Выбрать главу

- To cudowne - zawołałem. - Twoje zasługi powinny znaleźć powszechne uznanie. Musisz opublikować relację z tej sprawy. Jeśli ty tego nie uczynisz, sam zrobię to dla ciebie.

- Możesz zrobić, co zechcesz, doktorze - odparł. - Spójrz - ciągnął dalej, podając mi gazetę. - Przyjrzyj się tylko temu.

Było to dzisiejsze wydanie „Echa”, a akapit, który mi wskazał, poświęcony był sprawie Jeffersona Hope’a. „Opinii publicznej - pisano tam - umknął sensacyjny kąsek za sprawą nieoczekiwanej śmierci niejakiego Hope’a, którego podejrzewano o zamordowanie panów Enocha Drebbera i Josepha Stangersona. Prawdopodobnie nigdy już nie poznamy szczegółów tej sprawy, chociaż posiadamy informacje z dobrych źródeł, że zbrodnia, w której miały udział uczucia i przekonania religijne, była efektem dawnego zatargu i osobistej zemsty. Wygląda na to, że obie ofiary należały w młodości do sekty Świętych Dni Ostatnich, zaś Hope, ów zmarły więzień, również pochodził z Salt Lake City. Jeśli ta sprawa nie będzie miała żadnych innych konsekwencji, może przynajmniej być przekonującym dowodem skuteczności naszych policyjnych detektywów i posłuży za nauczkę wszystkim cudzoziemcom, którzy postąpią najmądrzej, załatwiając swoje zatargi u siebie w domu, a nie na brytyjskiej ziemi. Pozostaje tajemnicą poliszynela, że za wyjątkowo sprawne ujęcie przestępcy zasługi należy przypisać wyłącznie słynnym funkcjonariuszom ze Scotland Yardu panom Lestrade’owi i Gregsonowi. Do aresztowania doszło podobno w mieszkaniu niejakiego pana Sherlocka Holmesa, który, choć jest amatorem, wykazał pewien talent detektywistyczny, a mając tak wspaniałych nauczycieli, może mieć nadzieję, że z czasem dorówna im w jakimś stopniu. Można się spodziewać, że za swe zasługi obaj detektywi zostaną nagrodzeni”.

- Czy nie mówiłem ci na samym początku, że tak będzie?! - zawołał ze śmiechem Sherlock Holmes. - Taki jest właśnie efekt naszego studium w szkarłacie: policja uzyska dowody najwyższego uznania!

- Nieważne - odparłem. - Zanotowałem wszystkie te fakty w moim dzienniku, i opinia publiczna o nich usłyszy. A tymczasem musisz się zadowolić samą świadomością swojego sukcesu, tak jak ten rzymski skąpiec:

Populus me sibilat, at mihi plaudo

Ipse domi simul ac nummos contemplar in arca.

ZNAK CZTERECH

Rozdział pierwszy

Sztuka dedukcji

Sherlock Holmes sięgnął po buteleczkę stojącą na gzymsie kominka, a następnie wyjął z ładnego futerału wykonanego z marokańskiej skóry strzykawkę. Długimi bladymi nerwowymi palcami osadził na nią delikatną igłę i podwinął mankiet lewego rękawa. Przez krótką chwilę wpatrywał się w zadumie w swoje żylaste przedramię i nadgarstek, poznaczone bliznami po niezliczonych nakłuciach. Wreszcie wbił sobie igłę w rękę, nacisnął tłoczek strzykawki i z przeciągłym westchnieniem zadowolenia zagłębił się w obitym aksamitem fotelu.

Choć byłem świadkiem tej sceny trzy razy dziennie już od wielu miesięcy, to ani się do tego nie przyzwyczaiłem, ani nie potrafiłem się też z tym pogodzić. Wręcz przeciwnie, z dnia na dzień widok ten coraz bardziej mnie drażnił, a wieczorami dręczyły wyrzuty sumienia na myśl o tym, że brak mi odwagi, aby się temu przeciwstawić. Wciąż na nowo przyrzekałem sobie, że wygarnę mu szczerze, co o tym sądzę, jednak w chłodnym nonszalanckim sposobie bycia mojego towarzysza istniało coś, co sprawiało, że był chyba ostatnim człowiekiem, wobec którego miałoby się ochotę pozwolić sobie na takie uwagi. Jego niesamowite zdolności, mistrzowskie dokonania, wiele niezwykłych cech, o których istnieniu przekonałem się na własne oczy -wszystko to sprawiło, że nie czułem się przy nim zbyt pewny siebie i jakoś nie kwapiłem się do tej rozmowy.

Tego popołudnia jednak, czy to za sprawą beaune, którego napiłem się do lunchu, czy też dodatkowego poirytowania na widok tego, jak świadomie sobie szkodzi, poczułem nagle, że dłużej już tego nie zniosę.

- A co dzisiaj? - spytałem. - Morfina czy kokaina?

Podniósł leniwie wzrok znad starej drukowanej gotykiem księgi, którą przeglądał.

- Kokaina - odparł. - Siedmioprocentowy roztwór. Masz ochotę spróbować?

- Nie, bynajmniej - odrzekłem zaczepnym tonem. - Nie doszedłem jeszcze do siebie po kampanii afgańskiej. Nie mogę sobie pozwolić na to, by tak niszczyć swoje zdrowie.

Uśmiechnął się, słysząc mój wybuch.

- Może i masz rację, Watsonie - powiedział. - Przypuszczam, że rzeczywiście ma to negatywny wpływ na zdrowie fizyczne, jednak przy okazji tak cudownie pobudza i rozjaśnia mój umysł, że skutki uboczne doprawdy są dla mnie drugorzędną sprawą.

- Ale zastanów się nad tym! - odparłem z powagą. - Pomyśl, jaką cenę płacisz! Może twój umysł i jest teraz pobudzony i podekscytowany, tak jak mówisz, ale to patologiczny, chorobliwy proces związany ze zmianami w tkankach, który w przyszłości może pozostawić trwały ślad. Poza tym wiesz doskonale, jak reagujesz, kiedy kończy się działanie narkotyku. Jestem pewien, że to gra niewarta świeczki. Dlaczego miałbyś dla chwilowej przyjemności ryzykować utratę tych niezwykłych zdolności, jakimi obdarzyła cię natura? Pamiętaj, że nie mówię ci tego tylko jako przyjaciel, lecz również jako lekarz. W pewnym stopniu jestem przecież odpowiedzialny za twoje zdrowie!

Nie wydawał się urażony. Wręcz przeciwnie, splótł palce i położył łokcie na oparciu fotela, przybierając taką pozę, jakby miał ogromną ochotę na rozmowę.

- Mój umysł - rzekł - buntuje się przeciwko stagnacji. Daj mi jakieś sprawy do rozwiązania, daj mi coś do roboty, jakiś najbardziej zawiły szyfr albo skomplikowany problem, a w jednej chwili będę w swoim żywiole. W takich sytuacjach mogę się obyć bez sztucznych środków stymulujących. Ale nienawidzę tej monotonii, tej nudnej rutynowej egzystencji. Jestem złakniony intelektualnych wyzwań. To dlatego wybrałem taki, a nie inny zawód. A raczej go stworzyłem, bo jestem jedynym jego przedstawicielem na świecie.

- Jesteś jedynym prywatnym detektywem? - spytałem, unosząc brwi.

- Jedynym prywatnym detektywem-konsultantem - odparł. - Jestem ostatnią i najwyższą instancją w wykrywaniu przestępstw. Gdy Gregson, Lestrade lub Athelney Jones zupełnie nie wiedzą, co począć - a jest to u nich stan normalny - przychodzą ze sprawą do mnie. Jako specjalista analizuję dane i przedstawiam im swą ekspercką opinię. Nie domagam się w takich sprawach uznania moich zasług. Moje nazwisko nie trafia też do gazet. Największą nagrodą jest dla mnie praca sama w sobie, przyjemność, jaką daje mi praktyczne wykorzystanie moich niezwykłych umiejętności. Miałeś już przecież okazję poznać trochę moje metody podczas sprawy Jeffersona Hope’a.

- Tak, istotnie - potwierdziłem. - I jeszcze nigdy w życiu nic nie wprawiło mnie w takie zdumienie. Opisałem to nawet w niewielkiej publikacji pod dość niecodziennym tytułem Studium w szkarłacie.

Smutno potrząsnął głową.

- Przeglądałem ją - odparł. - Szczerze mówiąc, nie mam zamiaru gratulować ci tego dzieła. Wykrywanie przestępstw jest, czy raczej powinno być, nauką ścisłą, i jako takie należy je traktować w chłodny, pozbawiony emocji sposób. Ty zaś spróbowałeś całą tę historię ubarwić, co dało mniej więcej ten sam efekt, jakbyś wplótł jakiś romans czy historię ucieczki kochanków w piąty aksjomat Euklidesa.