Выбрать главу

Mieszkańcami są przedziwni ludzie, Watsonie. Nie próbuję udawać, że już to wszystko rozumiem, ale tak czy inaczej, są naprawdę dziwaczni. Dom ma dwa skrzydła. W jednym z nich mieszkają służący, a w drugim rodzina. Nikomu nie wolno przechodzić z jednego skrzydła do drugiego z wyjątkiem osobistego służącego Hendersona, który serwuje posiłki dla rodziny. Są one przenoszone przez drzwi, które stanowią jedyne przejście pomiędzy dwoma skrzydłami budynku. Guwernantka i dzieci wychodzą rzadko, i tylko do ogrodu. Hendersonowi nigdy nie zdarza się wyjść gdzieś samemu. Ciemnoskóry sekretarz jest niczym jego cień. Służący plotkują, że ich pan czegoś się bardzo obawia. „Sprzedał duszę diabłu za pieniądze - mówi Warner -a teraz boi się, że wierzyciel przyjdzie upomnieć się o swoje”. Nikt ze służących nie ma pojęcia, skąd przyjechali ani kim są. To bardzo gwałtowni i brutalni ludzie. Henderson dwa razy rzucił się na kogoś z batem i tylko dzięki głębokiej kieszeni i niebotycznym odszkodowaniom nie musiał stawić się w sądzie.

Cóż, Watsonie, oceńmy teraz sytuację w świetle naszych nowych informacji. Możemy założyć, że wiadomość wysłano z tej przedziwnej rezydencji. Miała ona zachęcić Garcię, by przeprowadził jakiś zamach, który zaplanowano już wcześniej. Kto mógł napisać ten list? Na pewno ktoś spośród mieszkańców tej cytadeli, i jestem pewien, że była to kobieta. A więc któż inny, jak nie panna Burnet, guwernantka? Wygląda na to, że nasze rozumowanie jednoznacznie do tego prowadzi. W każdym razie możemy przyjąć je jako hipotezę i przekonać się, co z tego wyniknie. Dodam jeszcze, że wiek i charakter panny Burnet całkowicie wykluczają moje pierwsze podejrzenia, że w tej historii chodzi o jakieś sprawy miłosne.

Skoro napisała ten liścik, była prawdopodobnie przyjaciółką i sojuszniczką Garcii. A więc jak zareagowałaby na wieść o jego śmierci? Gdyby został zabity, wykonując jakieś nikczemne przedsięwzięcie, mogłaby milczeć jak grób. Jednak w głębi serca powinna być rozgoryczona i nienawidzić jego morderców. Prawdopodobnie byłaby gotowa pomóc ludziom, którzy umożliwiliby jej zemstę. Czy moglibyśmy się z nią spotkać i spróbować nakłonić do współpracy? Taka była moja pierwsza myśl. Teraz jednak dochodzimy do pewnego ponurego faktu. Panny Burnet nikt nie widział od owej nocy, gdy popełniono morderstwo. Od tego wieczora wszelki ślad po niej zaginął. Czy wciąż żyje? Może spotkała ją śmierć tej samej nocy, gdy zginął przyjaciel, którego wzywała? A może jest tylko więziona? To pytania, na które wciąż nie mamy odpowiedzi.

Na pewno dostrzegasz, Watsonie, jaka to trudna sytuacja. Nie mamy żadnych podstaw, by ubiegać się o nakaz przeszukania. Gdybyśmy przedłożyli cały nasz plan sędziemu, mogłoby mu się to wydać wytworem naszej wyobraźni. Fakt zniknięcia tej kobiety nic nam nie pomoże, ponieważ każdy z mieszkańców tej niezwykłej rezydencji może nie pokazywać się nawet przez tydzień. A jednak w chwili obecnej jej życie może być w niebezpieczeństwie. Wszystko, co mogę zrobić, to postawić przy bramie mojego wartownika Warnera i obserwować ten dom. Nie możemy pozwolić, by taka sytuacja trwała nadal. Skoro prawo na nic się tu nie zda, sami musimy podjąć ryzyko.

- Co proponujesz?

- Wiem, gdzie jest jej pokój. Można się do niego dostać z dachu przybudówki. Sugeruję, żebyśmy udali się tam we dwóch dziś w nocy i przekonali się, czy zdołamy rozwikłać tę tajemnicę.

Muszę przyznać, że nie była to zbyt kusząca perspektywa. Stary dom owiany atmosferą morderstwa, jego osobliwi i nieprzewidywalni mieszkańcy, nieznane niebezpieczeństwa związane z łamaniem zasady nietykalności prywatnego terenu oraz fakt, że mieliśmy naruszyć prawo - wszystko to sprawiło, że mój zapał raptownie przygasł. Jednak w chłodnym metodycznym rozumowaniu Holmesa było coś, co nie pozwalało mi uchylić się przed proponowaną przez niego wyprawą. Czułem, że tylko w ten sposób możemy znaleźć rozwiązanie. W milczeniu uścisnąłem mu dłoń. Kości zostały rzucone.

Nie dane nam było jednak doczekać takiego finału naszego śledztwa. Było około piątej, i właśnie zaczęło zmierzchać, gdy do naszego pokoju wbiegł podekscytowany wieśniak.

- Wyjechali, panie Holmes! Wyjechali ostatnim pociągiem. Ta kobieta się im wyrwała! Mam ją na dole w dorożce.

- Doskonale, Warner! - zawołał Holmes, zrywając się na nogi. - Watsonie, elementy naszej układanki wreszcie błyskawicznie wskakują na swoje miejsca!

W dorożce siedziała kobieta, ledwie żywa ze zdenerwowania i wyczerpania. Jej wymizerowana twarz o ostrych rysach nosiła ślady świeżo przeżytej tragedii. Głowa bezwładnie zwisała na piersi. Gdy skierowała na nas swe otępiałe spojrzenie, ujrzałem, że jej źrenice były niczym czarne punkciki pośrodku szerokiej szarej tęczówki. Znajdowała się pod działaniem opium.

- Stałem i obserwowałem bramę, tak jak pan mi polecił, sir - rzekł nasz pomocnik, ów zwolniony ogrodnik. - Kiedy powóz wyjechał, śledziłem go do stacji. Pasażerka wyglądała tak, jakby chodziła we śnie, ale kiedy spróbowali usadowić ją w pociągu, nagle wróciły jej siły, i zaczęła walczyć. Wepchnęli ją do wagonu, ale udało jej się wyrwać i wydostać z pociągu. Postanowiłem pomóc, umieściłem ją w dorożce, i oto jesteśmy. Nigdy nie zapomnę twarzy w oknie wagonu, kiedy odjeżdżaliśmy. Ten czarnooki wściekły żółty diabeł! Gdyby mu się poszczęściło, długo bym nie pożył.

Zanieśliśmy pannę Burnet na górę i położyliśmy na sofie. Po paru filiżankach bardzo mocnej kawy jej umysł wreszcie się otrząsnął z oparów narkotyku. Holmes wysłał wiadomość do Baynesa, któremu błyskawicznie wyjaśniliśmy całą sytuację.

- No cóż, sir. Zdobył pan dla mnie wszystkie dowody, jakich potrzebowałem - rzekł ciepło inspektor, ściskając dłoń mojego przyjaciela. - Od początku podążałem tym samym tropem co pan.

- Co takiego?! Podejrzewał pan Hendersona?

- Panie Holmes, kiedy pan czołgał się w krzakach przy High Gable, ja siedziałem na jednym z drzew w sadzie i obserwowałem pana z góry. Chodziło jedynie o to, kto pierwszy zdobędzie dowody.

- W takim razie dlaczego aresztował pan tego mulata?

Baynes zachichotał.

- Byłem pewien, że Henderson, bo takim nazwiskiem się posługuje, czuł, iż jest podejrzewany w tej sprawie. Przypuszczałem, że będzie miał się na baczności i nie wykona żadnego ruchu, dopóki będzie uważał, że grozi mu jakieś niebezpieczeństwo. Aresztowałem niewłaściwego człowieka, aby uwierzył, że to nie on jest podejrzanym. Wiedziałem, że wtedy najprawdopodobniej czmychnie, a to da nam szansę dotarcia do panny Burnet.

Holmes położył dłoń na ramieniu inspektora.

- Wysoko pan zajdzie w swojej profesji. Posiada pan instynkt i intuicję - powiedział.

Baynes zarumienił się z zadowolenia.

- Przez cały tydzień ubrany po cywilnemu funkcjonariusz czekał na stacji. Gdziekolwiek pojadą mieszkańcy High Gable, nie straci ich z oczu. Musiał mieć poważny dylemat, kiedy zobaczył, że panna Burnet próbuje się uwolnić. Zabrał ją jednak pański człowiek, i wszystko dobrze się skończyło. Nie możemy nikogo aresztować bez jej zeznań, więc im szybciej je od niej uzyskamy, tym lepiej.

- Z każdą chwilą dochodzi do siebie - rzekł Holmes, spoglądając na guwernantkę. - Ale proszę mi powiedzieć, panie Baynes, kim jest ten cały Henderson?