierdziłem.

- To niepewny argument, mój drogi Watsonie. Czy pamiętasz tego straszliwego mordercę, Berta Stevensa, który chciał, byśmy doprowadzili do jego uniewinnienia w roku 1887? Czy kiedykolwiek widziałeś młodzieńca wyglądającego równie niewinnie, jakby właśnie wrócił ze szkółki niedzielnej?

- To fakt.

- Jeśli nie uda nam się stworzyć alternatywnej teorii, ten człowiek będzie zgubiony. Trudno wskazać błąd w stawianych przeciwko niemu argumentach, a im dalej postępuje śledztwo, tym stają się one mocniejsze. Choć, nawiasem mówiąc, znalazłem w papierach coś osobliwego, co może posłużyć nam za punkt wyjścia dla dalszych działań. Przeglądając wyciągi bankowe, odkryłem, że skromny stan konta wynikał przede wszystkim ze spieniężenia czeków na duże sumy, wystawionych w ciągu ostatniego roku na niejakiego Corneliusa. Przyznaję, że zaciekawiło mnie, kim może być ów człowiek, z którym emerytowany przedsiębiorca dokonywał tak kosztownych transakcji. Czy to możliwe, że brał udział w całej sprawie? Być może jest maklerem, nie znaleźliśmy jednak akcji, które odpowiadałyby wypłaconym kwotom. Ze względu na brak innych tropów, muszę wypytać w banku o dżentelmena, który spieniężył te czeki. Obawiam się jednak, mój drogi, że nasza sprawa znajdzie haniebny koniec: Lestrade powiesi naszego klienta, a Scotland Yard uzna to za swój sukces.

Nie wiem, czy Sherlock Holmes w ogóle spał tej nocy; kiedy zszedłem na dół na śniadanie, zauważyłem, że był blady i znękany, a jego jasne oczy wydawały się jeszcze bledsze, kontrastując z ciemnymi kręgami pod oczami. Dywan wokół fotela był pokryty niedopałkami papierosów i pierwszymi wydaniami porannych gazet, a na stole leżał otwarty telegram.

- Co o tym sądzisz, Watsonie? - spytał, rzucając mi arkusz papieru.