Выбрать главу

– Ta-a-a-a… – Chłopak oparł się o futrynę, wciąż trzymając sztangę. – Pierwsze słyszę. Tak wcześnie. Kamienie. U nas, ci mówię, w batalionie jeden kapral trepa wyleczył. Bo ten spać na zimnie nie mógł.

– Czemu?

– Kamienie w nerkach. Napoił go piwem. Cztery litry, ci mówię. Potem mówi: idziemy szczać. No i poszli. Trep szcza. A on go kantem dłoni po nerach – jeb! Ten – o-o-o, kurwa! Mocz z krwią. I cały piasek wyszedł z nerek. No, ci mówię! Medycyna polowa.

Chłopak odwrócił się i wyszedł.

Zadzwonił telefon. Kieła podniósł słuchawkę.

– No, strzałeczka, ziomie. A! Karwia, no co ty? Koniec, do chuja! Jutro po to jadę. Nie gadaj! Idę dziś ulicą, myślę – do chuja punka, czy naprawdę przesiądę się z tego złoma żiguli-czwórki na porządną maszynę? Aha! Tak… tak… dokładnie. Aha!

– A co, nowe auto kupujecie? – zapytał Łapin.

Giena ziewnął.

– Nie nowe. Golf rocznik dziewięć trzy.

– Macie kasę?

– Starzy parę tauzenów podrzucili.

– Nieźle.

– Chodź pozlewamy się na czacie. Jest spęd kinozaurów.

– Ale ja chciałem pogadać z Kiełą.

– Gada z Woroninem. Zdeka to potrwa. Chodź, pobanglamy w necie.

– Chodźmy…

Wrócili do pokoju Gieny. Usiedli przed komputerem. Giena szybko wszedł na czat pod imieniem KillaBee:/)

Zhus /:

Też wczoraj kupiłem Upiora w operze Argento. Liczyłem na Juliana Sandsa, bo go nigdy w chujowym filmie nie widziałem. Jest dla mnie najbardziej superanckim aktorem po Mickey Rourke. Zajebisty film!!!!/-

De Scriptor /:

„Mrok” też gówniana kopa.

Natasza/:

Ten tfuj Julian Sends to hujuwka. Tylko w Czarnoksieżniku-2 neizle gral, a ten Upiur w operze to mega kila.

KillaBee/:

Wszyscy jesteście słabojebliwe pizdolizy! A Julian Sands to siostrzeniec Ałły Pugaczowej:)

Stary Jak Mamut /:

Podagro! Gdzie cię dhtvz nosiło?

KillaBee /:

W piździe mamucicy, Kudłaty. Co się spuszczacie nad Sandsem, skoro jest Chuuulpan Khamaaaatovaaaaa z Keanu Reavvvvsem!!!! Ludzie, ja ich pokochałam i kocham!

De Scriptor /:

Schizojebizm jest nieuleczalny:/(Ale można go wykorzystać w celach pokojowych///.

Kret /:

Ta plwocina znowu wszystko zasra.

KillaBee /:

Jak nic, chłopcy:/-

Zhus /:

Mam propozycję: spierdalaj po swoim linku

Stary Jak Mamut/:

KilaBi, zamknij się na trochę. Ja tu niedawno wyczaiłem: www.clas.ru Można zamówić niszowe filmy do domu. Wziąłem ulubionego Cronenberga:)))

Kret /:

A widział ktoś Demony Daria Argento?

Vino /:

Demonów nie nakrencił Argento. Tylko albo G. Romero, albo Luciano Fulci. Wczoraj RenTV puszczał Fenomena twojego cherlawego Argento – total trash. Z havy-metalem na soundtracku.

KillaBee /:

No, kto to przyszedł! Słodko zapiał vinny słowiczek! Stoi ci jeszcze? I’m always ready, mother-fucker!!!!:/)

Vino /:

KillaBee, jak chcesz żebym cie zerżnął, aż ci łechtaczka zsinieje, to… ///!

Łapin wstał. Potarł pierś.

– Giena, sorewicz, wypalam już.

– Co jest, Łap? Weź napisz coś. Weź przypierdol coś nie jak dzieciak!

– Nie… po chuja. Chciałem z Kiełą pogadać, a on znowu o tych swoich Żydach.

– No to po chuja go zajarałeś? Trzeba było pogadać o czymś innym. Masoni i masoni… Teraz longiem będzie o tym pierdolić. Ja z nim w ogóle nie dotykam nazi-problemów. Pełny odjeb.

Łapin machnął ręką. Postał chwilę.

– Giena…

– Co? – Giena czatował.

– Skoczmy do knajpy.

– Jakiej? – Giena odwrócił się zdziwiony.

– Byle jakiej. Mam… tego… w chuj kasy.

– Skąd niby?

– Dały mi wieloryby!

Wszedł Kieła z nową butelką piwa.

– Słuchaj no, Giena. Ja ci, do chuja punka, ostatni raz powtarzam: będziesz kręcić blanty, to cię wysiedlę do praojców. Tam kręć, do chuja punka, w sraczu.

– Sto lat nie kręciłem, coś ty!

– A przedwczoraj? Jak się woziłem z foczkami. A u ciebie siedziała ta banda zmulantów. Co, może nie?

– No coś ty? Kieła? Słuchaliśmy nowego „WeWe” *.

– Nie pierdol smutów. Zjeby. Ni chuja nie kminicie bazy. – Pociągnął z butelki. – Wiesz, jaki mózg ma zdechły Czeczeniec? Jak ser szwajcarski. Z dziurami. O, takimi. Z czego? Z głupoty. Kumasz?

– Już to mówiłeś. – Giena wsunął do ust gumę do żucia. – Kieła, a od piwa wątroba obrasta tłuszczem.

– Zastanów się, do chuja punka. Ostrzegałem cię. Ostatni raz.

Kieła wyszedł.

– No, kurwa… – westchnął Giena. – Ale mi obrzydł ten męczydupa. Kurwa, czego im tak odpalmiło z tą pakernią? Witek, Szpała, Bomber – to tępaki, z dwoma zwojami, to jasne, że pakują. Ale Kieła jest mądry. Przeczytał więcej książek niż oni razem wzięci. A ten longiem: w zdrowym ciele, kurwa, zdrowy duch. I co rano mi, kurwa, wkłada do łóżka te syfiaste hantle! Kumasz? Ja śpię, kurwa, a ten mi hantle pod dupę! Mega schiza…

Łapin patrzył w monitor. Wstał.

– Idę.

– Co jest?

– Mam jeszcze sprawę…

– Łapa, co ty dziś taki?

– Jaki?

– No… jak zbity pies?

Łapin spojrzał na niego i roześmiał się. W napadzie histerycznego śmiechu zgiął się wpół.

– Co ci jest? – zdumiał się Giena.

Łapin chichotał. Giena patrzył na niego.

Łapin z trudem się uspokoił. Otarł łzy. Ciężko westchnął:

– Dobra… idę.

– A co z knajpą?

– Jaką?

– No, przecież chciałeś do knajpy?

– Żartowałem.

– No, ale masz żarty, dziecioku.

Łapin wyszedł.

Na dworze już się ściemniło. I chwycił mróz. Pod nogami trzaskały kałuże.

Łapin dobrnął do swojej klatki schodowej. Wszedł. Ściągnął windę. Spojrzał na ścianę. Było tam znajome graffiti. Dwa z nich – ACID ORTHODOX i RUINA-97 były jego dziełem. Zauważył nowy napis: URAL, NIE BÓJ SIĘ PRZEBUDZENIA.

Czarny flamaster. Wyraźny charakter pisma.

Diar

8.07.

Szosa Kijowska. Dwunasty kilometr.

Biała wołga skręciła na leśną drogę. Przejechała trzysta metrów. Skręciła jeszcze raz. Zatrzymała się na polanie.

Brzozowy zagajnik. Resztki śniegu. Poranne słońce.

Z samochodu wysiedli dwaj mężczyźni.

Botwin: 39 lat, tęgi, blondyn, niebieskie oczy, poczciwa twarz, granatowo-zielona dresowa kurtka, granatowo-zielone spodnie z białym lampasem, czarne adidasy.

Neilands: 25 lat, wysoki, szczupły, blondyn, stanowczy, srogi, niebieskie oczy, ostre rysy twarzy, brązowy płaszcz.

Otworzyli bagażnik. Leżała tam Nikołajewa: 22 lata, ładniutka blondynka, niebieskie oczy, krótkie futro z lisa, wysokie kozaki z czarnego zamszu, usta zaklejone białym plastrem, kajdanki.

Wyciągnęli ją z bagażnika. Wierzgała nogami. Wyła.

Neilands wyjął nóż. Rozciął futro na plecach. I na rękawach. Futro upadło na ziemię. Pod futrem była czerwona sukienka. Neilands rozciął ją. Rozciął stanik.

Biust średnich rozmiarów. Malutkie sutki.

Zaciągnęli dziewczynę pod brzozę. Zaczęli przywiązywać.

Nikołajewa krzyknęła gardłowo. Zaczęła się wyrywać, szyja i twarz jej poczerwieniały.

– Nie za mocno. Żeby mogła swobodnie oddychać. – Botwin przyciskał szarpiące się ramiona do brzozy.

– Jest w porządku. – Neilands pracował w skupieniu.

Skończyli. Botwin wyjął z samochodu podłużny biały futerał-lodówkę. Otworzył. W środku leżał lodowy młot: regularny, potężny bijak, drewniany trzonek, skórzane rzemienie.

Neilands wyciągnął z kieszeni monetę jednorublową.

– Orzeł.

вернуться

* Ukraińska grupa Vopli Vidoplasova