– Zachciało im się bawić w Pana Boga. – Valdez uśmiechnął się do swoich myśli. – No i zostali strąceni do piekła.
– Słucham? – Henryan zmarszczył brwi.
Jeśli dobrze zrozumiał porucznika, jego poprzednik otrzymał bilet w jedną stronę: wysłano go do legendarnego tajnego więzienia, z którego nikt jeszcze nie wrócił. Chociaż ten wtręt o Bogu… To mogła być tylko przenośnia.
– Wszystkiego się dowiecie. Już wkrótce. – Valdez spojrzał na niego dziwnie.
Henryan westchnął. Albo jego nowy przełożony bardzo potrzebował odpoczynku, albo niewiele wiedział.
– Przepraszam, panie poruczniku, ale naprawdę nic z tego nie rozumiem.
– Uwierzcie mi, Pry, tak jest dla was lepiej. Nic nie rozumiecie, nic nie wiecie, nic was nie interesuje. Wykonujecie rozkazy i zapominacie o całej reszcie.
– Całkiem rozsądne podejście – przyznał Święcki.
– Zwłaszcza w waszej sytuacji – stwierdził Valdez. – Jesteście tu nowi, nie macie bladego pojęcia o tym, co się dzieje tam, na dole.
– Trochę wiem o projekcie. Przez trzy dni kazali mi wkuwać faunę i florę Bety. Nie mówiąc już o historii kleksów i zwierzaków.
– Nie chodzi mi o Obcych, tylko o naszych – sprostował Valdez. – O ile naukowcy są karniejsi od robotów, o tyle chłopaki z ochrony nudzą się i bez przerwy wpadają na niewydarzone pomysły. A to podeślą jakiemuś bardowi nanobota, który podszepnie znajomy refrenik, a to nauczą kleksa, jak pędzić bimber z tutejszego ziarna.
– Dobre! – Henryan roześmiał się, ale zaraz umilkł zganiony wzrokiem.
– Naprawdę lubicie nosić pomarańczowe wdzianka? – zapytał porucznik, zniżając głos.
– Nie, sir. – Święcki natychmiast spoważniał.
– To są obce rasy, cywilizacje starsze od naszej, choć prymitywniejsze. Nie mamy prawa ingerować w życie tych istot. To ich świat i ich historia. Zdajecie sobie sprawę, jak cenne mogą być wyniki obserwacji, które prowadzimy tam, na dole?
– Rozumiem wagę badań naukowych, ale myślę, że dożywocie za takie duperele to spora przesada.
– Gdybyście naprawdę myśleli, Pry, nie spędzilibyście trzech lat w kopalniach helonu i nie powiedzielibyście tego, czego przed chwilą nie usłyszałem.
– Tak jest.
Porucznik spojrzał mu prosto w oczy, a potem rozejrzał się czujnie, jakby chciał sprawdzić, czy nikt ich nie podsłucha. Usatysfakcjonowany pochylił się w kierunku Święckiego.
– W tym wypadku nie chodzi o żadne duperele. Dodatkowe wachty, degradacja, miesiąc aresztu… Do tej pory podobne wyskoki kończyły się normalnymi karami, ale kilka tygodni temu doszło do niesłychanej eskalacji tego szaleństwa. – Zerknął na wyświetlacz. Od centrum dowodzenia dzieliły ich niespełna trzy minuty jazdy. – Doktor Fukkuya pierwszy zameldował o dziwnych zachowaniach zwierzaków. Zaobserwował, i to na kilku oddalonych od siebie stanowiskach, że wojownicy odprawiają nowe rytuały. Wyobraźcie sobie, że kończyli zwyczajowe modlitwy, żegnając się jak chrześcijanie. To wzbudziło uzasadniony niepokój pionu naukowego. Wzmocniliśmy nasłuch sektora i już po dwu dobach wiedzieliśmy, że jeden z suhurskich garstników miał widzenie, podczas którego Duchy Gór… to takie ich pomniejsze bóstwa, coś w rodzaju klanowych aniołów stróżów… przekazały mu informację, że bogowie odwrócili się od Suhurów, skazując ich na zagładę. Rzecz jasna, byty opiekuńcze nie chciały się z tym pogodzić.
Święcki pokręcił głową.
– To jakieś brednie…
– Nie do końca – przerwał mu Valdez. – Z nasłuchu na Gurdu’dihanie wiemy, że tamtejsza Rada Najwyższa zaakceptowała niedawno plan ostatniej kampanii. Gurdowie ruszą już wkrótce, rozkazy płyną właśnie przez morze wraz z uzupełnieniami dla armii sampo-sithu. To oznacza rychłą zagładę Suhurów, której my zgodnie z rozkazami będziemy się biernie przyglądać.
– Zatem wina Seiferta polegała na tym, że wysłał im ostrzeżenie?
– Samo ostrzeżenie nie byłoby problemem, zwłaszcza że mamy do czynienia z ostatnimi chwilami tej rasy. Rozumiecie, nie ma mowy o długofalowych skutkach podobnych głupich zabaw. – Porucznik jeszcze bardziej zniżył głos. – Dwa tygodnie temu o czternastej trzynaście czasu pokładowego satelity odebrały sygnał z powierzchni planety. Na północnym kontynencie ktoś użył broni plazmowej. Wyobrażacie to sobie? Wyobrażacie sobie burdel, który zapanował na stacji, kiedy się okazało, że zwierzaki dostały w swoje lepkie łapska ziemską broń? Stary oszalał. Ta misja ma najwyższy priorytet. Pion naukowy rządu Federacji łoży na nią zawrotne sumy. – Valdez wskazał głową na ścianę wagonika, ale chyba miał na myśli całą stację. – Ilekroć raport o najdrobniejszym incydencie dociera do systemów centralnych, mamy na głowie co najmniej trzech admirałów, a naukowcy się nie opieprzają: jeśli widzą ingerencję, natychmiast ją opisują. To nie jest zabawa, Pry. Mamy być niewidzialni i niesłyszalni. Badamy i obserwujemy. Nigdy nie ingerujemy. Choćby się paliło i waliło. A to… – Przez moment nie potrafił znaleźć odpowiedniego słowa. – To było straszliwe draństwo. Jeden strzał z takiej broni mógł zmienić historię Bety.
– Chyba pan przesadza, poruczniku. Jak jednym…
– Bardzo prosto. – Valdez podniósł wzrok na zdezorientowanego sierżanta. – Kleksy wyruszają na ostatnią krucjatę. Poprowadzi ją sampo-sithu Takeli’toko, ich przywódca militarny i duchowy. Wyobraźcie sobie, co by było, gdyby tuż przed bitwą albo w jej trakcie jego namiot i całe otoczenie wyparowały nagle w ogniu wielkiej eksplozji, jak to zostało przepowiedziane? Tak, przepowiedziane. To kolejna zagrywka naszych żartownisiów. Gurdowie są bardziej zaawansowaną cywilizacją, wkroczyli niedawno w fazę uprzemysłowienia, ale przez wiele tysiącleci… co nawiasem mówiąc, jest dla mnie wielce zastanawiające… nie stworzyli podstaw żadnej religii. A teraz, za sprawą jakiegoś debila, zyskaliby namacalny dowód istnienia siły wyższej. Siły, która w dodatku sprzyja zwierzakom, ich odwiecznym wrogom. To zmieniłoby bieg historii nie jednej, ale dwu cywilizacji! – wysyczał scenicznym szeptem.
– Naród wybrany…
– Brawo. Coś tam jednak kojarzycie.
– Ale…
Dotarli do celu podróży. Drzwi rozsunęły się bezgłośnie, wypuszczając ich na szeroki walcowaty korytarz. Na jego końcu widać było trzy otwarte pancerne grodzie i przejścia między nimi strzeżone migoczącymi barierami pola siłowego. Tak wyglądało główne wejście do centrum dowodzenia.
– Nie ma żadnego ale – rzucił Valdez po opuszczeniu wagonika. – Na szczęście zwierzaki nie potrafiły się powstrzymać i użyły broni wcześniej, choć Seifert wielokrotnie je przed tym przestrzegał. Dzięki ich niesubordynacji zdołaliśmy namierzyć przemyconą broń. Cerber natychmiast zlikwidował zagrożenie. Kilkanaście sekund po strzale pancerzownica i strzelec wyparowali, a my zabraliśmy się do szukania skurwyklona, który narobił tego burdelu. No i wyśledziliśmy drania, choć nie było to łatwe, gdyż podprowadzał broń z naszych zbrojowni od dłuższego czasu, ale w częściach. Potem, po nitce do kłębka, doszliśmy do tego, kto dostarczył ją na dół, a na samym końcu wpadł koordynator tych działań. To jego zastępujecie, Pry. Chyba się nieraz zastanawialiście, dlaczego ktoś dał wam szansę, choć nie powinien? – Henryan przytaknął, ciekaw odpowiedzi. – Stary potrzebował na to stanowisko kogoś, na kim może bezgranicznie polegać. Kogoś, kto nie da się przekabacić tak jak Seifert. Wy, Pry, nie będziecie mu fikać. Poczuliście już na własnej skórze, jak flota karze za niesubordynację. Wasze zwolnienie jest warunkowe, radzę o tym nie zapominać.
– Nie zapomnę, panie poruczniku – zapewnił go szczerze Święcki, gdy minęli stanowisko kontroli przed polem siłowym. – Nie rozumiem jednak, w czym tkwi problem. Przecież zwinęliście winnych i zniszczyliście przemyconą broń.
– Stary wam to wszystko lepiej wytłumaczy. – Valdez wskazał głową na koliste podwyższenie stanowiska dowodzenia, a potem poklepał niesione dokumenty. – Wygląda na to, że sprawa Seiferta była przysłowiowym czubkiem góry lodowej.
* * *
– Będę się streszczał – rzucił pułkownik, gdy Henryan zameldował się u niego chwilę po rozstaniu z Valdezem. – Nie poprosiłem o was dlatego, że macie piąty poziom dostępu. Na stacjonujących w tym systemie okrętach znalazłbym tuzin lepszych magików od was, sierżancie. Potrzebowałem na stanowisku koordynatora łączności kogoś, komu mogę bezgranicznie zaufać. Kogoś takiego jak wy, Święcki, Prydewhite czy jak się tam nazwaliście.