Выбрать главу

- Gospoda prowadzi wielce interesującą działalność - zauważył Holmes.

- Mieści się przecież po drugiej stronie budynku.

- Zgadza się. Ci, których obserwujemy, to prywatni goście. Ale co, u licha, James Wilder robi w takiej norze tak późno w nocy i kim jest jego towarzysz, który przybył się z nim spotkać?

Chodź, Watsonie, musimy podjąć ryzyko i postarać się nieco bliżej zbadać sprawę.

Podkradliśmy się do drogi, a potem dotarliśmy do drzwi gospody. Rower wciąż stał oparty o ścianę. Holmes zapalił zapałkę i zbliżył ją do tylnego koła. Usłyszałem jego cichy śmiech, kiedy światło padło na połataną oponę Dunlopa. Nad nami znajdowało się rozświetlone okno.

- Muszę przez nie zajrzeć, Watsonie. Jeśli się schylisz i oprzesz o ścianę, myślę, że powinno mi się to udać.

Chwilę później stanął mi na ramionach, ale zaraz zszedł z powrotem na ziemię.

- Chodź, przyjacielu - powiedział. - Mamy za sobą długi i pracowity dzień. Myślę, że zebraliśmy wszystkie możliwe dowody. Do szkoły kawał drogi, więc im szybciej wyruszymy, tym lepiej.

Kiedy brnęliśmy przez wrzosowisko, prawie się nie odzywał, a kiedy wróciliśmy do szkoły, nie wszedł do środka, lecz udał się na dworzec w Mackleton, z którego wysłał kilka telegramów. Późno w nocy słyszałem, jak pociesza doktora Huxtable, przybitego śmiercią swego nauczyciela, a potem wszedł do mego pokoju równie skupiony i pełen energii jak rano.

- Wszystko jest na najlepszej drodze, przyjacielu - powiedział. - Obiecuję, że rozwiążemy zagadkę przed jutrzejszym wieczorem.

O jedenastej następnego dnia szedłem z przyjacielem słynną cisową aleją, prowadzącą do Holdernesse Hall. Wprowadzono nas przez wspaniałe elżbietańskie drzwi i dalej, do gabinetu jego książęcej mości. Czekał tam na nas pan James Wilder. Był spokojny i uprzejmy, ale ślady przerażenia z ostatniej nocy wciąż były widoczne w jego ukradkowych spojrzeniach i rozedrganej twarzy.

- Przyszli panowie zobaczyć się z jego książęcą mością? Przykro mi, ale książę nie czuje się dobrze. Bardzo przeżył tragiczne wieści. Wczoraj po południu otrzymaliśmy telegram od doktora Huxtable, który doniósł nam o pańskim odkryciu.

- Muszę zobaczyć się z księciem, panie Wilder.

- Ale jego książęca mość jest w swoim pokoju.

- W takim razie pójdę do jego pokoju.

- Zdaje się, że nie wstał z łóżka.

- Zatem przyjmie mnie na leżąco.

Chłodne i stanowcze zachowanie Holmesa uzmysłowiło sekretarzowi, że nie ma sensu się

spierać.

- Dobrze, panie Holmes, powiem jego książęcej mości o pańskim przybyciu.

Po godzinie pojawił się wielki arystokrata. Jego twarz była jeszcze bledsza niż wcześniej, bardziej się zgarbił i wyglądał tak, jakby od poprzedniego ranka przybyło mu lat. Powitał nas z wielkopańską uprzejmością i usiadł przy swoim biurku, a ruda broda opadła na blat.

- Cóż, panie Holmes? - zapytał. Mój przyjaciel wpatrywał się jednak w sekretarza, który stał obok krzesła swego pana.

- Wasza książęca mość, sądzę, że mógłbym mówić swobodniej, gdyby nie było tu pana Wildera.

Młodzieniec zbladł i rzucił memu przyjacielowi pełne złości spojrzenie.

- Jeśli wasza książęca mość sobie życzy.

- Tak, tak, lepiej wyjdź. A teraz, panie Holmes, co ma pan mi do powiedzenia?

Mój przyjaciel odczekał, aż za sekretarzem zamkną się drzwi.

- Wasza książęca mość, doktor Huxtable zapewnił mojego współpracownika doktora Watsona i mnie, że za rozwiązanie tej sprawy wyznaczono nagrodę. Chciałbym usłyszeć to z pańskich ust.

- Oczywiście, panie Holmes.

- Zdaje się, że nagroda wynosi pięć tysięcy funtów dla osoby, która zdoła wskazać miejsce pobytu pańskiego syna?

- Owszem.

- I kolejny tysiąc dla tego, kto poda tożsamość jego porywaczy?

- Zgadza się.

- Rzecz jasna, należy rozumieć przez to nie tylko osoby, które uprowadziły chłopca, ale także te, które przetrzymują go w obecnym położeniu?

- Tak, tak! - wykrzyknął zniecierpliwiony książę. - Panie Holmes, jeśli dobrze wykona pan swą pracę, nie będzie miał powodu, by się na mnie uskarżać.

Mój przyjaciel zatarł szczupłe dłonie, udając zachłanność, która mnie zdziwiła, gdyż dobrze wiedziałem, jakim jest skromnym człowiekiem.

- Zdaje się, że widzę na biurku waszej książęcej mości książeczkę czekową. Proszę o wypisanie czeku na sześć tysięcy funtów. Może być krosowany. Korzystam z filii banku Capital and Counties przy Oxford Street.

Książę, siedzący bardzo sztywno na krześle, spojrzał kamiennym wzrokiem na mego przyjaciela.

- Czy to żart, panie Holmes? Nie uważam, by był to właściwy temat do dowcipkowania.

- Nie żartuję, wasza książęca mość. Nigdy w życiu nie byłem bardziej poważny.

- W takim razie o co panu chodzi?

- O to, że zarobiłem na nagrodę. Wiem, gdzie przebywa pański syn, i znam tożsamość przynajmniej niektórych z porywaczy.

Broda księcia stała się nagle bardziej ognista niż przedtem, gdyż jeszcze mocniej odcinała się od bladej jak ściana twarzy.

- Gdzie on jest? - wykrztusił.

- Jest, albo przynajmniej był wczoraj wieczorem, w gospodzie „Pod walczącym kogutem”, niecałe dwie mile od bramy pańskiej posiadłości.

Książę opadł z powrotem na krzesło.

- A kogo pan oskarża?

Odpowiedź Holmesa była zdumiewająca. Szybko podszedł do arystokraty i dotknął jego ramienia.

- Oskarżam pana - stwierdził. - A teraz, wasza książęca mość, poproszę o czek.

Nigdy nie zapomnę, jak książę zerwał się z miejsca i zaczął młócić rękami jak tonący. Później, odzyskując z wielkim wysiłkiem panowanie nad sobą godne szlachcica, usiadł z powrotem i zatopił twarz w dłoniach. Nie odzywał się przez kilka minut.

- Jak dużo pan wie? - spytał w końcu, nie podnosząc głowy.

- Widziałem was razem wczoraj wieczorem.

- Czy mówił pan o tym komukolwiek poza pańskim przyjacielem?

- Z nikim o tym nie rozmawiałem.

Książę ujął pióro w drżącą dłoń i otworzył książeczkę czekową.

- Dotrzymam słowa, panie Holmes. Za chwilę wypiszę panu czek, choć informacje, które pan uzyskał, nie są dla mnie korzystne. Wyznaczając nagrodę, nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy. Sądzę jednak, że pan i pański przyjaciel jesteście ludźmi dyskretnymi.

- Nie rozumiem, do czego wasza książęca mość zmierza.

- Powiem wprost, panie Holmes. Jeśli jedynie panowie wiedzą o tym incydencie, nie ma powodu, by dowiedział się o nim ktoś jeszcze. Zdaje się, że jestem panom winien dwanaście

tysięcy funtów?

Holmes uśmiechnął się i potrząsnął głową.

- Obawiam się, wasza książęca mość, że nie da się tak łatwo zatuszować tej sprawy. Należy wyjaśnić śmierć nauczyciela.

- Ale James nic o tym nie wiedział. Nie możecie obarczać go za to odpowiedzialnością. To robota tego brutalnego szubrawca, którego nająłem na swoje nieszczęście.

- Wasza książęca mość, wyznaję pogląd, że kiedy człowiek dopuszcza się przestępstwa, staje się moralnie odpowiedzialny za wszystkie zbrodnie, jakie może ono za sobą pociągnąć.

- Owszem, panie Holmes, z moralnego punktu widzenia. Nie ulega wątpliwości, że ma pan rację. Ale z pewnością nie w świetle prawa. Nie można skazać nikogo za morderstwo, w którym nie brał bezpośredniego udziału i które wywołuje w nim równie wielkie przerażenie i obrzydzenie jak w panu. Kiedy tylko o tym usłyszał, był tak przerażony, że okazał skruchę i do wszystkiego mi się przyznał. Natychmiast wyparł się mordercy. Ach, panie Holmes, musi pan go uratować, musi pan! Powtarzam, musi pan! - książę nie był w stanie dłużej zachowywać spokój. Konwulsje wykrzywiły mu twarz. Chodził nerwowo po gabinecie, wymachując w powietrzu zaciśniętymi w pięści dłońmi. W końcu odzyskał panowanie nad sobą i ponownie usiadł przy biurku. - Doceniam fakt, że przyszedł pan tutaj, zanim komukolwiek o tym powiedział - stwierdził. - Możemy przynajmniej spokojnie omówić, jak złagodzić ten ohydny skandal.