Выбрать главу

Pozostałem w swej kryjówce, jak się okazało, słusznie, gdyż po chwili znów pojawił się nieznajomy, który powoli pedałował z powrotem. Zatrzymał się przy bramie i zsiadł z roweru. Przez kilka minut stał między drzewami. Podniósł ręce do góry, i wydawało mi się, że poprawia muszkę. Później znów wsiadł na swój rower i odjechał, oddalając się ode mnie, podjazdem prowadzącym do budynku. Pobiegłem przez wrzosowiska i pomiędzy drzewami zajrzałem do w głąb posiadłości. W oddali dostrzegłem stary budynek w stylu Tudorów, szary, ze sterczącymi kominami, ścieżka prowadziła jednak przez gęste zarośla, więc mężczyzna zniknął mi z oczu.

Mimo to miałem poczucie, że dobrze poradziłem sobie ze swym porannym zadaniem i w świetnym nastroju wróciłem piechotą do Farnham. Pośrednik z miejscowego biura obrotu nieruchomościami nie potrafił mi nic powiedzieć na temat Charlington Hall i skierował mnie do znanej firmy mającej siedzibę przy ulicy Pall Mall w Londynie. Wstąpiłem tam po drodze do domu i zostałem bardzo grzecznie przyjęty. Dowiedziałem się, że się spóźniłem, bo Charlington Hall został już wynajęty mniej więcej miesiąc wcześniej niejakiemu panu Williamsonowi, szacownemu starszemu dżentelmenowi. Uprzejmy pośrednik stwierdził, że niestety, nie może powiedzieć mi nic więcej, gdyż nie zwykł rozmawiać o sprawach swych klientów.

Holmes z uwagą wysłuchał długiego sprawozdania, jakie złożyłem mu tego wieczora, nie skwitował go jednak lakoniczną pochwałą, której oczekiwałem i z której bym się ucieszył. Wręcz przeciwnie, jego surowa twarz przybrała wyraz jeszcze bardziej srogi niż zwykle, kiedy roztrząsał, co zrobiłem, a co zaniedbałem.

- Drogi Watsonie, wybrałeś zupełnie niewłaściwe miejsce na kryjówkę. Powinieneś był stanąć za żywopłotem, skąd mógłbyś z bliska przyjrzeć się temu interesującemu człowiekowi. Tymczasem zaczaiłeś się o setki jardów od niego i w efekcie wiesz o nim jeszcze mniej niż panna Smith. Młoda dama twierdzi, że nie zna tego mężczyzny, a ja jestem przekonany, że to nieprawda. Gdyby tak było istotnie, dlaczego tak bardzo utrudniał jej możliwość przyjrzenia mu z bliska? Mówisz, że pochylał się nad kierownicą. To również świadczy o tym, że starał się ukryć swą tożsamość. Doprawdy, spisałeś się po prostu fatalnie. Mężczyzna wraca do domu, a ty, chcąc się dowiedzieć, kim on jest, jedziesz do agenta nieruchomości w Londynie!

- Co miałem wobec tego zrobić? - krzyknąłem nie bez irytacji.

- Pójść do najbliższej gospody. Tam można usłyszeć wiejskie plotki. Poznałbyś personalia wszystkich mieszkańców, od pana domu do pomywaczki. Nazwisko Williamson nic mi nie mówi. Jeśli to starszy człowiek, nie może być tym sprawnym rowerzystą, który zdołał wymknąć się energicznej pogoni młodej damy. Co dała nam twoja wyprawa? Przekonanie, że opowieść dziewczyny jest prawdziwa, w co nigdy nie wątpiłem, oraz że istnieje związek pomiędzy tajemniczym rowerzystą a posiadłością, o czym również byłem przekonany. Wiemy, że dom wynajął człowiek nazwiskiem Williamson, ale co komu z tego? No, mój drogi, nie bądź taki przybity. Do następnej soboty niewiele możemy zrobić, a ja sam postaram się sprawdzić kilka faktów.

Następnego ranka otrzymaliśmy liścik od panny Smith, opisujący zwięźle i dokładnie wydarzenia, których byłem świadkiem. Jego najważniejszą częścią okazało się jednak post scriptum:

Panie Holmes, jestem pewna, że dochowa pan tajemnicy, jeśli zdradzę panu, że moja praca tutaj stała się trudna, gdyż mój chlebodawca mi się oświadczył. Nie mam wątpliwości, że jego uczucia są głębokie i godne szacunku, jednak jestem już po słowie z innym. Pan Carruthers przyjął mą odmowę z wielką powagą, bardzo grzecznie, jednak, jak zapewne się pan domyśla, sytuacja jest obecnie nieco napięta.

- Zdaje się, że nasza młoda przyjaciółka brnie coraz bardziej w kłopoty - stwierdził Holmes w zamyśleniu, kiedy skończył czytać list. - Sprawa staje się ciekawsza i bardziej obiecująca, niż sądziłem. Przydałby mi się cichy i spokojny dzień spędzony na wsi. Pojadę tam chyba dziś po południu i sprawdzę jedną lub dwie teorie, które wysnułem.

Spokojny dzień, który Holmes spędził na wsi, zakończył się nader osobliwie - mój przyjaciel powrócił na Baker Street późnym wieczorem z podbitym okiem i sinym guzem na czole; wyglądał tak podejrzanie, że Scotland Yard z pewnością mógłby się nim zainteresować. Był bardzo podekscytowany swoimi przygodami, a opowiadając o nich, śmiał się serdecznie.

- Zażywam ruchu tak rzadko, że takie okazje to dla mnie gratka - stwierdził. - Jak wiesz, posiadłem pewną biegłość w boksie, starym dobrym brytyjskim sporcie. Niekiedy mi się to przydaje. Dzisiaj na przykład popadłbym w wielką biedę.

Błagałem go, by opowiedział, co zaszło.

- Znalazłem wiejską gospodę, którą już przedtem poleciłem twej uwadze. Usiadłem przy barze i od gadatliwego gospodarza uzyskałem wszystkie informacje, których potrzebowałem. Williamson to siwobrody staruszek, który mieszka w domu sam z nielicznymi służącymi. Chodzą plotki, że jest lub był duchownym, ale kilka wydarzeń, jakie miały miejsce, odkąd zamieszkał w Hall, pozostaje w sprzeczności z naukami kościoła. Zasięgnąłem już języka w kurii i dowiedziałem się, że człowiek o tym nazwisku istotnie został wyświęcony, jednak jego kariera przebiegała wyjątkowo niepomyślnie. Dowiedziałem się też, że w weekendy w posiadłości nocują goście („zgraja hulaków, proszę pana”), spośród których wyróżnia się jeden rudowąsy dżentelmen nazwiskiem Woodley, który przyjeżdża tu co tydzień. Kiedy doszliśmy do tego momentu, podszedł do nas dżentelmen, o którym była mowa. Raczył się on piwem w sali obok i usłyszał naszą rozmowę. Zaczął wypytywać, kim jestem, czego chcę i po co zadaję takie pytania. Mówił potoczyście, używając niezwykle soczystych przymiotników. Strumień przekleństw zakończył podstępnym ciosem na odlew, przed którym nie do końca udało mi się obronić. Następnych kilka minut upłynęło bardzo miło na pojedynku mego lewego prostego z sierpowym tego zbira. Wyszedłem z tego w stanie, który widzisz, pana Woodleya natomiast odwieziono do domu dwukółką. Tak zakończyła się moja wycieczka na wieś, i muszę przyznać, że choć setnie się ubawiłem, spędzając dzień na obrzeżach hrabstwa Surrey, nie dowiedziałem się wiele więcej niż ty.

W czwartek otrzymaliśmy kolejny list od naszej klientki. Oto jego treść:

Panie Holmes, zapewne nie zdziwi pana wiadomość, że zrezygnowałam z pracy u pana Carruthers. Nawet wysoka pensja nie może wynagrodzić mi niedogodności związanych z moją sytuacją. W sobotę jadę do Londynu i nie zamierzam wrócić. Panu Carruthers w końcu dostarczono dwukółkę, więc niebezpieczeństwa czyhające na odludnej drodze, jeśli takowe w ogóle istniały, odchodzą w niepamięć.

Przyczyną mego odejścia jest nie tylko napięta sytuacja pomiędzy mną a panem Carruthers, ale także ponowne pojawienie się tego odpychającego typa Woodleya. Zawsze był on ohydny, teraz jednak wygląda jeszcze gorzej niż przedtem, zdaje się bowiem, że uległ jakiemuś wypadkowi, w wyniku którego został okaleczony. Widziałam go przez okno, ale z radością donoszę, że nie spotkaliśmy się. Gość odbył długą rozmowę z panem Carruthers, który po jej zakończeniu był bardzo poruszony. Woodley musiał zatrzymać się gdzieś w sąsiedztwie, nie spał tutaj, ale rano widziałam, jak skrada się przez zarośla. Wolałabym, żeby puszczono tu swobodnie dzikie zwierzę. Nie potrafię nawet opisać, jaki strach i wstręt odczuwam do niego. Jak to możliwe, że pan Carruthers choć przez chwilę znosi obecność takiej kreatury?