Выбрать главу

Usłyszał hałas, ale starał się go zignorować. Dobry łucznik nie pozwala sobie nawet na chwilę dekoncentracji. Strzela skupiony. Hałas narastał. Nie podobało mu się to. Chciał dokończyć serię trzech strzałów. Zbliżał się samochód. Strzała numer dwa wyleciała z cięciwy. Ósemka. Stęknął z irytacją i odwrócił głowę. Na podwórzu pojawił się samochód policyjny.

Kannick opuścił łuk i stanął w bezruchu. To był Sejer. Pewnie przyjechał tylko po to, żeby powiedzieć mu cześć, zapytać, co słychać i czy dobrze spał. Był sympatyczny. Nie ma się czego bać.

Chłopiec uśmiechnął się.

– Dzień dobry, Kannick.

Sejer nie uśmiechał się. Wyglądał bardzo poważnie. Nie tak przyjaźnie, jak ostatnio, ale jakby go coś martwiło. Odwrócił się, żeby spojrzeć na tarczę.

– Trafiłeś w dziesiątkę – powiedział.

– Tak – potwierdził Kannick z dumą.

– Czy to trudne? – obrzucił błyszczący luk ciekawym spojrzeniem, nie zmieniając wyrazu twarzy.

– Tak, dość trudne. Ćwiczę to od ponad roku. Trafiłbym w drugą, ale pana przyjazd mnie zdekoncentrował.

– Przepraszam. – Sejer spojrzał w oczy chłopca z poważnym wyrazem twarzy. – Zabraliśmy ci łuk. A ty sobie tutaj ćwiczysz w najlepsze. Jak to wyjaśnisz?

Kannick wbił wzrok w ziemię.

– To łuk Christiana. Pożyczył mi go.

– Myślałem, że nie wolno ci trenować bez nadzoru osoby dorosłej.

– Margunn jest w łazience, a ja muszę ćwiczyć na mistrzostwa kraju – wyjaśnił ponuro.

– Wiem o tym, ale i tak muszę z nią porozmawiać. – Sejer skinął głową, najpierw ku budynkowi, a potem ku tarczy, której środek zrobiono z grubej tektury. Miał właśnie odebrać chłopcu jego jedyną pasję. Nie znosił takich chwil. Jednocześnie coś tykało w jego wnętrzu, jak bomba zegarowa tuż przed eksplozją. Czuł, że serce bije mu szybciej. Ten drobny szczegół, który właśnie zobaczył, mógł nic nie znaczyć, lecz równie dobrze mógł znaczyć wszystko. Starał się zapanować nad sobą.

– Ale mogę strzelać tutaj na wolnym powietrzu? – spytał Kannick jednocześnie błagalnym i obrażonym tonem. – Byle nie w lasach, prawda? Jeżeli mam mieć jakiekolwiek szanse na zawodach, muszę trenować codziennie aż do ostatniej chwili.

– Kiedy są zawody?

Sejer nie poznał własnego głosu. Brzmiał ochryple i surowo.

– Za cztery tygodnie.

Kannick nadal stał gotowy do strzału. Nosił czarne mokasyny, rozmiar 9. Na skórzanych podeszwach nie było zygzakowatego wzoru typowego dla butów sportowych. Spostrzeżenie to zaskoczyło Sejera. Wyglądały jak buty do garnituru i zupełnie nie pasowały do obciętych dżinsów. Dwunastoletni chłopcy zwykle nosili adidasy. Nadal zmagał się z dziwnym uczuciem wzbierającym w jego wnętrzu.

– Dobrze spałeś tej nocy? – zapytał uprzejmie.

Kannick miał zamęt w głowie. Głos policjanta był łagodny, ale spojrzenie zimne jak stal.

– Spałem jak kamień – odparł dzielnie. Kłamstwo sprawiło, że zakręciło mu się w głowie. Zbyt wiele się wydarzyło. Obudził się, kiedy weszła Margunn, żeby zmienić Philipowi pościel i musiał się starać, żeby oddychać równo i spokojnie. Jednocześnie bał się zasnąć. Prześladował go zły sen.

– A ja nie za dobrze – stwierdził beznamiętnie Sejer.

– Tak? – powiedział Kannick, coraz bardziej niespokojny. Nie był przyzwyczajony do wysłuchiwania zwierzeń dorosłych. Ale ten mężczyzna był inny.

– Chciałbym popatrzeć, jak strzelasz. Mogę? – zapytał.

Kannick zawahał się.

– W porządku. Ale teraz wypadłem z rytmu. Znaczy, mogę zepsuć strzał.

– Chciałem tylko zaspokoić ciekawość – wyjaśnił Sejer cicho. – Nigdy nie widziałem z bliska, jak ktoś strzela z łuku.

Obserwował Kannicka. Cała procedura – koncentracja, podnoszenie łuku, celowanie i wypuszczanie strzały – była pasmem pełnych wdzięku ruchów, nawet w wykonaniu chłopca tak otyłego, jak on. Luk w fascynujący sposób nadawał formę bezkształtnej sylwetce. Kannick trafił w dziewiątkę i opuścił broń.

Sejer obrzucił spojrzeniem budynek, a potem chłopca.

– Zawsze nosisz rękawiczki, kiedy strzelasz? – spytał, skinieniem głowy wskazując na jego dłonie.

– To rękawice łucznicze – wyjaśnił Kannick. – Gdybym ich nie miał, cięciwa przecięłaby mi palce. Niektórzy używają skórzanej osłony, ale ja wolę rękawice. Tak naprawdę powinno się nosić jedną, na dłoni, która napina cięciwę. Ale dla symetrii noszę dwie i świetnie się to sprawdza. Wie pan – dodał rozpaczliwie – każdy łucznik ma swój własny styl. Na przykład Christian mruga raz, tuż przed strzałem.

– Są inne niż wszystkie. Mają po trzy palce? – spytał Sejer, przyglądając się rękawicom.

– Do naciągania cięciwy używa się tylko trzech palców. Kciuk i mały palec nie są potrzebne.

– Rozumiem.

– Te są zapasowe. Mało używane i dlatego są trochę sztywne – wyjaśnił Kannick. – Ale po jakimś czasie zmiękną.

– Nowe? – oczy Sejera zwęziły się w szparki. – Dlaczego włożyłeś nowe?

– Dlaczego? – Kannick zaniepokoił się. – No, dlatego że wyrzuciłem stare.

– Aha.

Sejer wbił wzrok w chłopca. Kannick spuścił głowę i patrzył na swoje dłonie, na trzy palce opięte cienką skórą. Rzemyki łączyły je z wąskim, zapinanym na rzep paskiem okalającym nadgarstek.

– A dlaczego je wyrzuciłeś?

– Dlaczego? – Kannick był coraz bardziej zdenerwowany. – A dlaczego nie? Były stare i zniszczone.

– Na pewno? – Sejer oddychał ciężko przez nos. – A gdzie je wyrzuciłeś?

– Nie pamiętam.

Nie wiedział, gdzie się podziać z zakłopotania. Pot zalewał mu oczy. Co za piekielny upał. Reszta chłopców poszła pływać z Thorleifem i Ingą, ale on nie miał ochoty. W kąpielówkach czuł się koszmarnie, poza tym musiał trenować. Gdzieś tam czekał na niego puchar. Po raz pierwszy w życiu wygra ze wszystkimi innymi. Dlaczego Margunn nie wraca? Co się stało?

– Gdzie je wyrzuciłeś, Kannick?

– Do pieca, w którym palimy śmieci.

Zaczął nerwowo przebierać nogami.

– Poruszyłeś się.

– Cholera!

– Okłamałeś mnie, Kannick. Mówiłeś, że w lesie widziałeś Errkiego.

– Naprawdę go widziałem! Na własne oczy!

– Niezupełnie. Raczej Errki zobaczył ciebie. A to nie jest to samo.

Sejer mówił spokojnie, ale przychodziło mu to z coraz większym trudem.

– Powiem jedno. Wierzę ci, kiedy mówisz, że śmierć Errkiego była wypadkiem. Morgan to potwierdził.

Przez chwilę na twarzy Kannicka odmalowało się uczucie ulgi.

– Ale wątpię, żebyś miał z tego powodu jakiekolwiek wyrzuty sumienia.

– O co panu chodzi? – spytał zaniepokojony Kannick.

– Teraz, gdy Errki nie żyje, nie może nic powiedzieć. Uprzedziłeś go. Dlatego opowiedziałeś swoją wersję posterunkowemu. Zanim Errki zdążył zeznać, że ty to zrobiłeś, powiedziałeś Gurvinowi, że to on. Po czymś takim nikt nie uwierzyłby obłąkanemu Errkiemu.