Выбрать главу

– A usiłowałaś popełnić samobójstwo? – spytał zdruzgotany Charlie.

– Nie, skąd. Boże broń. To była tylko zabawa, kto skoczy z wyższej skały i takie tam. Nic takiego. Dzieciaki z La Push w kółko to robią i nic nikomu nigdy się nie stało.

Otrząsnąwszy się z szoku, Charlie dla odmiany się rozzłościł.

– Co cię w ogóle obchodziło, w jakim stanie był ten cały Cullen?! – warknął. – Łajdak potraktował cię jak psa, a ty…

– To było kolejne nieporozumienie. Ojciec znowu dostał niezdrowych wypieków.

– Czy on wrócił na stałe?

– Nie mam sprawdzonych informacji, ale z tego, co wiem, wszyscy wrócili.

Żyła na czole Charliego groźnie zapulsowała. – Chcę, żebyś trzymała się od niego z daleka, Bello. Nie ufam mu. To kawał drania. Nie pozwolę, żeby znowu cię skrzywdził.

– Okej – odparłam, wzruszając ramionami.

– Och. – Ojciec zaniemówił na chwilę. Podrapał się po głowie.

Sądziłem, że będziesz się stawiać.

– Ależ będę – oznajmiłam, patrząc mu prosto w oczy. – Okej, żyli „Okej, to się wyprowadzę”.

Oczy wyszły mu z orbit, a skóra twarzy przybrała purpurowy odcień. Zamierzałam być twarda, ale tego nie przewidziałam, co, jeśli miał dostać przeze mnie zawału? W końcu nie był dużo młodszy od Harry'ego…

– Tato, ja wcale nie chcę się wyprowadzać – dodałam szybko łagodniejszym tonem. – Kocham cię. Wiem, że się o mnie martwisz, ale w tym przypadku musisz mi zaufać. I zmienić trochę swój stosunek do Edwarda, jeśli chcesz, żebym dalej mieszkała tobą pod jednym dachem. Bo chcesz tego, prawda?

– To nie fair, Bello. Dobrze wiesz, że tego chcę.

– Więc odnoś się do Edwarda uprzejmie, ponieważ będzie mi bezustannie towarzyszył.

To nowo odkryta wiara, że Edward mnie kocha, pomagała mi być nieugiętym negocjatorem.

– Nie przepuszczę tego osobnika przez próg naszego domu! – zagrzmiał Charlie.

– Obawiam się, że to moje ostatnie słowo. Przemyśl to sobie, dobrze? Tylko nie zapominaj o jednym – albo będziesz miał mnie i Edwarda, albo nikogo.

– Bello…

– Przemyśl to sobie – powtórzyłam. – A teraz, czy mógłbyś, proszę, zostawić mnie samą? Chcę zacząć poranną toaletę.

Charlie nadal sprawiał wrażenie kogoś, kto lada moment dostanie apopleksji. Wyszedł, zatrzaskując drzwi, i zszedł po schodach, donośnie tupiąc.

Odrzuciłam kołdrę na bok. Na sekundę przesłoniła mi widok, a kiedy opadła na łóżko, Edward siedział już w fotelu, jak gdyby to stamtąd, a nie z szafy, przysłuchiwał się całej rozmowie.

– Przepraszam cię za Charliego – wyszeptałam.

– Zasłużyłem sobie na dużo więcej – skonstatował. – Tylko, błagam, nie odwracaj się od niego z mojego powodu.

– O nic się nie martw – pocieszyłam go, kompletując strój na nadchodzący dzień i przybory toaletowe. – Postaram się nie nadwerężać jego wytrzymałości psychicznej. A może chcesz mi powiedzieć, że nie miałabym dokąd się wyprowadzić? – przestraszyłam się.

– Wprowadziłabyś się do domu pełnego wampirów?

– To chyba najbezpieczniejsze miejsce dla kogoś takiego jak ja. A poza tym – uśmiechnęłam się – jeśli Charlie naprawdę mnie wyrzuci, czekanie aż do wakacji straci sens, prawda?

Edward zacisnął zęby.

– Że też tak ci spieszno stracić duszę – mruknął.

– Nie przesadzaj. Tak naprawdę wcale nie wierzysz w tę gadkę o potępieniu.

– Co takiego?! – oburzył się.

Tylko tak sobie wmawiasz.

Zdenerwowany, chciał mi coś wyłożyć, ale go uprzedziłam.

– Gdybyś naprawdę wierzył w to, że nie masz duszy, to, kiedy znalazłam cię w zaułku w Volterze, natychmiast zorientowałbyś się, co jest grane, a ty tymczasem sądziłeś, że oboje nie żyjemy.

Powiedziałeś: „Niesamowite. Carlisle miał rację” – wypomniałam mu triumfalnie. – Ciągle tli się w tobie nadzieja.

Nareszcie udało mi się zapędzić go w kozi róg. Nie wiedział, jak się bronić.

– I niech się w nas tli dalej – zasugerowałam. – Zresztą to nie ma znaczenia. Jeśli mamy być razem, niebo mi niepotrzebne.

Edward wstał powoli, podszedł do mnie i ujął moją twarz obiema dłońmi. Wciąż był nieco oszołomiony moim wywodem.

– Na zawsze razem – przyrzekł uroczyście.

– O nic więcej nie proszę.

To powiedziawszy, wspięłam się na palce, by złożyć na jego ustach gorący pocałunek.

Epilog: Pakt

Niemal wszystko wróciło do normy (tej sprzed okresu mojego stępienia) znacznie szybciej, niż się tego spodziewałam. Nasz miejscowy szpital przyjął Carlisle'a z otwartymi ramionami – ordynator nawet nie starał się ukryć, jak bardzo się cieszy, że życie w Los Angeles nie przypadło Esme do gustu. Ponieważ z powodu wyjazdu minął mnie ważny test z matematyki, Alice i Edward bardziej kwalifikowali się do ukończenia szkoły niż ja *. Nagle najważniejszym moim problemem stało się to, gdzie dostanę się na studia.

Tak, plan B nadal obejmował college, w razie gdybym podziękowała Carlisle'owi skuszona ofertą Edwarda). Przegapiłam wprawdzie wiele ostatecznych terminów składania dokumentów, jednak mojego ukochanego to nie zniechęcało i każdego dnia przynosił mi do wypełnienia nowe formularze. Oboje mieliśmy duże szanse wylądować w nieobecnym w rankingach Peninsula Community College **. Na szczęście, Edward nie przejmował się tym tak bardzo, bo kilkadziesiąt lat wcześniej ukończył już Harvard.

Charlie nie pogodził się ani z faktem, że Edward wrócił, ani z samym Edwardem, ale przynajmniej wyznaczył mu wspaniałomyślnie godziny odwiedzin. Mnie dał szlaban i nie mogłam odwiedzać nikogo.

Wychodziłam tylko do szkoły i pracy, ale nie narzekałam. Brudnożółte ściany klas zaczęły mi się nawet dobrze kojarzyć. Jakim cudem? Cóż, brało się to w dużej mierze stąd, że nie siedziałam już w szkolnych ławkach sama.

Po tym, jak Cullenowie się wyprowadzili, zachowywałam się tak dziwnie, że nawet Mike, zawsze taki chętny do zalotów, nie zdecydował się na zajęcie pustego krzesła przy moim boku. Teraz Edward miał taki sam plan lekcji, co we wrześniu, więc znowu towarzyszył mi na większości lekcji. Zdawać by się mogło, że wydarzenia ostatnich ośmiu miesięcy nigdy nie miały miejsca – że obudziłam się wreszcie, zostawiając koszmary za sobą.

No, może nie do końca. Zmieniły się dwie rzeczy. Po pierwsze, nie mogłam ruszać się z domu. Po drugie, zeszłej jesieni nie znałam jeszcze dobrze Jacoba Blacka, więc gdyby nie pomysł z motorami, nie miałabym, za kim tęsknić.

Nie widzieliśmy się już od kilku tygodni. Mnie nie było wolno pojechać do La Push, a Jake uparcie nie zjawiał się w Forks. Co gorsza, kiedy dzwoniłam, nigdy nie podchodził do telefonu.

Pocieszałam się, że to może, dlatego, że telefonuję do niego zawsze o tej samej porze – pomiędzy godziną dziewiątą, z której wybiciem Charlie wyganiał demonstracyjnie Edwarda, a jedenastą czy dwunastą, kiedy to ojciec zasypiał, a Edward zakradał się do mojej sypialni przez okno. Dzwoniłam właśnie wtedy, ponieważ zauważyłam, że na moje wzmianki o Jacobie Edward reaguje alergicznie – dezaprobatą, nieufnością, a może i nawet tłumionym gniewem. Zapewne był równie uprzedzony do wilkołaków, co one do wampirów. Dobrze, że chociaż nie używał wobec nich tak obraźliwych określeń, co Jake'owe „krwiopijcy” „pijawki”.

Tak czy owak, na wszelki wypadek unikałam tematu sfory. Byłam zresztą taka zajęta i taka radosna, że nieczęsto myślałam o rzeczach nieprzyjemnych, a mój były najlepszy przyjaciel, paradoksalnie, do takich rzeczy się właśnie zaliczał. Dlaczego? Bo gdy o nim myślałam, dręczyły mnie wyrzuty sumienia – nie dość, że go zapewne unieszczęśliwiłam, to jeszcze wspominałam go, swoim zdaniem, stanowczo za rzadko.

вернуться

* W większości szkól średnich w Stanach Zjednoczonych nie ma czegoś takiego jak matura, należy jedynie zaliczyć przedmioty obowiązkowe – przyp. tłum.

вернуться

** College finansowany przez władze lokalne z regionu Półwyspu Olympic (Olympic Peninsula) z siedzibą w Port Angeles i filią w Forks – przyp. tłum.