Выбрать главу

— A rynek? Czy jest zainteresowanie tego rodzaju literaturą?

Oczy Patrika błyszczały. Erika cieszyła się, że z takim entuzjazmem podchodzi do jej pracy. Rozumiał, ile ta książka dla niej znaczy.

— Jeśli o to chodzi, też się zgodziliśmy. W Stanach Zjednoczonych jest ogromne zapotrzebowanie na true crime. Najpopularniejsza autorka takich książek, Ann Rule, sprzedaje w milionowych nakładach. U nas to dosyć nowe zjawisko. Jest kilka pozycji tego typu, na przykład sprzed kilku lat, o dwóch lekarzach oskarżonych o morderstwo i zbezczeszczenie zwłok, ale dotychczas żadna nie spełniła wszystkich kryteriów gatunku. Podobnie jak Ann Rule chciałabym skupić się na zbadaniu okoliczności sprawy. Ustalić fakty, porozmawiać ze wszystkimi zamieszanymi osobami i na koniec napisać książkę, która w sposób prawdziwy przedstawi przebieg wydarzeń.

— Myślisz, że krewni Alex zgodzą się odpowiedzieć na twoje pytania?

— Nie wiem. — Erika kręciła na palcu kosmyk włosów. — Naprawdę nie wiem. Na pewno ich poproszę, a jeśli odmówią, spróbuję to obejść. Na moją korzyść przemawia to, że i tak dużo wiem. Prawdę mówiąc, trochę się boję pytać, ale jakoś to przeżyję. Gdyby książka się dobrze sprzedała, nie miałabym nic przeciwko temu, żeby nadal pisać o ciekawych przypadkach kryminalnych, a w takim razie musiałabym się przyzwyczaić do naprzykrzania się krewnym. Jedno łączy się z drugim. Poza tym uważam, że ludzie odczuwają potrzebę wypowiedzenia się, opowiedzenia swojej wersji — zarówno ofiary, jak i sprawcy.

— Innymi słowy będziesz chciała rozmawiać również z Verą.

— Oczywiście. Nie wiem, czy się zgodzi, ale spróbuję. Może będzie chciała rozmawiać, a może nie. Do niczego nie mogę jej zmusić.

Wzruszyła ramionami, ale było oczywiste, że jeśli Vera się na rozmowę nie zgodzi, książka na tym straci. Erika miała gotowe coś, co było zaledwie szkicem książki. Teraz trzeba to rozbudować.

— A ty? — Erika przekręciła się na kanapie i położyła nogi na kolanach Patrika. Domyślił się i zaczął jej masować stopy. — Jak ci minął dzień? Zostałeś bohaterem komisariatu?

Ciężkie westchnienie Patrika świadczyło o tym, że było wprost przeciwnie.

— Chyba nie wierzysz, żeby Mellberg był w stanie docenić zasługi kogokolwiek. Cały dzień latał jak kot z pęcherzem między pokojem przesłuchań a salką konferencyjną, gdzie spotykał się z dziennikarzami. Najczęściej używanym słowem było „ja”. Zdziwiłbym się, gdyby w ogóle wymienił moje nazwisko. Ale o co chodzi? Kto chciałby widzieć swoje nazwisko w gazecie? Wczoraj aresztowałem morderczynię — jak dla mnie to dosyć.

— Proszę, jaki skromny się znalazł!

Erika żartobliwie puknęła go pięścią w ramię.

— Przyznaj się, chciałbyś na konferencji prasowej stanąć z mikrofonem na środku sali, wypiąć pierś i opowiedzieć, jak genialnie wykalkulowałeś, kto jest mordercą.

— Szczerze mówiąc, miło by było, gdyby chociaż lokalne gazety o mnie wspomniały. Ale jest, jak jest. Mellberg przypisze sobie wszystkie zasługi, nic na to nie poradzę.

— Wierzysz w to jego wymarzone przeniesienie?

— Chciałbym. Niestety podejrzewam, że szefostwo w Göteborgu jest bardzo zadowolone, że Mellberga tam nie ma. Boję się, że będziemy się z nim męczyć aż do jego emerytury. A ona wydaje mi się bardzo odległa.

— Biedaku.

Pogłaskała go po głowie. Patrik odebrał to jako sygnał, że powinien ją przycisnąć do kanapy. Erika czuła ciepło jego ciała. Wino spowolniło ruchy, oddech Patrika stawał się coraz cięższy. Ale Erika chciała jeszcze o coś spytać. Uwolniła się z jego uścisku, usiadła i odepchnęła go w róg kanapy.

— Zadowolony jesteś z takiego finału? A zaginięcie Nilsa? Niczego więcej się od Very nie dowiedziałeś?

— Nie. Ona twierdzi, że nic o tym nie wie. Nie wierzę jej. Myślę, że ma znacznie poważniejszy powód, żeby chronić Andersa, niż ukrycie, że Nils go zgwałcił. Myślę, że ona doskonale wie, co się stało z Nilsem, i za wszelką cenę chce to ukryć. To tylko domysły, i przyznaję, że to denerwujące. Ludzie nie znikają tak po prostu. On musi gdzieś być i na pewno jest ktoś, kto wie gdzie. Może nawet więcej niż jedna osoba. Mam teorię na ten temat.

Krok po kroku przedstawił jej swoją rekonstrukcję wydarzeń, podpierając się faktami. Choć w pokoju było ciepło, Erikę przeszedł dreszcz. Nieprawdopodobna historia, a przecież możliwa. Rozumiała też, że Patrik nigdy nie będzie mógł dowieść tego, o czym mówi. Zresztą po co. Tyle lat minęło, tylu ludziom ta historia zrujnowała życie. Jaka byłaby korzyść z tego, że zrujnuje jeszcze jedno?

— Wiem, że do niczego to nie doprowadzi. Ale chcę wiedzieć, dla siebie. Żyję tą sprawą od tylu tygodni i muszę znać zakończenie.

— Co zrobisz? A przede wszystkim co możesz zrobić?

Patrik westchnął.

— Po prostu będę prosił o odpowiedzi na kilka pytań. Jeśli nie zapytam, to się nie dowiem, prawda?

Erika spojrzała na niego badawczo.

— Nie wiem, czy to dobry pomysł, ale sam wiesz najlepiej.

— Mam nadzieję. Czy moglibyśmy wreszcie zostawić śmierć i zmartwienia i zająć się sobą?

— A wiesz, to bardzo dobry pomysł.

Położył się na niej całym ciałem i tym razem nie został odepchnięty.

Rano, gdy wyjeżdżał, Erika jeszcze spała. Nie miał serca jej budzić. Wstał cichutko, ubrał się i wyjechał.

Kiedy umawiał się na spotkanie, wyczuł pewne zdziwienie, połączone z oczekiwaniem. Był tylko jeden warunek — że zachowa dyskrecję. Nie widział problemu. Dlatego w poniedziałkowy poranek, o siódmej, jechał do Fjällbacki. W zimowych jeszcze ciemnościach mijał pojedyncze samochody. Koło tablicy z napisem Väddö, kawałek od skrzyżowania, zjechał na pusty parking. Czekał. Po dziesięciu minutach na parking wjechał drugi samochód. Kierowca wysiadł, otworzył drzwi auta Patrika i usiadł po stronie pasażera. Patrik nie gasił silnika, bo wkrótce przemarzliby do szpiku kości.

— Co za emocjonujące spotkanie, w ukryciu, pod osłoną ciemności. Tylko po co?

Jan zachowywał się swobodnie, nie ukrywał zaciekawienia.

— Myślałem, że sprawa została zamknięta. Zatrzymaliście sprawcę, prawda?

— Zgadza się, ale złości mnie, że zostało kilka kawałków, które nie pasują do reszty układanki.

— Czyżby? A co takiego?

Twarz Jana nie zdradzała żadnych uczuć. Przez chwilę Patrik pomyślał, że zaraz się okaże, że niepotrzebnie zrywał się o tak nieludzkiej porze. Skoro jednak przyjechał, dokończy, co zaczął.

— Jak pan może słyszał, Alexandra i Anders zostali wykorzystani przez Nilsa, pańskiego przybranego brata.

— Tak, słyszałem. Straszne. Zwłaszcza dla mamy.

— Ale to dla niej nic nowego. Wiedziała o tym.

— Oczywiście. Poradziła sobie z tym po swojemu, najdyskretniej, jak się dało, bo przede wszystkim należy chronić reputację rodziny. Nic innego się nie liczy.

— A co pan o tym myśli? O tym, że brat był pedofilem, a matka o tym wiedziała i osłaniała go?

Jan nie dał się wytrącić z równowagi. Strzepnął z palta jakieś niewidzialne pyłki i unosząc brew, przez chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią.

— Oczywiście rozumiem matkę. W tej sytuacji zachowała się, jak umiała, a nieszczęście i tak się stało, prawda?

— Można, rzecz jasna, spojrzeć na to w ten sposób. Pozostaje pytanie, co się stało z Nilsem. Nie odezwał się do nikogo z rodziny?

— Gdyby to zrobił, jako porządni obywatele dalibyśmy, rzecz jasna, znać policji. — Ironia była tak subtelna, że niemal nie do wychwycenia. — Domyślam się, że wolał zniknąć. Co mu pozostało? Mama dowiedziała się o nim wszystkiego, w szkole nie mógł już pracować, mama już by się o to postarała. No to wyjechał. Pewnie mieszka w jakimś ciepłym kraju, gdzie ma łatwy dostęp do dziewczynek i chłopczyków.