Выбрать главу

– No i co? – pytałem niecierpliwie. – Jak wygląda tamten świat?

– Nic nie zdołałem zobaczyć oprócz okropnej jasności, która mnie od razu oślepiła. Trzeba spróbować na dłużej! Nastaw na tym pierwszym z lewej woltomierzu dwa… nie, trzy kilowaty. Tak. I jeszcze raz od początku to samo!

Schował głowę do środka i już miał się zamykać, gdy przyszło mi coś do głowy:

– Poczekaj, Ray! Zostaw mi na wszelki wypadek klucze od drzwi wejściowych! Gdyby coś się stało…

– A co może się stać? Powrócę za kilkanaście minut! Ale masz, łap! – Wydobył klucze z kieszeni i rzucił w moje wyciągnięte ręce. – Tylko nie zgub!

Schował się do wnętrza kryształu, a ja powtórzyłem wszystko od początku: nacisnąłem zielony klawisz i w półmroku oczekiwałem skutku. Nagły huk jak wystrzał poderwał mnie z fotela. Światło nie zapaliło się, lecz dostrzegłem, że na miejscu kryształu panuje nieprzenikniona ciemność. Wydobyłem pospiesznie zapalniczkę i poświeciłem. Kryształu nie było! Natychmiast też odnalazłem przyczynę huku, główny bezpiecznik na tablicy wystrzelił automatycznie. A więc zwarcie! Nie wiadomo, jak wielki prąd popłynął przez uzwojenie elektromagnesów… Machinalnie wcisnąłem przycisk bezpiecznika. Zapłonęło światło. Równocześnie poczułem swąd nadpalonej izolacji. Lewy elektromagnes dymił jeszcze z lekka. Czy tylko wzbudzenie nie przekroczyło progowej wartości! Ray mówił, że powrót jest możliwy przy niewielkich wzbudzeniach! Postanowiłem czekać, bo cóż innego pozostało? Minęła jedna i druga godzina. Zacząłem sobie robić wyrzuty, że pozwoliłem na ten przeklęty eksperyment. Powinienem był odwieść tego szaleńca od wariackiego pomysłu!

Z końcem czwartej godziny czekania straciłem wszelką nadzieję – zapas tlenu Raya był na wyczerpaniu, jeśli nie pojawi się w ciągu najbliższych minut, nie ma na co czekać!

Postanowiłem działać. Wydobyłem z kieszeni klucze i chciałem otworzyć drzwi wejściowe. Nie mogłem przez chwilę dopasować klucza do dziurki… Dopiero po kilku próbach i zajrzeniu w dziurkę stwierdziłem, że klucze, które trzymam w ręku, są… lustrzanym odbiciem właściwych, które pasowałyby do wycięcia w zamku! Zrozumiałem: te klucze były w antyprzestrzeni wraz z Rayem podczas pierwszego eksperymentu! I wróciły stamtąd odwrócone! Jedyny efekt, którego Ray nie przewidział!

Zrozumiałem również, że za pomocą tych kluczy nie wydostanę się stąd. Wśród narzędzi Raya odnalazłem piłę do metalu i zacząłem wypiłowywać kratę w oknie. Zajęło mi to sporo czasu. Nieprzyjemny zgrzyt piły rozdzierał ciszę nocną. Po półgodzinie mogłem wydostać się na zewnątrz. Skoczyłem wprost na trawnik pod oknem – na szczęście to tylko wysoki parter. Było bardzo ciemno. Co dalej robić? Znaleźć Berta? Zawiadomić władze? Przedzierałem się właśnie przez żywopłot. Zatrzymałem się na chwilę, aby wyplątać się z gmatwaniny krzewów, w które wpadłem, gdy nagle tuż nad moim uchem rozległ się okrzyk:

– Stój! Co tu robisz? – Ostre światło latarki stróża publicznego porządku, którego widać zwabił tu odgłos piłowania krat, rozcięło ciemność. Odruchowo szarpnąłem się w bok i rozdarłem sobie spodnie. Policjant już trzymał mnie mocno za przegub dłoni. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tragizmu sytuacji…

– Gdzie pan ukrył zwłoki, panie Mils? – pytał mnie, po raz nie wiem już który, chudy inspektor policji. – Tylko niech pan nie próbuje opowiadać tych bredni o anty… anty…

– …antyczasoprzestrzeni! – podpowiedziałem drwiąco. – Nikogo nie zamordowałem i koniec!

– Pańscy koledzy widzieli, jak wczoraj wieczorem szedł pan z Raymondem Crainem w kierunku jego domu. Czy tak?

– Tak!

– A więc gdzie on jest?

– W… – chciałem powiedzieć coś brzydkiego, ale w porę ugryzłem się w język. Wolałem nie dorzucać do oskarżenia o morderstwo drugiego oskarżenia o obrazę funkcjonariusza na służbie… A swoją drogą, co za tępy bałwan…!

Do dyżurki wszedł sierżant i szepnął coś na ucho inspektorowi. Ten otworzył szeroko oczy, zapytał jeszcze o coś cicho i zwrócił się z zakłopotaniem do mnie:

– Pan wybaczy… Zaszła pomyłka… Pański znajomy odnalazł się przed chwilą w tajemniczy sposób. Jest pan wolny!

Burknąłem coś niegrzecznie i wybiegłem na ulicę. Na progu willi Raya stał Tol.

– Cześć, morderco! – powitał mnie z daleka. – Twoja ofiara ma się zupełnie nieźle.

Przed domem stała karetka pogotowia. Ray leżał na kanapie w swoim pokoju, pod opieką lekarza i Berta. Nie odzyskał jeszcze przytomności, lecz oddychał równo, jakby spał. Dowiedziałem się, że policjant zabezpieczający domniemane miejsce zbrodni zauważył nagle dziwny szklisty graniastosłup z człowiekiem we wnętrzu. Wszyscy gotowi byli przysiąc, że przedtem nie było go w pokoju.

– Coś mi się w tym nie podoba! – jak zwykle sceptycznie analizował Bert. – Pan doktor twierdzi, że Ray ma wszystko na swoim miejscu, serce z lewej i tak dalej, w przeciwieństwie do tych kluczy, o których opowiadałeś inspektorowi. Że też musiałeś je zgubić!

– Ależ wszystko się zgadza! – zaoponowałem. – Ray był przecież dwukrotnie w antyprzestrzeni, więc powrócił normalny!

Zielony kryształ w laboratorium stał jak gdyby nigdy nic na swoim dawnym miejscu…

*

Minęło już kilka miesięcy od incydentu, który opisałem. Ray wrócił do przytomności i wszyscy z niecierpliwością oczekiwaliśmy na pasjonujące sprawozdanie z niezwykłej wyprawy. Niestety! Do dziś dnia Ray nie odzyskał pamięci!

Zastanawiałem się kilka razy, czy wszystko to nie było jakąś kolosalną mistyfikacją, żartem na wielką skalę przygotowanym i wyreżyserowanym prze Raya. Podświadomie żywię nadzieję, że któregoś dnia Ray roześmieje się nam w nos i powie: ale was nabrałem!… Bo w rezultacie nie ma ani jednego namacalnego dowodu na prawdziwość tej całej historii. Przyznam się, że wolałbym już uchodzić za ofiarę żartu, trzeba przyznać, że genialnie obmyślonego, niż zrezygnować z takiego czy innego wyjaśnienia tajemnicy.

Fakty, niestety, zdają się przemawiać za tym, że Ray rzeczywiście stracił pamięć. Bo czyż można ciągnąć żart w nieskończoność? Zbadałem całą willę. Nie znalazłem w niej ani jednego takiego miejsca, które mogłoby być podejrzane o to, że Ray ukrywał się w nim wraz ze swym krystalicznym wehikułem.

Gdyby nie to, że aparatura była uszkodzona, a w całym domu nie znalazłem żadnych jej schematów ani opisów, uruchomiłbym ją sam, choćby z pustym kryształem, aby się przekonać, czy wszystko przebiegnie w ten sam sposób bez udziału Raya.

Siłą rzeczy muszę więc wierzyć, że wycieczka mojego przyjaciela w antyprzestrzeń była faktem. Przyjmując takie założenie, próbowałem stworzyć jakąś hipotezę tłumaczącą jego zanik pamięci. Nie wiem, czy to, co wymyśliłem, jest rozsądne z punktu widzenia neurologii i fizjologii, tym niemniej spróbuję wyjaśnić tę sprawę w sposób możliwie jak najbardziej poglądowy. Otóż przypomnijmy sobie, czym zasadniczo różniła się druga „podróż" Raya od pierwszej? 'Czasem trwania, ale przede wszystkim różnicą w prądzie wzbudzenia pola magnetycznego. Za drugim razem było ono wielokrotnie silniejsze. Po pierwszym eksperymencie Ray nie wykazywał objawów niewładu pamięci – rozmawiał przecież zupełnie normalnie ze mną i dawał mi wskazówki co do dalszego przebiegu doświadczenia.