Выбрать главу

Szuflady były otwarte, szafka - zamknięta. Zdaje się, że szuflady są otwarte przez cały czas i nie trzyma się w nich nic wartościowego. W szafce znajdowały się ważne papiery, nic jednak nie wskazuje na to, by ktoś w nich grzebał, a profesor zapewnił mnie, że niczego nie brakuje. Na pewno niczego nie skradziono.

Przechodzę teraz do opisu ciała młodzieńca. Znaleziono je nieopodal biurka, tuż po jego lewej stronie, tak, jak zaznaczyłem na mapie. Rana znajdowała się po prawej stronie szyi i została zadana od tyłu, jest więc prawie niemożliwe, że zadał ją sobie sam.

- Chyba, że przewrócił się na nóż - stwierdził Holmes.

- Otóż to. Taka możliwość przeszła mi przez myśl, ale nóż leżał kilka stóp od ciała, więc nie wydaje się to prawdopodobne. Pozostają jeszcze ostatnie słowa zmarłego i bardzo istotny dowód, który znaleziono w jego zaciśniętej prawej ręce.

Hopkins wyciągnął z kieszeni małą paczuszkę owiniętą w papier, rozpakował ją i pokazał nam złotepince-nez, z którego końca zwisały dwa oderwane kawałki czarnej jedwabnej tasiemki.

- Willoughby Smith miał znakomity wzrok - dodał. - Nie ulega wątpliwości, że ten przedmiot zerwano z twarzy lub szyi mordercy.

Sherlock Holmes wziął okulary do ręki i obejrzał je z wielką uwagą i zainteresowaniem. Włożył je sobie na nos, usiłował przez nie czytać, podszedł do okna i popatrzył przez nie na ulicę, dokładnie przyjrzał im się w świetle lampy, a w końcu, chichocząc, usiadł przy stole i napisał kilka linijek na kartce papieru, którą rzucił Hopkinsowi.

- Tyle mogę dla pana zrobić - stwierdził. - Może się to panu przydać.

Zaskoczony detektyw przeczytał na głos zapisek o następującej treści:

Poszukiwana elegancka kobieta, ubrana w sposób godny damy. Ma niezwykle szeroki nos, oczy osadzone blisko siebie i pomarszczone czoło, mruży oczy i prawdopodobnie się garbi. Istnieją podstawy, by sądzić, że w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy kilkakrotnie korzystała z usług optyka. Jej okulary posiadają niezwykle mocne szkła, a optyków nie ma zbyt wielu, powinno więc dać się ją wyśledzić bez trudności.

Holmes uśmiechnął się, widząc zdumienie Hopkinsa, które zapewne odbiło się również na mojej twarzy.

- Przecież moja dedukcja to ucieleśnienie prostoty - stwierdził. - Trudno byłoby znaleźć przedmiot dający większe możliwości do wnioskowania niż okulary, szczególnie tak charakterystyczne jak te. To, że należą do kobiety, wywnioskowałem z ich delikatnego fasonu oraz, rzecz jasna, z ostatnich słów umierającego. Ich właścicielka to osobą wyrafinowana i dobrze ubrana, gdyż, jak widzicie, są starannie oprawione w złoto, a nie do pomyślenia jest, by ktoś, kto nosi takie okulary, ubierał się niechlujnie. Może pan sprawdzić, że skrzydełka są zbyt szeroko rozstawione, nie pasowałyby na pana, co oznacza, że dama ma nos bardzo szeroki u podstawy. Tego rodzaju nosy są zwykle krótkie i toporne, istnieje jednak tak wiele wyjątków od tej reguły, że nie wierzę w nią jak w dogmat i nie obstaję przy tym punkcie. Choć sam mam wąską twarz, nie jestem w stanie spojrzeć przez środek szkieł. Oznacza to, że oczy tej kobiety są bardzo wąsko osadzone. Watsonie, zauważyłeś zapewne, że soczewki okularów są wklęsłe i niezwykle mocne. Kobieta, która przez całe życie miała tak słaby wzrok, musi posiadać fizyczne cechy krótkowidza: zmarszczone czoło, zmrużone powieki i przygarbioną sylwetkę.

- Tak - powiedziałem. - Rozumiem wszystkie twoje argumenty. Przyznaję jednak, że nie mam pojęcia, skąd wiesz, że dwukrotnie była u optyka.

Holmes wziął okulary do ręki.

- Zauważ - wyjaśnił - że skrzydełka wyłożone są maleńkimi korkowymi podkładkami, które zmniejszają nacisk na nos. Jedna z nich jest nieco odbarwiona i podniszczona, druga -nowa. Najwyraźniej jedna się zgubiła. Sądzę, że starsza również nie ma więcej niż kilka miesięcy. Są identyczne, z czego wnoszę, że dama poszła po drugą z nich do tej samej pracowni.

- Do diaska, to wspaniałe! - wykrzyknął pełen podziwu Hopkins. - I pomyśleć, że miałem w ręku wszystkie te dowody i nie wiedziałem o tym! Zamierzałem jednak odwiedzić londyńskich optyków.

- Ależ oczywiście! Lecz póki co, czy ma pan coś więcej do powiedzenia o tej sprawie?

- Nie, panie Holmes. Sądzę, że wie pan już tyle samo co ja, a zapewne więcej. Wypytywaliśmy, czy nie było obcych na drodze lub dworcu kolejowym, jednak nie udało nam się niczego ustalić. Mnie zbija z tropu przede wszystkim całkowity brak motywu zbrodni. Nie znaleziono choćby cienia przyczyny.

- Aha! W tym nie mogę panu pomóc. Jak sądzę, chce pan, byśmy pojechali tam jutro?

- Gdyby pan był tak dobry, panie Holmes! Jeśli pojedziemy pociągiem z Charing Cross do Chatham, który odchodzi o szóstej rano, dotrzemy do Yoxley Old Place między ósmą a dziewiątą.

- W takim razie trzeba złapać ten pociąg. Pańska sprawa niewątpliwie zapowiada się interesująco i z przyjemnością się nią zajmę. Dochodzi już pierwsza, powinniśmy choć kilka godzin się przespać. Jak sądzę, będzie panu wygodnie na kanapie przed kominkiem. Zapalę lampę spirytusową; zanim wyruszymy, poczęstuję pana kawą.

Następnego dnia już nie wiało, ale kiedy ruszaliśmy w drogę, chwycił mróz. Widzieliśmy, jak chłodne zimowe słońce wstaje nad ponurymi bagnami otaczającymi Tamizę i nad długimi posępnymi odcinkami rzeki, które już zawsze kojarzyć mi się będą z pościgiem za wyspiarzem z Andamanów na początku naszej kariery. Po długiej i nużącej podróży wysiedliśmy na małej stacyjce odległej o kilka mil od Chatham. Kiedy zaprzęgano konie do dwukółki, którą najęliśmy w miejscowej oberży, zjedliśmy pośpieszne śniadanie i do Yoxley Old Place przybyliśmy gotowi do działania. Przy głównej bramie czekał na nas posterunkowy.

- I jak, Wilson, coś nowego?

- Nie, proszę pana, nic.

- Nikt nie zgłosił, że widział obcych?

- Nie, proszę pana. Na stacji byli pewni, że wczoraj nie przyjechał ani nie wyjechał nikt nieznajomy.

- Czy wypytaliście w gospodach i pokojach do wynajęcia?

- Tak, proszę pana. Nie było tam nikogo, o kim byśmy nie wiedzieli.

- Cóż, do Chatham można dojść spacerem. Każdy może się tam zatrzymać lub wsiąść do pociągu, pozostając niezauważonym. Panie Holmes, to ścieżka, o której wczoraj panu mówiłem. Daję słowo honoru, że wczoraj nie było na niej żadnych śladów.

- Po której stronie znajdowały się odciski na trawie?

- Tutaj, na tym wąskim pasie pomiędzy ścieżką a rabatką kwiatową. Nie widzę ich teraz, ale wczoraj były wyraźne.

- Tak, tak, ktoś tędy przechodził - stwierdził Holmes, pochylając się nad pasem trawy. -Nasza dama musiała bardzo uważnie stawiać kroki, z jednej strony mogła zostawić ślad na ścieżce, z drugiej, jeszcze wyraźniejszy, na miękkiej ziemi w rabatce.

- Tak, musiała być bardzo opanowana.

Zobaczyłem, że na twarzy Holmesa na chwilę pojawiło się zaniepokojenie.

- Twierdzi pan, że wracała tą samą drogą?

- Tak. Nie ma innej możliwości.

- Po tym pasie trawy?

- Owszem, panie Holmes.

- Hmm! Był to doprawdy niezwykły wyczyn, doprawdy niezwykły! Zdaje mi się, że z tej ścieżki niczego więcej się nie dowiemy. Chodźmy dalej. Rozumiem, że drzwi do ogrodu zwykle są otwarte? Skoro tak, nieznajoma mogła niepostrzeżenie wejść do środka. Nie zamierzała popełniać morderstwa; gdyby było inaczej, przybyłaby uzbrojona i nie musiałaby się posłużyć nożykiem z biurka. Szła tym korytarzem, nie zostawiając śladów na kokosowych matach. Ile czasu spędziła w gabinecie? Nie sposób tego ocenić.

- Nie więcej niż kilka minut. Zapomniałem panu powiedzieć, że gospodyni, pani Marker, sprzątała tu niedługo przedtem, twierdzi, że mógł minąć najwyżej kwadrans.