Выбрать главу

Główna arteria, ulica Puszkina, biegnie wzdłuż rzeki. Znajduje się przy niej Dom Towarowy, księgarnia i sklep zoologiczny. Zaczyna się obok mostu przez rzekę Griaznuchę, dzielącą miasto na historyczny gród i podgrodzie, kończy się natomiast przy parku miejskim, w którym znajduje się estrada, strzelnica i karuzela oraz letnia czytelnia pod parasolami.

Komunikacja z Wołogdą autobusem (sześć godzin) albo samolotem (godzina). Do Archangielska można dotrzeć samolotem (półtorej godziny) albo statkiem (przez Ustiug i Kotłaz) — cztery doby.

Przybysze kosmiczni zaczęli się w mieście pojawiać w roku 1967. Ich wcześniejszych śladów nie wykryto.

Przełożył TADEUSZ GOSK

TRZEBA POMÓC

Korneliusz Udałow siedział w domu i oglądał telewizją. Na dworze było parszywie. Siąpił deszcz, hulał wiatr, mokre liście fruwały po ulicy. Słowem, pogoda była taka, na jaką dobry gospodarz psa z domu nie wypędzi. Żona Ksenia wzięła dzieci i poszła do przyjaciółki mieszkającej po drugiej stronie ulicy. A Udałow został. Program był tak nudny, że chciało się wyć albo wyłączyć odbiornik i iść spać. Ale Korneliusz był za leniwy, żeby wstać z fotela. Kiedy jednak wreszcie zdecydował się i nacisnął guzik, w pokoju pojawiła się istota z trzema nogami, czerwonymi oczami i w okularach.

— Dzień dobry — powiedziała po rosyjsku, ale z silnym obcym akcentem. — Wybaczcie mój wymowa. Ja uczyłem wasz język na gwałt. Nie niepokójcie się mój zewnętrzny wygląd. Ja można siąść?

— Siadajcie — powiedział Udałow. — Jak tam na dworze, siąpi jeszcze?

— Ja prosto z kosmos — powiedziała istota. — Leciał w siłowe pole. Deszcz nie moknie.

— I po co wam taki kłopot? — zapytał Udałow.

— Ja wam jestem przeszkodzony?

— Nie, i tak nie ma co robić. Opowiadajcie. Herbaty się napijecie?

— To dla mnie być gwałtowna trucizna. Nie, dziękuję.

— Racja, jeśli szkodzi, to nie pijcie.

— Ja umierać od herbata w konwulsje — przyznał się gość.

— Dobra, obędziemy się bez herbaty.

Istota podkurczyła pod siebie wszystkie trzy nogi, wskoczyła na fotel i wyciągnęła przed siebie łapkę z mnóstwem pazurków.

— Udałow — powiedziała z naciskiem. — Trzeba pomóc.

— W porządku — powiedział Udałow. — Czym możemy, pomożemy. Tylko żeby na dwór nie wychodzić.

— Trzeba wychodzić na dwór — powiedziała istota.

— Szkoda.

— Ja proszę wybaczyć, ale najpierw zaczynajcie nas słuchać — powiedziała istota i wypuściła z otworu gębowego kłąb różowego, ostro pachnącego dymu.

— Przeziębienie — powiedziała. — Bardzo daleka jest droga. Trzy tysiące rok świetlny i osiemset tam i z powrotem. Wielki nieprzyjemność. Zdychaj krupiki.

— Szkoda — powiedział Udałow. — To wasi krewni?

— Ja wytłumaczę? — zapytała istota.

Udałow skinął głową, a potem wziął arkusz papieru i długopis, żeby w razie czego od razu notować.

— Ja mam osiem minuta. Ja się nazywać Fywa. Ja jest z jedna planeta w constelation nader odległy, wasz astronom wie, a wy nie wie.

Udałow zgodził się.

— My są dawno przyleciane do was na Ziemia, brali doświadczenia i egzemplarze. Trochę pomagaj budować piramida Cheopsa i pisać Mahabharata, hinduski epos. Bardzo traktowali z szacunkiem, obcy nie ruszali. Jeden raz wzięli wasze krupiki i zawieźli na nasza planeta.

— Czekajcie — przerwał Udałow. — Co to są krupiki?

— Ja zapominaj wasz słowo. Malutki, szary, z uszami, siedzi pod choinką, skacze. Krupiki.

— Zając? — zapytał Udałow.

— Nie — zaoponowała istota. — Zając ja wiem, królik wiem, kangur wiem. Inny zwierz. Nie bardzo ważny. Genetycy próbowali, wielkiego wyhodowali, nowy gatunek. Cała planeta w krupikach. Bardzo ważne w gospodarstwo. Krupiki zdychać. Kryzys ekonomiczny. Od rana jadać krupika.

„Co to może być? — męczył się Udałow. — Może skoczek pustynny?”

— Nie — odparła istota na myśl Udałowa — skoczek nie. Wiele lat mijać. Trzy dzień do tyłu krupiki zaczynać chorować. I zdychać. Wszyscy uczeni robią eksperyment. Środek nie ma. Środek tylko u was. Na Ziemia. Dziś rano mnie wołać i powiedzieć: — Leć, Fywa, ratuj nasz cywilizacja. Ja biegle powiedział?

— Zrozumiałem — odparł Udałow. — Tylko mam pytanie: kiedy, powiadacie, ruszyliście do nas?

— Dzisiaj. Śniadanie zjadł i poleciał.

— A ile, powiadacie, przelecieliście?

— Trzy tysiąc świetlny rok.

— Bzdury — powiedział Udałow. — Takich szybkości nauka nie zna.

— Jeśli prosto lecieć, nie zna — zgodził się gość. — Tylko inny zasada. Ja lecę po czasie.

— No, no, opowiadajcie — poprosił Udałow, który z natury był ciekawy i nigdy nie pominął okazji, aby dowiedzieć się czegoś nowego.

— Jedna minuta opowiedział, bardzo krótko. Czas mało. My podróżować po czasie. Jedna chwila, tysiąc rok do tyłu.

— No to wylądujecie na swojej planecie tysiąc lat wcześniej.

— Jaki naiwność! Nie waż się czytać fantastyczna książka! Fantastyczny pisarz nauka nie zna, jeden od drugiego ściąga. Twoja Ziemia na miejsce stoi?

— Nie, lata dokoła Słońca.

— A Słońce?

— Też leci.

— Tak, zwykły dyrektor budowa, a wie. Pisarz Wells, pisarz Parnow nie wie. Jaki wstyd! Skocz do jutra, skocz w godzinę jedną do przodu, wyskocz z komory i nie ma pod tobą żadnej Ziemia. Ty już w kosmos, a Ziemia odleciał dalej, spod ciebie odleciał. Tak prosto. A jak na sto lat skoczę w tył, albo do przodu, Ziemia za ten czas odleciał daleko, daleko. A inny planeta albo gwiazda na to miejsce przyleciał. Ty wyskoczył już na inna planeta. Tylko liczyć trzeba. Bardzo dużo obliczenie robić. Chybisz i zraz.

— Klops — poprawił gościa Udałow, bardzo uradowany tym, że okazał się mądrzejszy od znanych pisarzy. — A do przodu też można skakać?

— Nie — odparła istota. — Czas jak ocean. Co było, jest, czego nie było, jeszcze nie ma. Ty możesz w ocean skakaj, nurkuj, znowu się wynurzaj. Bardzo dobrze liczyć, sto lat nazad skakaj, jedna planeta. Jeszcze pięćdziesiąt lat w drugi strona, jeszcze planeta. Trzy razy skakaj i już na Ziemia. Tylko bardzo trudno. Każdy dzień nie wolno skakaj. Bywa, że raz na sto lat można. Czasem trzy razy w godzinę. Zostało dla mnie trzy minuta, bo inaczej do domu nie trafię.

— Dobra — powiedział Udałow. — Wszystko jasne. A krupiki, to może myszy?

— Nie, myszy nie — powiedział gość. — Pomagać będziesz?

— Obowiązkowo — odparł Udałow.

— W twój miasto — powiedział przybysz — jest jeden środek. Czerwony kwiatek. Rośnie na okno. Jedna babka.

— Ziele?

— Nie, człowiek-babka. Ulica Merkartowa, dom trzy. Kwiatek trzeba zerwał i dawał mnie. Ja powiedział dziękuję w imieniu cała planeta. Krupiki też żyją. Też dziękuję. Jedna godzina czasu masz. Ja z powrotem lecę i kwiatek wziął.

— A dlaczego sam kwiatka nie kupiłeś?

— Nie wolno, babka bardzo straszy. Trzy noga ze mnie rosnąć. Nie wychodzi. W tobie cała nadzieja jest…

Przy tych słowach przybysz rozwiał się w powietrzu, bo właśnie upłynęła ósma minuta. Najprawdopodobniej rozpoczął swoje skoki w czasie, aby powrócić do domu i tam zameldować, że nawiązał kontakt z Korneliuszem Udałowem, który zgodził się pomóc.

Udałow przetarł oczy i popatrzył na fotel, w którym jeszcze przed chwilą siedział przybysz. Fotel miał pośrodku świeże wgniecenie. Wizyta nie była snem, a skoro tak, trzeba będzie pomóc braciom w rozumie. Ale co to za krupiki? Może lis? Może wilk?