Выбрать главу

- A przy okazji ma pan dowód, który oczyszcza mnie z zarzutów - zauważył Greever z lekko drwiącym uśmiechem na twarzy. - Nie mam panu za złe, panie inspektorze, ani panu, panie Holmes, gdyż wasze podejrzenia były całkowicie usprawiedliwione. Wygląda na to, że na chwilę przed moim aresztowaniem udowodniłem, że jestem niewinny, jako że prawie podzieliłem los z moim biednym przyjacielem.

- Nie, panie Greever. Już wcześniej podejrzewałem, jaka była prawdziwa przyczyna śmierci McPhersona, i gdybym wcześniej wyszedł z domu, kto wie, może udało by się uchronić pana przed tym strasznym doświadczeniem.

- Ale jak pan na to wpadł, panie Holmes?

- Mam wszechstronne zainteresowania, dużo czytam, a oprócz tego mam świetną pamięć do szczegółów. Określenie „lwia grzywa” nie dawało mi spokoju. Pamiętam, że już wcześniej w jakichś okolicznościach się z nim spotkałem. Widzieliście, panowie, to wyrażenie idealnie opisuje tę istotę. Nie mam wątpliwości, że to właśnie ją widział McPherson w dniu swojej śmierci. Porównując ją do lwiej grzywy, próbował ostrzec nas przed niebezpieczeństwem.

- Przynajmniej wina nie spadła na mnie - rzekł Greever, wstając powoli z kanapy. -Myślę jednak, że należą się panom pewne wyjaśnienia, ponieważ wiem, czego panowie próbowali się dowiedzieć. Prawdą jest, że kochałem pannę Maud, ale gdy tylko dowiedziałem się, że wybrała mojego przyjaciela, pragnąłem już tylko jej szczęścia. Cieszyłem się, że jestem przy niej i mogę być ich pośrednikiem. Często bywałem listonoszem, i właśnie dlatego, że byłem ich powiernikiem i darzę tę pannę uczuciem, natychmiast pośpieszyłem, by osobiście poinformować ją o śmierci mojego przyjaciela. Nie chciałem, by dowiedziała się tego w bardziej przykrych okolicznościach. Nie powiedziała panu o naszych stosunkach, bo bała się, że pan by tego nie pochwalił, a ja miałbym problemy. Teraz, drodzy panowie, jeśli pozwolicie, udam się już do mego pokoju w „Gables”; we własnym łóżku będzie mi znacznie wygodniej.

Stackhurst wyciągnął do niego dłoń.

- Wszyscy byliśmy bardzo zdenerwowani tą sytuacją - rzekł. - Zapomnijmy o urazach, panie Greever. Myślę, że w przyszłości będziemy potrafili się lepiej porozumieć.

Po tych słowach wyszli razem, objęci w przyjacielskim uścisku. Inspektor cielęcym wzrokiem patrzył na mnie w milczeniu.

- Udało się panu! - rzekł w końcu. - Czytałem o pana zdolnościach, ale szczerze mówiąc, nie zawsze w nie wierzyłem. Wspaniale!

Nie mogłem się z nim zgodzić. Gdy człowiek bezkrytycznie przyjmuje takie komplementy, obniża wymagania w stosunku do siebie.

- Byłem zbyt wolny już na starcie, wstyd mi za to. Gdyby ciało zostało znalezione w wodzie, nie przeoczyłbym tego na pewno. Zmylił mnie ten ręcznik. Biedak nawet nie pomyślał, by się wytrzeć, dlatego sądziłem, że po prostu w ogóle nie wszedł do wody.

Skąd więc mogłem przypuszczać, że zaatakowało go jakieś wodne stworzenie? Wtedy się pogubiłem. Tak, inspektorze, często żartowałem sobie z dżentelmenów z policji, a tu, proszę, Cyanea capillata prawie pomściła Scotland Yard.

Rozdział dziesiąty

Lokatorka w woalce

Jeśli wziąć pod uwagę fakt, że Sherlock Holmes aktywnie pracował przez dwadzieścia trzy lata, z czego przez siedemnaście lat razem z nim prowadziłem śledztwa i zapisywałem wszystkie jego przygody, okaże się, że w ciągu tego czasu uzbierała się ogromna ilość notatek. Nigdy nie miałem problemu ze znalezieniem tematu do opisania, miałem kłopoty jedynie z tym, by wybrać go spośród zgromadzonych materiałów. Zastawiłem całą półkę kronikami oraz teczkami pełnymi dokumentów. Była to niezwykła kopalnia wiedzy dla badacza kryminalnych spraw, a także cenne źródło informacji o skandalach zarówno towarzyskich, jak i tych na wyższym szczeblu, o których było głośno w epoce wiktoriańskiej. Jeśli chodzi o tę drugą grupę, to zaniepokojeni nadawcy listów, w których błagają mnie, by nie ucierpiały honor ich rodzin oraz nieskalana do tej pory reputacja ich znanych przodków, nie muszą się niczego obawiać. Dyskrecja i niezwykły profesjonalizm zawodowy, które stały się wizytówką mojego przyjaciela, są także teraz kryterium, według którego spisuję te wspomnienia, i mogę zapewnić, że niczyje zaufanie nie zostanie zawiedzione. Jednak stanowczo potępiam ostatnie próby wykradnięcia i zniszczenia tych notatek. Wiem, kto się dopuścił tak skandalicznego czynu, i jeśli sytuacja się powtórzy, mam całkowite pozwolenie od pana Holmesa, by opublikować pełną wersję wydarzeń dotyczących jednego z polityków, latarni morskiej i wyszkolonego kormorana. Przynajmniej jeden z czytelników powinien wiedzieć, co mam na myśli.

Nierozsądnym byłoby podejrzewać, że każda ze spraw, jakie prowadził mój przyjaciel, pozwoliła mu wykazać się jego niezwykłą intuicją i umiejętnością obserwacji, które starałem się opisać w niniejszych pamiętnikach. Czasami musiał włożyć duży wysiłek, żeby podnieść owoc z ziemi, a w innych przypadkach owoc sam spadał mu na kolana. Ale te sprawy, w których nie miał możliwości wykazać się swymi umiejętnościami, zwykle wiązały się z potwornymi tragediami ludzkimi, i właśnie jedną z takich historii pragnę teraz opisać. Nazwisko bohaterki i miejsce zdarzenia są tu inne niż w rzeczywistości, ale wszystko inne pozostało niezmienione.

Rzecz się działa w 1896 roku. Pewnego przedpołudnia otrzymałem liścik od Holmesa, w którym prosił mnie, bym natychmiast pojawił się na Baker Street. Gdy przyjechałem, siedział w gęstej chmurze dymu, a na krześle naprzeciwko niego spoczywała starsza kobieta przypominająca nasze matki. Był to typ gospodyni domowej o obfitych kształtach.

- Przedstawiam ci panią Merrilow z South Brixton - powiedział mój przyjaciel, wskazując ręką na damę. - Nasz gość nie ma nic przeciwko paleniu tytoniu, Watsonie, więc jeśli tylko masz ochotę dać upust swojemu okropnemu nałogowi, to się nie krępuj. Pani Merrilow chciałaby opowiedzieć nam niezwykle interesującą historię. Nie jest wykluczone, że pociągnie to za sobą pewne działania, w których twój udział będzie bardzo przydatny.

- Jeśli tylko będę mógł pomóc.

- Pani Merrilow, rozumie pani, że wizytę u pani Ronder wolałbym złożyć w towarzystwie świadka. Proszę wytłumaczyć to jej przed naszym przyjazdem.

- Niech pana Bóg błogosławi, panie Holmes - rzekł nasz gość - biedaczka nie może się już doczekać spotkania z panem, może pan przyprowadzić ze sobą nawet całą parafię.

- Przyjedziemy zatem wczesnym popołudniem. Ale najpierw uporządkujmy fakty. Przy okazji, gdy ponownie je prześledzimy, doktor Watson dowie się, o co chodzi. Pani Ronder jest lokatorką w pani domu od siedmiu lat i tylko raz widziała pani jej twarz, czy nie tak?

- I z całego serca żałuję, że tak się stało! - wykrzyknęła pani Merrilow.

- Twarz tej pani jest strasznie okaleczona.

- Panie Holmes, trudno nazwać to twarzą. Wyglądała potwornie. Gdy nasz mleczarz zauważył ją, kiedy wyglądała przez okno, upuścił bańkę i mleko rozlało się po całym ogrodzie. To właśnie z powodu tej okaleczonej twarzy! Gdy ją zobaczyłam, zresztą zupełnie przypadkowo, pani Ronder szybko zakryła oblicze, mówiąc: „Teraz już pani wie, dlaczego nigdy nie odsłaniam woalki”.

- Czy zna pani jej historię?

- Niestety, nie.

- Gdy starała się o pokój w pani domu, przedstawiła jakiś list polecający?

- Nie, za to dała mi sporo gotówki. Z góry zapłaciła za trzy miesiące bez negocjowania stawki. W dzisiejszych czasach taka biedna kobieta jak ja nie może sobie pozwolić na odrzucenie korzystnej oferty.

- Czy podała powód, dla którego wybrała akurat pani dom?

- Chyba tylko taki, że stoi nieco dalej od drogi w porównaniu z innymi, jest więc na uboczu. Oprócz tego jest ona moją jedyną lokatorką, nie mam własnej rodziny. Sądzę, że oglądała inne posiadłości, ale moja najbardziej przypadła jej do gustu. Najbardziej zależy jej na prywatności i jest gotowa wiele za nią zapłacić.