Выбрать главу

Inspektor z zainteresowaniem zbadał rurę.

- Jeden z moich podwładnych wspomniał coś o zapachu gazu - rzekł - ale wtedy drzwi i okna były już otwarte i w pomieszczeniu dało się wyczuć głównie zapach farby. Jeśli wierzyć słowom Amberleya, zaczął on malowanie dzień przed tym strasznym wydarzeniem. Ale co było dalej, panie Holmes?

- Potem miało miejsce pewne zdarzenie, którego się nie spodziewałem. O świcie próbowałem wymknąć się przez okno, gdy nagle poczułem, jak ktoś chwyta mnie za kołnierz. Następnie usłyszałem głos: „Ty, łobuzie, co tu robisz?”. Udało mi się odwrócić głowę, wtedy spojrzałem prosto w przyciemnione okulary mojego znajomego i rywala zarazem, pana Barkera. Trzeba przyznać, że było to niezwykłe spotkanie, więc obaj zaczęliśmy się śmiać. Okazało się, że rodzina doktora Raya Ernesta wynajęła go, żeby przeprowadził śledztwo. Po kilku zdaniach ustaliliśmy, że obaj mamy te same podejrzenia. Barker od kilku dni obserwował dom i pewnego dnia był świadkiem wizyty Watsona, który wydał mu się podejrzany. Nie mógł kazać aresztować mego przyjaciela, ale gdy zobaczył człowieka wymykającego się przez okno, jego cierpliwość się skończyła. Opowiedziałem mu, jak sprawy wyglądają, i postanowiliśmy poprowadzić tę sprawę wspólnie do końca.

- Dlaczego akurat z nim? Czemu nie z nami?

- Zależało mi na tym małym eksperymencie, który tak fantastycznie się powiódł. Obawiam się, że policja nie zgodziłaby się na podjęcie takich kroków.

Inspektor uśmiechnął się.

- Pewnie nie. Mam nadzieję, że teraz pan zniknie, i pańskie nazwisko nie będzie łączone z tą sprawą. Czy przedstawi pan wszystkie szczegóły na komisariacie?

- Oczywiście, zawsze działam w ten sposób.

- Cóż, dziękuje panu w imieniu władz policyjnych. Wydaje się, że zakończymy tę sprawę szybko i łatwo odnajdziemy ciała.

- Pokażę panom ponury dowód - rzekł Holmes - i jestem pewien, że sam Amberley nie zwrócił na niego uwagi. Dobre rezultaty osiąga się, myśląc, co ty sam zrobiłbyś na miejscu zbrodniarza czy ofiary. To wymaga bujnej wyobraźni, ale się opłaci. Wyobraźmy sobie, że jest pan zamknięty w malutkim pokoju, pozostały mu dwie minuty życia, ale mimo to chce pan wyrównać rachunki ze swym oprawcą, który w tej chwili prawdopodobnie drwi sobie z pana za zamkniętymi drzwiami. Co by pan zrobił?

- Napisałbym coś.

- Doskonale. Chciałby pan poinformować ludzi o tym, jak zginął. Nie ma sensu pisać na kartce, bo oprawca od razu ją znajdzie. Ale jeśli napisze pan na ścianie, być może ktoś to kiedyś zauważy. Proszę popatrzeć! Tuż nad listwą widnieje informacja napisana fioletowym niezmywalnym atramentem: „Zamor...”. I to wszystko.

- Jak pan to zinterpretuje?

- Napis znajduje się na wysokości jednej stopy nad podłogą. Ten biedny człowiek leżał na ziemi, konając; zanim skończył pisać, stracił przytomność. Chciał napisać: „Zamordowano nas”. Tak to odczytałem. Jeśli znajdzie pan pióro z niezmywalnym atramentem przy zwłokach.

- Może pan być pewien, że będziemy go szukali. Ale co z tymi papierami wartościowymi? Oczywistym jest, że nie było włamania, a oskarżony naprawdę je posiadał. Potwierdziliśmy to.

- Na pewno ukrył wszystkie w bezpiecznym miejscu. Gdy cały szum związany z rzekomą ucieczką tych dwojga ucichłby w końcu, Amberley z pewnością stwierdziłby, że para wiedziona poczuciem winy odesłała łup lub porzuciła go gdzieś podczas ucieczki.

- Widzę, że ma pan gotowe wyjaśnienia na wszystko - rzekł inspektor. - Złoczyńca musiał zgłosić zaginięcie na policji, ale dlaczego przyszedł prosić pana o pomoc?

- Bezczelna przechwałka! - odparł Holmes. - Był tak przekonany o genialności swego sprytnego planu, iż nie wierzył, że ktokolwiek odgadnie jego tajemnicę. Każdemu podejrzliwemu sąsiadowi mógł przecież powiedzieć: „Zrobiłem wszystko, co w mojej mocy, żeby ich odnaleźć. Zgłosiłem sprawę na policję, nawet poprosiłem o pomoc Sherlocka Holmesa”.

Inspektor zaśmiał się.

- Musimy wybaczyć panu to „nawet”, panie Holmes - rzekł - już dawno nie widziałem, żeby ktoś tak fachowo wykonał swą pracę.

Kilka dni później mój przyjaciel podał mi ostatni numer dwutygodnika „North Surrey Observer”. Zwróciłem uwagę na szereg krzykliwych nagłówków, poczynając od „Horror w Przystani”, a kończąc na „Policja przeprowadza genialne śledztwo”. W kolumnie poniżej opisano drobnym drukiem poszczególne kroki, podjęte w toku dochodzenia. Wystarczy, że przytoczę akapit, w którym podsumowano te wydarzenia, gdyż cały artykuł utrzymany był

w podobnym tonie:

Dzięki swemu niezwykle przenikliwemu umysłowi inspektor MacKinnon zwrócił uwagę na zapach farby i wydedukował, że ma on na celu ukrycie innej woni. Jego śmiałe przypuszczenie, iż skarbiec w domu w Lewisham mógł służyć jako komnata śmierci, doprowadziło do przerażającego odkrycia. Policjanci znaleźli dwa ciała na dnie nieużywanej studni, sprytnie ukrytej pod budą dla psa. Dochodzenie prowadzone przez inspektora przejdzie do historii kryminologii jako znakomity przykład niezwykłej inteligencji naszych służb policyjnych.

- Cóż, MacKinnon to porządny człowiek - rzekł Holmes, uśmiechając się pobłażliwie. -Watsonie, możesz dołączyć tę sprawę do swych archiwów. Być może pewnego dnia opiszesz prawdziwą historię.

OSTATNI UKŁON

Wstęp

Przyjaciele Sherlocka Holmesa ucieszą się na wieść, że on wciąż żyje i ma się dobrze, choć od czasu do czasu doskwiera mu reumatyzm. Od wielu lat mieszka na niewielkiej farmie na wzgórzach, pięć mil od Eastbourne, gdzie spędza czas, zajmując się filozofią i rolnictwem.

W tym okresie, ciesząc się wypoczynkiem, odrzucał najlepsze oferty, zachęcające go do wyjaśniania rozmaitych spraw, ponieważ umyślił przejść na emeryturę. Jednak gdy zbliżała się wojna z Niemcami, postanowił oddać to swoje niezwykłe połączenie intelektualnych i praktycznych zdolności do dyspozycji rządu. Historyczne rezultaty tej decyzji opisane zostały w książce Ostatni ukłon. Pragnąc uzupełnić i wzbogacić ten tom, zamieściłem w nim również kilka innych historii z przeszłości, które przez długi czas spoczywały w mojej szufladzie.

Dr John H. Watson

Rozdział pierwszy

Przygoda w willi Wisteria Część pierwsza: Przedziwne doświadczenia pana Johna Scott Ecclesa

Był to ponury wietrzny dzień pod koniec marca 1892 roku. Tak zapisałem w swym notesie. Właśnie jedliśmy lunch, gdy Holmes dostał jakiś telegram i szybko na niego odpisał. Nic nie powiedział, jednak sprawa ta najwyraźniej wciąż zajmowała jego myśli, bo później stał przez jakiś czas przed kominkiem, w zamyśleniu paląc fajkę i od czasu do czasu zerkając na tekst otrzymanej depeszy. Nagle odwrócił się do mnie z psotnym błyskiem w oku.

- Zakładam, Watsonie, że można cię uznać za człowieka pióra - rzekł. - Jak byś zdefiniował słowo „groteskowy”?

- Dziwny, niezwykły - podsunąłem.

Słysząc moją definicję, potrząsnął głową.

- W tym słowie z całą pewnością kryje się coś więcej - powiedział. - Sugestia czegoś tragicznego i strasznego. Jeśli przypomnisz sobie opowieści, którymi obdarzałeś swych cierpliwych czytelników, na pewno zauważysz, jak często to, co wydawało się groteskowe, przeradzało się w zbrodnię. Przypomnij sobie na przykład tę błahą sprawę Rudowłosych. Na początku wydawała się groteskowa, a jednak zakończyła się desperacką próbą rabunku. No i ta nadzwyczaj dziwaczna sprawa pięciu pestek pomarańczy, prowadząca prosto do spisku, którego celem było popełnienie morderstwa. To słowo sprawia, że budzi się we mnie czujność.