Выбрать главу

- Niczego tu nie ma - rzekł Baynes, przechodząc ze świecą w ręce z pokoju do pokoju. -Ale teraz, panie Holmes, proszę zwrócić uwagę na kuchnię.

Było to ponure pomieszczenie z wysokim stropem, położone na tyłach domu. W jednym z kątów leżało posłanie ze słomy, na którym najwyraźniej sypiał kucharz. Na stole piętrzyły się talerze z resztkami jedzenia i brudne naczynia z pozostałościami po obiedzie z ubiegłego wieczoru.

- Proszę na to spojrzeć - rzekł Baynes. - Co pan o tym sądzi?

Zbliżył świecę do niezwykłego przedmiotu w głębi kredensu; ten przedmiot był tak pomarszczony i skurczony, że trudno było powiedzieć, co to jest. Można było jedynie stwierdzić, że to czarne i skórzaste przypominało trochę skarlałą ludzką postać. Gdy zacząłem go badać, pomyślałem najpierw, że jest to zmumifikowane murzyńskie dziecko, potem wydało mi się, że to bardzo poskręcana stara małpa. Na koniec miałem wątpliwości, czy było to jakieś zwierzę, czy może człowiek. Pośrodku tego czegoś przywiązany był podwójny sznur białych muszelek.

- Bardzo ciekawe. Doprawdy, bardzo ciekawe - rzekł Holmes, przyglądając się tym mrocznym szczątkom. - Coś jeszcze?

Baynes w milczeniu poprowadził nas do zlewu i oświetlił go świecą. Ujrzeliśmy kończyny i korpus jakiegoś wielkiego białego ptaka, który został bestialsko porozrywany na kawałki, choć nadal pokrywały go pióra. Holmes wskazał na korale na odciętej głowie zwierzęcia.

- To biały kogut - powiedział. - Wyjątkowo interesujące! To naprawdę bardzo ciekawa

sprawa.

Najstraszniejszy eksponat pan Baynes zachował na sam koniec. Spod zlewu wyciągnął blaszane wiadro zawierające sporą ilość krwi. Potem wziął ze stołu półmisek, na którym piętrzyła się sterta zwęglonych kawałków kości.

- Jakieś żywe stworzenie zostało tu zabite i spalone. Wygrzebaliśmy wszystkie te kości z pieca. Rano sprowadziliśmy tutaj lekarza. Stwierdził, że nie były to ludzkie szczątki.

Holmes uśmiechnął się i zatarł ręce.

- Muszę panu pogratulować, inspektorze. Doskonale pan prowadzi tę jakże wyjątkową i pouczającą sprawę. Nie chciałbym pana urazić, ale odnoszę wrażenie, że pańskie stanowisko

nie pozwala panu w pełni wykazać swoich możliwości.

Małe oczka inspektora Baynesa błysnęły z zadowoleniem.

- Ma pan rację, panie Holmes. Na prowincji popadamy w stagnację. Tego rodzaju sprawa daje człowiekowi szansę, i mam nadzieję, że uda mi się z niej skorzystać. Co pan sądzi o tych kościach?

- Powiedziałbym, że to jagnię albo koźlę.

- A ten biały kogut?

- Ciekawe, panie Baynes. Bardzo ciekawe, niemal niespotykane.

- Tak, sir. W tym domu musieli mieszkać jacyś bardzo dziwni ludzie o niecodziennych upodobaniach. Jeden z nich nie żyje. Czy jego towarzysze poszli za nim i go zabili? Gdyby tak było, powinniśmy ich złapać, każdy port jest obserwowany. Mam jednak inne zdanie na ten temat. Tak, sir, zupełnie inne.

- A więc ma pan jakąś teorię?

- Tak. I sam ją dopracuję, panie Holmes. Tylko w ten sposób mogę zdobyć uznanie. Pańskie imię jest już sławne, ale na to, aby moje stało się także znane, muszę zapracować. Będę się cieszyć później, mogąc powiedzieć, że rozwiązałem tę sprawę bez pańskiej pomocy.

Holmes zaśmiał się wesoło.

- No cóż, inspektorze - powiedział - proszę w takim razie podążać własną ścieżką, a ja pójdę swoją. Wyniki, jakie uzyskam, będą zawsze do pańskiej dyspozycji, o ile tylko pan mnie o to poprosi. Myślę, że zobaczyłem już w tym domu wszystko, co chciałem zobaczyć, i teraz lepiej wykorzystam mój czas gdzie indziej. Au revoir i powodzenia!

Odczytywałem z wielu subtelnych znaków, które były niedostrzegalne dla kogokolwiek innego, że Holmes znalazł jakiś gorący trop. Choć przygodnemu obserwatorowi mógł wydawać się beznamiętny jak zwykle, w błyszczących oczach przyjaciela dostrzegłem zapał i tłumione napięcie, a jego ożywienie upewniło mnie w przekonaniu, że coś się szykuje. Zgodnie ze swoim zwyczajem nic nie powiedział, ja natomiast jak zwykle nie zadawałem żadnych pytań. Wystarczała mi świadomość, że biorę udział w tej sprawie oraz że mogę udzielić skromnej pomocy Sherlockowi przy ujęciu przestępcy, nie angażując bez potrzeby niezwykłych umiejętności jego umysłu. Dowiem się wszystkiego we właściwym czasie.

Tak więc czekałem. Jednakże ku mojemu coraz większemu rozczarowaniu czekałem na próżno. Mijały dni, a mój przyjaciel nie zrobił nawet jednego kroku naprzód. Jeden poranek spędził w mieście: jak się dowiedziałem z rzuconej od niechcenia uwagi, był w British Museum. Poza tym całymi dniami długo i często samotnie spacerował lub rozmawiał z wioskowymi plotkarzami, na znajomości z którymi bardzo mu zależało.

- Jestem pewien, Watsonie, że tydzień na wsi świetnie ci zrobi - zauważył. - Jak przyjemnie znów widzieć pierwsze zielone pąki na żywopłocie i kotki na leszczynie. Mając łopatkę, blaszane pudełko i podstawy wiedzy z botaniki, można tu spędzić parę pouczających dni.

Krążył więc sam po okolicy, wyposażony we wspomniany sprzęt, jednak kolekcja roślin, którą przynosił wieczorami, była niezbyt imponująca.

Podczas naszych wędrówek natykaliśmy się czasami na inspektora Baynesa. Gdy witał się z moim towarzyszem, jego otyła czerwona twarz marszczyła się w uśmiechu, a małe oczka błyszczały. Mówił niewiele na temat sprawy, jednak z tego, co powiedział, wywnioskowaliśmy, że on również był zadowolony z rozwoju wydarzeń. Muszę jednak przyznać, że byłem nieco zaskoczony, gdy pięć dni po popełnieniu zbrodni zajrzałem do porannej gazety i znalazłem ten oto nagłówek, wydrukowany wielkimi literami:

TAJEMNICA Z OXSHOTT ROZWIĄZANIE ARESZTOWANIE DOMNIEMANEGO MORDERCY

Gdy odczytałem go na głos, Holmes podskoczył na swoim krześle, jakby coś go ukłuło.

- Na Jowisza! - zawołał. - Nie chcesz chyba powiedzieć, że Baynes go złapał?

- Najwyraźniej - odparłem i przeczytałem co następuje:

W Esher i jego okolicach zapanowało wielkie poruszenie, gdy ubiegłej nocy stało się wiadomym, że dokonano aresztowania w związku z morderstwem w Oxshott. Przypominamy, że pan Garcia z willi Wisteria został znaleziony martwy na błoniach Oxshott, a ślady na jego ciele wykazywały brutalną przemoc. Tego samego wieczoru zbiegli jego służący i kucharz, co wydawało się wskazywać na ich udział w tej zbrodni. Sugerowano, lecz nigdy nie udowodniono tego, że zmarły dżentelmen mógł posiadać w domu kosztowności i że motywem tej zbrodni był rabunek. Prowadzący sprawę inspektor Baynes poczynił wszelkie możliwe wysiłki, aby odnaleźć kryjówkę zbiegów. Miał uzasadnione powody, by uważać, iż nie odeszli zbyt daleko, lecz zaczaili się w jakimś wcześniej przygotowanym ukryciu. Od samego początku było wiadomo, że ich ujęcie jest tylko kwestią czasu, ponieważ na podstawie zeznań kilku handlarzy, którzy widzieli kucharza przez okno, ustalono, iż ten człowiek miał bardzo niezwykły wygląd. Był to olbrzymi wstrętny mulat o żółtawej skórze wyraźnie negroidalnego typu. Widziano go po popełnieniu zbrodni. Jeszcze tego samego wieczoru zauważył go i ścigał konstabl Walters, gdy ten miał czelność zjawić się ponownie w willi Wisteria. Inspektor Baynes doszedł do wniosku, że taka wizyta musiała mieć jakiś cel i kucharz prawdopodobnie zjawi się tam ponownie. Dom stał więc opuszczony, w pobliskich krzakach zastawiono jednak pułapkę. Ubiegłej nocy człowiek ten wpadł w zasadzkę i został pojmany po krótkiej walce, podczas której konstabl Downing został poważnie pogryziony przez dzikusa. Zakładamy, że kiedy więzień stanie przed sądem, policja złoży wniosek o zatrzymanie go w areszcie śledczym, i że z jego pojmaniem wiązać można wielkie nadzieje na rozwiązanie sprawy.