Выбрать главу

- Niewątpliwie potrzebuje kąpieli - przyznał Holmes. - Spodziewałem się tego i pozwoliłem sobie przynieść odpowiednie utensylia. - Mówiąc to, otworzył torbę, i ku memu zaskoczeniu, wyjął z niej ogromną gąbkę.

- Cha, cha! Zabawny z pana człowiek! - zaśmiał się inspektor.

- A teraz, gdyby był pan tak dobry i cicho otworzył drzwi, w mgnieniu oka przemienię go w bardziej szacowną osobę.

- Cóż, nie widzę przeciwwskazań. Jego wygląd nie przynosi chluby aresztowi przy Bow Street. - Uznał policjant i przekręcił klucz w zamku.

Wszyscy trzej weszliśmy do celi. Śpiący nieznacznie się poruszył, a później ponownie zapadł w głęboką drzemkę. Holmes szybko podszedł do dzbanka z wodą, zwilżył gąbkę i dwa razy energicznie przetarł nią twarz więźnia, po czym wykrzyknął:

- Przedstawiam panom Neville’a St. Clair z Lee w hrabstwie Kent!

Nigdy w życiu nie widziałem niczego podobnego. Pod naciskiem gąbki skóra mężczyzny zaczęła się łuszczyć jak kora z drzewa. Zniknęły jej brudnobrązowy odcień i przecinająca twarz szrama, która nadawała obliczu odpychający wyraz. Jeden ruch wystarczył także, by zniknęła ruda grzywa - i oto przed nami siedział na pryczy blady smutny mężczyzna o eleganckiej powierzchowności, czarnych włosach i gładkiej skórze. Przetarł oczy i sennie rozejrzał się wokół, a kiedy uświadomił sobie, że został zdemaskowany, z krzykiem rzucił się na łóżko i ukrył twarz w poduszce.

- Wielkie nieba! - wykrzyknął inspektor. - To naprawdę ten zaginiony mężczyzna! Widziałem go na zdjęciu!

Więzień odwrócił się do nas i z niedbałością człowieka, który postanowił poddać się losowi, spytał:

- Niech będzie. A o co się mnie oskarża?

- O zabójstwo Neville’a St. Rety, nie można przecież oskarżyć pana o to, chyba żeby uznać pana działanie za próbę samobójczą! - stwierdził inspektor z szerokim uśmiechem. -Do licha, służę w policji od dwudziestu siedmiu lat, ale ta sprawa bije na głowę wszystkie, jakie dotąd prowadziłem.

- Skoro to ja jestem Neville St. Clair, oczywiste jest, że nie zostało popełnione żadne przestępstwo, a co za tym idzie, jestem tu przetrzymywany bezprawnie.

- Nie popełnił pan przestępstwa, ale wielki błąd - stwierdził Holmes. - Powinien był pan zaufać żonie.

- Nie chodziło o żonę, lecz o dzieci! - jęknął więzień. - Bóg mi świadkiem, nie chciałem, by wstydziły się ojca! Boże drogi! Cóż za kompromitacja! Co mogę zrobić?

Holmes usiadł na pryczy obok mężczyzny i pokrzepiająco poklepał go po ramieniu.

- Jeśli sprawa trafi do sądu, nie uniknie pan rozgłosu. Jeśli jednak przekona pan policję, że nie może postawić panu żadnych zarzutów, nie widzę powodu, by szczegóły trafiły do akt. Jestem pewien, że inspektor Bradstreet z chęcią spisze pańskie zeznania i przekaże je odpowiednim władzom. W takim wypadku uda się uniknąć rozprawy.

- Niech Bóg pana błogosławi! - wykrzyknął wzruszony więzień. - Zniósłbym więzienie, ba, nawet egzekucję, byle nie zostawiać dzieciom w spadku mego wstydliwego sekretu.

Panom pierwszym opowiem swoją historię. Mój ojciec był dyrektorem szkoły w Chesterfield, gdzie odebrałem staranne wykształcenie. W młodości podróżowałem, próbowałem swych sił jako aktor, a w końcu zostałem reporterem wieczornej gazety w Londynie. Pewnego dnia redaktor poprosił o serię artykułów o żebractwie w mieście, i ja zgłosiłem się na ochotnika, by je napisać. Tak się zaczęła moja przygoda. Jedynie próbując swoich sił jako żebrak, mogłem zebrać materiał do artykułów. Podczas występów w teatrze poznałem tajniki charakteryzacji i zasłynąłem z biegłości w tej dziedzinie. Teraz mogłem wykorzystać to, czego się wówczas nauczyłem. Pomalowałem twarz, a żeby nadać sobie jak najżałośniejszy wygląd, spreparowałem ogromną szramę i wykrzywiłem wargę za pomocą małego paska cielistego plastra. W rudej peruce i odpowiednio nędznych ubraniach stanąłem w dzielnicy biznesowej, udając, że sprzedaję zapałki, a w gruncie rzeczy żebrząc. Prosiłem o jałmużnę przez siedem godzin, a po powrocie do domu ze zdumieniem zauważyłem, że zebrałem dwadzieścia sześć szylingów i cztery pensy.

Napisałem artykuły i zapomniałem o całej sprawie aż do chwili, kiedy po złożeniu poręczenia za przyjaciela zostałem zmuszony do spłaty dwudziestu pięciu funtów. Nie miałem pojęcia, skąd wziąć pieniądze, póki nie wpadłem na pewien pomysł. Ubłagałem wierzyciela, by przedłużył o dwa tygodnie termin spłaty, wziąłem urlop i znów zacząłem żebrać w City w przebraniu. W ciągu dziesięciu dni zebrałem sumę wystarczającą, by uregulować należność.

Mogą sobie panowie wyobrazić, jak trudno było mi zabrać się ponownie do ciężkiej pracy za dwa funty tygodniowo, kiedy przekonałem się, że mogę tyle samo zarobić w ciągu jednego dnia, rozmazując na twarzy farbę, kładąc przed sobą czapkę i siedząc bez ruchu. Moja duma długo walczyła o lepsze z żądzą zysku, ale w końcu pieniądze wygrały, porzuciłem pracę w gazecie i codziennie siadałem w miejscu, które wybrałem za pierwszym razem, budząc litość swoją ohydną twarzą i napełniając kieszenie drobniakami. Mój sekret znał tylko jeden człowiek, Hindus prowadzący palarnię przy Swandam Lane, gdzie nocowałem i każdego ranka przemieniałem się w nędznego żebraka, a każdego wieczora znów stawałem się elegancko ubranym mieszczaninem. Wiedziałem jednak, że ten człowiek nie zdradzi mej tajemnicy, gdyż dobrze płaciłem mu za wynajmowany pokój.

Bardzo szybko zauważyłem, że udaje mi się odłożyć spore sumy pieniędzy. Nie twierdzę, że każdy żebrak w Londynie jest w stanie zarobić siedemset funtów rocznie, ja jednak zwykle zbierałem więcej nie tylko dzięki umiejętnościom charakteryzatorskim, ale także celnym ripostom, które zwiększały moje zyski i sprawiły, że stałem się rozpoznawalny w City. Codziennie płynął do mnie strumień drobnych, a niekiedy także i srebrnych monet; mogłem mówić o kiepskim dniu, jeśli nie udało mi się zebrać dwóch funtów.

Stawałem się coraz bardziej zamożny i ambitny, wynająłem dom na wsi i ożeniłem się. Nikt nie zdołał odkryć mojej tajemnicy. Moja ukochana żona wiedziała, że zajmuję się czymś w City, nie miała jednak pojęcia, czym konkretnie.

W ostatni poniedziałek, kiedy skończyłem pracę i przebierałem się w swoim pokoju nad palarnią, wyglądając przez okno, zobaczyłem ku swemu zdumieniu i przerażeniu moją żonę, która stała na ulicy, wlepiając we mnie wzrok. Krzyknąłem ze zdziwienia, podniosłem ręce, by zakryć twarz, i pobiegłem do Hindusa, który znał moją tajemnicę, błagając go, by nie pozwolił nikomu wejść na górę. Usłyszałem na dole głos żony, wiedziałem jednak, że nie uda jej się wejść. Szybko zrzuciłem swoje ubrania, wdziałem żebracze łachmany, pomalowałem twarz i włożyłem perukę. W takim przebraniu nie zdołałaby mnie rozpoznać nawet żona. Później jednak przyszło mi na myśl, że może dojść do przeszukania pokoju i ubrania mogą mnie zdradzić. Otworzyłem okno, a w wyniku gwałtownego szarpnięcia otworzyła mi się ranka na ręce, którą skaleczyłem w sypialni tego dnia rano. Potem chwyciłem płaszcz, obciążając go miedziakami wyjętymi z torby, w której zwykle noszę wyżebrane pieniądze, wyrzuciłem go za okno i zatopiłem w Tamizie. Inne ubrania miały iść w jego ślady, ale po schodach wbiegli policjanci, i kilka minut później, zamiast zostać zidentyfikowany jako Neville St. Clair, zostałem uwięziony jako jego zabójca. Poczułem ulgę.

Nie mam nic do dodania. Chciałem, by moja żebracza tożsamość zachowała się jak najdłużej, stąd moja niechęć do kąpieli. Wiedziałem, że żona będzie się o mnie bardzo martwić, więc kiedy policjanci przez chwilę nie zwracali na mnie uwagi, zdjąłem sygnet i dałem go Hindusowi razem z pośpiesznie nabazgranym liścikiem z prośbą, żeby się o mnie nie martwiła.