– Auć! – Ilona spojrzała w dół.
Łapin roześmiał się:
– Szkło w liczbie mnogiej… to po rosyjsku – wdriebiezgi.
– Bawimy się? – zapytał jakiś chłopak. Kucał pod ścianą. Palił.
– Może weźmiemy nową? – Łapin chuchnął dziewczynie do ucha.
– Styka! – Ilona z całej siły nadepnęła ciemnogranatową platformą buta na odłamki. Zachrzęściły.
Wzięła Łapina za rękę. Pociągnęła do wyjścia.
– Bąbelki są lajtowe. Ale tam będzie lepsiej.
Łapin zatrzymał ją.
– Poczekaj…
– Co? – zatrzymała się.
Objął Ilonę. Zamarł przytulony. Stali chwilę.
– Zimno mi – powiedziała cicho i uśmiechnęła się.
– Poczekaj… – Głos Łapina zadrżał.
Zamilkła. Łapin przytulił się do niej i zadygotał.
– Co ci jest? – Zlizała łzę z jego policzka
– Tak. – wyszeptał.
– Co, zwała masz, czy jak?
Przecząco pokiwał głową. Pociągnął nosem.
– Po prostu… jakoś tak po ptaku.
– No to jedziemy. – Stanowczo wzięła go za rękę.
Lubka
23.59.
Mieszkanie Andrieja. Prospekt Kutuzowa 17.
Sypialnia z jasnymi, liliowymi ścianami. Szerokie, niskie łóżko. Przyciszona muzyka. Półmrok.
Naga Nikołajewa siedziała na nagim Andrieju. Rytmicznie, lekko się kołysała. Klatka piersiowa Nikołajewej była przewiązana jedwabną chustką. Ale obie piersi miała odkryte. Andriej palił papierosa: 52 lata, tęgi, pyzaty, z zakolami, owłosioną piersią, tatuażem na ramieniu i krótkimi, grubymi palcami.
– Nie spiesz się, nie spiesz… – wymamrotał.
– Klient nasz pan. – Nikołajewa zaczęła poruszać się wolniej.
– Piersi masz klawe.
– Podobają ci się?
– Nic z nimi nie robiłaś?
– Nie, coś ty. Wszystko moje. O-o-o jaki słodki chujeczek…
– Sięga do kiszek? – Wypuścił dym prosto w jej piersi.
– Och… pewnie… ooo… Szkoda, że dziś w pupkę nie można…
– Dlaczego?
– Dlatego.
– Hemoroidy?
– Nie… och… następstwa… och… wypadku…
– No i jak tyś to zrobiła? Wpaść pod samochód… oj, kurwa… to trzeba umieć… ja jak przechodzę przez ulicę, to cztery razy się obejrzę… oj, nie spiesz się…
– O-o-o… super… o-o-o… Andriusza… o-o-o… ach!
– Nie spiesz się, mówię.
Nikołajewa oparła ręce na biodrach. Opuściła głowę. Potrząsnęła włosami. Ostrożnie poruszyła pupą. Potem jeszcze raz. I jeszcze.
Andriej skrzywił twarz.
– No, kurwa… już… Alka, ty dziwko… przecież mówiłem – nie spiesz się! Zaraz tryśnie! Nie! Ściśnij, ściśnij tam! Kurwa! Złaź! No po chuja robić tak kiepsko?
Nikołajewa momentalnie z niego zeskoczyła. Jedną ręką złapała obciągnięty prezerwatywą członek. Drugą mocno nacisnęła miejsce między odbytem a jądrami.
– Wybacz, Sasza… znaczy… Andriusza…
– Mocniej, ciśnij mocniej!
Nacisnęła mocniej. Jęknął. Szarpnął głową.
– Teraz odciągnij, do chuja, odciągnij moją uwagę…
– Jak, Andriuszka?
– No, opowiedz coś…
– Co?
– No coś śmiesznego… no już, już, już…
– Kawał?
– Cokolwiek… oj, kurwa… no już, już…
– Nie pamiętam kawałów… – Nikołajewa podrapała się w wygolony wzgórek łonowy. – A! Zajebista historia, Suła mi opowiadała. No więc, jak miała piętnaście lat, to jeden taki facet przyprowadził ją do domu, wiesz, chciał przerżnąć, a ona nie dawała, w stylu – dziewica, i takie tam. Ten kombinował z nią w łóżku, no kombinował pewnie ze dwie godziny, chuj aż mu dymi, a ta dalej nie rozkłada nóg. W końcu mówi: dawaj, zerżnę cię w pupę. No, masz. Nadstawiła mu. A on jak wszedł, tak od razu skończył – nie miał już sił się powstrzymywać. A spermy, wiesz, było do chuja i ciutciut! Jak popłynęła do środka, to efekt, wiesz, jakby lewatywę zrobić. Wyszedł z niej. A Suła, wyobraź sobie, od razu wstała, przysiadła i na perski dywan mu nasrała! Póki on tam rzucał jobami, ona się ubrała i – w długą!
– Oj, kurwa… Ala, chodź… i tak nie mogę…
– Już, kochany. – Usiadła na nim okrakiem. Wprowadziła członek do pochwy. Zaczęła szybko się ruszać. Chwyciła go ręką za jądra.
– Tak… tak… o tak… – wymamrotał Andriej. Zamarł. Zacisnął pięści. Krzyknął. Zaczął bić ją pięściami po biodrach: – Tak! Tak! Tak!
Nikołajewa zasłaniała się rękami. Poruszała biodrami. Popiskiwała.
Andriej przestał bić. Ręce bezsilnie opadły mu na łóżko.
– O, kurwa… – Wyciągnął rękę po popielniczkę. Wziął niedopalonego papierosa.
– Jak? – Nikołajewa polizała jego owłosiony sutek.
– O… – zaciągnął się. – Aż iskry z oczu…
– Jesteś taki super… – Głaskała go po ramieniu. – Taki okrąglutki… jak Kubuś Puchatek. A członek to w ogóle. Od razu mam mokro.
Uśmiechnął się:
– Nie pierdol. Nalej wina.
– Sil wu ple. – Wyciągnęła rękę. Ze szklanego wiaderka z lodem wyjęła butelkę białego wina Pinot Grigio. Nalała.
Andriej wziął do ręki kieliszek. Uniósł lekko spoconą głowę. Wypił do dna. Odchylił się na łóżko.
– Oj, kurwa… klawa z ciebie suczka…
– Miło słyszeć.
Popatrzył na pustą paczkę po papierosach.
– Idź do kuchni, tam na półce są papierosy.
– Gdzie?
– Przy okapie. Taka szklana półka.
– Andriusza, mogę najpierw pod prysznic?
– Dobra. Sam pójdę.
Nikołajewa wstała. Zatkała dłonią pochwę. Pobiegła do łazienki. Od razu weszła pod prysznic i puściła wodę. Opłukała się szybko. Długo się podmywała. Zakręciła wodę. Krzyknęła:
– Pietia! Tfu… Andriusza! A mogę się wykąpać?
– Możesz… – dobiegło z sypialni.
Nikołajewa siadła w zimnej wannie. Puściła wodę. Zdjęła z półki płyn do kąpieli. Wypuściła strugę. Od razu po powierzchni wody rozpełzła się piana. Nikołajewa zaczęła śpiewać. Woda sięgała jej do pach. Zakręciła wodę. Podciągnęła kolana pod brodę. Zasnęła.
Przyśniła się jej Lubka Kobziewa, zamordowana w motelu „Słoneczny”. Były razem w kuchni tego mieszkania na Srietence, które Lubka wynajmowała do spółki z Czerwonym Kapturkiem. Nikołajewa siedzi przy oknie i pali papierosa. Za oknem zima, pada śnieg. W kuchni jest zimno. Nikołajewa ma na sobie lekkie, letnie ciuchy, ale na nogach wysokie szare walonki. Łubka jest boso i w granatowym szlafroku. Krząta się przy kuchni i przygotowuje swoje ulubione manty *
– Swoją drogą, jaka ze mnie idiotka – mamrocze, wyrabiając ciasto. – Dałam się zarżnąć! No też coś…
– Bolało? – pyta Nikołajewa.
– E, nie, nie bardzo. Tylko strasznie się bałam, kiedy ten debil ruszył na mnie z nożem. Normalnie cała zdrętwiałam. Trzeba było skakać przez okno, a ja, kretynka, stoję i patrzę na niego. On mnie najpierw w brzuch, a ja tego nawet nie zauważyłam, a potem w szyję… i od razu – krew, krew… słuchaj Ala, gdzie ja postawiłam pieprz?
Nikołajewa patrzy na stół. Wszystkie przedmioty są bardzo dobrze widoczne: dwa talerze, dwa widelce, nóż z rozłupaną rączką, tarka, solniczka, wałek, mąka w torebce, dziewięć krążków z ciasta. Ale pieprzniczki nie ma.
– Zawsze tak jest, kiedy czegoś trzeba – zapodzieje się i koniec. – Lubka rozgląda się dookoła. Pochyla. Zagląda pod stół.
Szłafrok rozchyla się, ukazując z grubsza zaszyte rozcięcie od szyi do wzgórka łonowego.
– O jest… – mówi Lubka.
Nikołajewa widzi pieprzniczkę pod stołem. Nachyla się, bierze ją do ręki, podaje Lubce. I nagle bardzo ostro odczuwa, że w piersi Lubki NIE BIJE SERCE. Lubka mówi, mamrocze, porusza się, ale jej serce jest nieruchome. Stoi jak popsuty budzik. Nikołajewę ogarnia potworny smutek. Ale nie z powodu śmierci Lubki, tylko z powodu martwego serca. Jest jej strasznie żal, że serce Lubki zatrzymało się i NIGDY więcej nie będzie biło. Czuje, że za chwilę się rozpłacze.