Выбрать главу

– Ty też myślałabyś tylko o tym, gdybyś nosiła przed sobą taką wielką dynię… Mnie to też nie dawałoby spokoju, bo nie cierpię dźwigać ciężarów.

– Daj spokój. Mino, nie rozśmieszaj mnie! – Pilar nazwała ją żartobliwym przydomkiem, jaki wymyślili dla niej jej liczni siostrzeńcy i bratankowie. Sama zwracała się tak do niej tylko w wyjątkowych sytuacjach. – Najśmieszniejsze z tego wszystkiego jest to, że nie jestem pewna, co właściwie chcę ci powiedzieć, dlaczego się tak dziwnie czuję i czy czuję, czy tylko tak mi się wydaje?

– Oj, to mi wygląda na coś poważnego! – Marina niby to żartowała, ale naprawdę obserwowała Pilar spod oka i nie miała wątpliwości, że przyjaciółkę coś dręczy. Wiedziała jednak, że do wie się od niej wszystkiego, jeśli tylko nie będzie się spieszyć i da jej czas na odnalezienie właściwych słów.

Rzeczywiście, Pilar wyglądała na mocno zakłopotaną, bo nie wiedziała, od czego zacząć.

– Widzisz, to się zaczęło chyba pięć miesięcy temu – wyjąkała nieśmiało – kiedy Nancy przyszła powiedzieć mi, że jest w ciąży… albo może to było trochę później? Jakoś tak od tamtego czasu zaczęłam się zastanawiać… czy nie popełniłam w życiu błędu? I to zasadniczego błędu!

Na jej twarzy malowała się udręka, a na twarzy Mariny – za skoczenie.

– Masz na myśli małżeństwo z Bradem?

– Ależ skąd! – Pilar żarliwie zaprzeczyła. – Chodzi mi o to, że tak się upierałam, aby nie mieć dzieci. Może to właśnie był błąd? A jeśli będę kiedyś tego żałować? Jeśli rację mają ci, którzy uważają, że jestem przewrażliwiona, bo miałam toksycznych rodziców? Może mimo wszystko byłabym dobrą matką?

Spoglądała z rozpaczą na Marinę, a ta podprowadziła ją do najbliższej wydmy, usadowiła w miejscu osłoniętym od wiatru i otoczyła ramieniem.

– Na pewno byłabyś dobrą matką, gdybyś tylko chciała – uspokoiła ją. – To jednak, że jest się w czymś dobrym, nie oznacza, że musi się to robić. Podejrzewam, że równie dobrze nadawałabyś się na strażaka, co wcale nie znaczy, że tak miał wyglądać kolejny szczebel twojej kariery. Jak dotąd, w naszym kraju nie ma obowiązku posiadania dzieci i to, że ich nie masz, bynajmniej nie świadczy o tym, że jesteś dziwaczką, wariatką lub lesbijką. Po prostu niektóre osoby nie chcą mieć dzieci i jeśli im to odpowiada, to wszystko w porządku.

– A czy ty nigdy nie zastanawiałaś się nad swoim postępowaniem? Nie żałowałaś, że nie zostałaś matką? – Musiała to wiedzieć, bo Marina miała już wcześniej podobne doświadczenia.

– Owszem, raz czy dwa – odpowiedziała jej szczerze Marina. – Ilekroć któraś z moich sióstr czy siostrzenic dawała mi dzidziusia na ręce, czułam ukłucie w sercu i myślałam, że dobrze było by też mieć takiego… Tyle tylko, że te myśli wylatywały mi z głowy po jakichś dziesięciu minutach. Przez dwadzieścia lat dość nawycierałam się usmarkanych nosów, nazmieniałam pieluszek i naprałam brudów! Odbierałam gówniarzy ze szkoły, prowadziłam do parku, okrywałam w nocy, słałam im łóżka, aż przez to nie miałam czasu pójść na studia, dopóki nie skończyłam dwudziestu pięciu lat! Jakoś sobie jednak poradziłam i kocham ich wszystkich, przeżyłam z nimi wiele miłych chwil, ale za nic nie chciałam przechodzić przez to samo od początku. Potrzebowałam czasu dla siebie, na naukę, pracę i spotkania towarzyskie, także i z mężczyznami. Pewnie wyszłabym za mąż, gdyby trafił mi się odpowiedni kandydat. Raz czy drugi nawet się trafiał, ale zawsze znajdowałam powody, żeby się z nim nie wiązać. Prawdę mówiąc, służy mi samotność. Kocham swoją pracę, lubię też dzieci, ale cieszę się, że nie mam swoich. Pewnie, że dobrze byłoby mieć kogoś, kto zaopiekowałby się mną na stare lata, ale przecież w razie czego mogę liczyć na ciebie, na wszystkich moich braci, siostry i ich dzieci.

Pilar wdzięczna była Marinie za tę szczerość, ale uważała, że przyjaciele i rodzeństwo to jednak nie to samo co własne dzieci. A może się myliła? Dla pewności wolała spytać.

– A jeśli któregoś dnia stwierdzisz, że to nie wystarczy?

– Wtedy przyznam, że popełniłam błąd. Na razie jednak nie narzekam – odpowiedziała Marina. Miała sześćdziesiąt pięć lat, ale trzymała się krzepko. Dobrze się czuła za stołem sędziowskim i znała więcej ludzi niż Pilar. Była w ciągłym ruchu, wiecznie kogoś odwiedzała, słowem – sprawiała wrażenie kobiety szczęśliwej i zadowolonej z życia. Do niedawna Pilar też się za taką uważała.

– No, a co to wszystko ma wspólnego z tobą? – Marina po wróciła do właściwego tematu. – Co cię gryzie, Pilar? Co mają znaczyć te pytania o dzieci? Jesteś może w ciąży albo chcesz wysondować, co myślę o aborcji?

– Nie. – Pilar ze smutkiem potrząsnęła głową. – Raczej próbuję cię wypytać, co myślisz o posiadaniu dzieci w ogóle, ale w ciąży nie jestem.

Nie była bynajmniej pewna, czy chciałaby zajść w ciążę, ale po raz pierwszy w życiu zachwiała się w swojej pewności, że nie chce mieć dzieci.

– Cóż, jeśli tego chcesz, uważam, że to byłoby dobre. A co myśli o tym Brad?

– Nie pytałam go, ale pewnie powiedziałby, że mi odbiło, i miałby rację. Zawsze byłam święcie przekonana, że nie chcę mieć dzieci, ale chyba głównie dlatego, by nie stać się taka jak moja matka.

– Taka sama na pewno byś nie była. Przecież stanowicie kompletnie odmienne typy!

– Chwała Bogu choć za to.

Marina nie w pełni potrafiła wczuć się w sytuacje opisywane jej nieraz przez Pilar. W jednym tylko zgadzała się ze swoją młodszą koleżanką – Jej rodzice w ogóle nie powinni byli mieć dzieci!

– Czy tylko to cię powstrzymywało? Obawa, by nie powielać wzorów wyniesionych z domu?

– W pewnej mierze tak, ale nie tylko. Po prostu nie czułam potrzeby macierzyństwa, ale widzisz, tak samo nie czułam też potrzeby wychodzenia za mąż, a teraz żałuję, że nie zrobiłam tego wcześniej.

– Szkoda czasu na rozważania co by było gdyby. Ciesz się dniem dzisiejszym i nie oglądaj się za siebie.

– Nawet nie próbuję. Po prostu czuję, że dzieje się ze mną coś dziwnego. Tak, jakbym się nagle zmieniała.

– To jeszcze nic złego. Gorzej by było, gdybyś pozostawała sztywna i niereformowalna. Może to oznacza, że powinnaś zdecydować się na dziecko?

– A jeśli potem się okaże, że wcale tego nie chciałam, tylko po zazdrościłam Nancy? Albo że moja matka ma rację i urodzę jakiegoś potworka? – Podobne pytania można było mnożyć w nie skończoność, a na wszystkie nawet Marina nie znała odpowiedzi.

– A gdyby ciocia miała wąsy? – zdenerwowała się Marina. – Wszystkiego nie przewidzisz. Możesz tylko iść za głosem serca i starać się, żeby wszystko wyszło jak najlepiej. Jeśli teraz obudziła się w tobie chęć posiadania dziecka, to pomyśl o tym po ważnie, ale nie martw się na zapas. Gdyby wszyscy tak rozdzielali włos na czworo, ludzkość przestałaby się rozmnażać! – A ty? Jeśli tobie dzieci nie są potrzebne do szczęścia, to może i mnie nie?

– Nie bądź śmieszna! Przecież każda z nas jest inna i każda ma inne doświadczenia życiowe. Wokół mnie bez przerwy kręciły się jakieś dzieciaki, a ty miałaś do czynienia tylko z dwójką dzieci Brada, które zresztą były już duże, kiedy je poznałaś. Jesteś mężatką, którą ja nigdy nie byłam i dobrze mi z tym. Mogę swobodnie wybierać sobie znajomych i taki styl życia, jaki mi odpowiada. Tobie natomiast odpowiada szczęśliwe pożycie z Bradem, więc któregoś dnia możesz żałować, że nie miałaś z nim dzieci.

Pilar przez dłuższy czas w milczeniu wpatrywała się w piasek. Słowa przyjaciółki przyniosły jej pewną pociechę, ale nadal nie znalazła odpowiedzi na dręczące ją pytania. Podniosła więc wzrok na Marinę i spytała wprost: